DRUGI OBIEG

Piątek, 1 listopada 2024

 

1.

Rzym. Halloween. Roje, istne roje dzieci poprzebieranych w naj-okrop-niej-sze, najbardziej prze-ra-ża-ją-ce kostiumy, napadają na sklepiki i knajpy z szantażem: „dolcetto o scherzetto” – cukierek czy psikus? Bobasy, ledwie co nauczone chodzenia z wielkim przejęciem traktują rytuał przebierania, znajdują w tym dziką przyjemność, wyzwalając w starym D.O. refleksje na temat dziwnej ludzkiej natury. Brzdące nie nauczyły się jeszcze dobrze jej ukrywać, po nich widać najlepiej całą pokręconą naturę człowieczą, całe okrucieństwo i całą słodycz w jednym.

Ale przebierają się również dorośli, dla dobra dzieci, dla zgrywu, dla przyjaciół, na nocne party. D.O. spotkał doskonałego Belzebuba i jędzę tyleż ponętną, co przerażającą. Jak wiele młodych kusicielek w dni powszednie, a nie od święta.

Acha, D.O. byłby zapomniał.

Cała ta orgia halloweenowa odbywa się w Rzymie ze szczególnym uwzględnieniem okolic Watykanu, gdzie D.O. przemieszkuje. I kler może im chwilowo naskoczyć na puklerz.

 

2.

Żeby wierzyć w świętych, Wszystkich Świętych, czy każdego z osobna, trzeba wierzyć w cuda.

No, co ty?! W cuda wierzysz?!

Nie, D.O. w cuda nie wierzy, sorry, jak mawia Aleksander Kwaśniewski „nie mam tego daru”.

Większość ludzi błędnie utożsamia 1 listopada z Zaduszkami, za-duszki się módlcie. Święto zmarłych jest dzień później, ale, jak sama nazwa mówi, Święto Zmarłych nie jest świętem, więc wszyscy pędzą na groby dzisiaj.

To niesamowite: w garażu pod blokiem D.O. w Warszawie na Wszystkich świętych robi się pusto, Warszawiacy wracają masowo do domów, tam, gdzie groby ich zmarłych.

Niby tak długo tu mieszkał, ale dopiero wczoraj D.O. zauważył, że na zazwyczaj zatłoczonych do niemożliwości ulicach nawet dostatnich burżuazyjnych dzielnic Rzymu pojawiło się mnóstwo wolnych miejsc parkingowych, co w normalne dni graniczy z cudem. Widać Rzymianie też wracają do domów.

 

3.

W życiu D.O. życie na ogół miało wielką przewagę nad śmiercią. W tym sensie, że poświęcał się śmierci niezwykle rzadko, właściwie tylko w przygotowaniu i samym pogrzebie matki.

Poza tym wpadał na pogrzeby ludzi, których kochał jak po ogień.

Przez prawie 30 lat był z dala od ojczyzny/matczyzny, umierali ludzie u bliscy, a on sobie siedział w Rzymie i choć ich kochał, to nie odprowadzał ich na cmentarze, nie wrzucał garści ziemi na ich trumny czy urny.

A odkąd wrócił do Polski, najpierw na dochodne, potem na stałe, po 2005 roku, było wielu ludzi, których kochał i szanował, na których pogrzeby chciałby pójść, ale nie mógł, bo praca, bo trzeba było przygotować program, bo show must go on. Na niektóre chodził, ale zostawał do końca ceremonii dosłownie na kilku, bo trzeba było wracać do pracy.

No i tak, jeden po drugim, odchodzili ludzie wielcy, ludzie dobrzy, ludzie mądrzy, a D.O. nie mógł im oddać należnego hołdu, bo praca wzywała.

I ma dzisiaj ból duszy nieutulony, bo tym ludziom dać mógł niewiele, ale to, co mógł, to, co było jego moralnym imperatywem: oddać cześć po śmierci, robił zdawkowo, nie do końca, nie przepracował, nie przeżył tego tak dogłębnie, jak oni by na to zasługiwali.

Tak, tak, oni już nie żyli, im wzruszenia D.O. psu na budę, im jego pogrzebowa zdawkowość D.O. w niczym nie przeszkadza.

Ale D.O. ma wysoko wyrobione poczucie obowiązku i ten niespełniony obowiązek bardzo mu dziś ciąży.

Macie podobnie, szanowni Czytelnicy? Niedosyt oddanego hołdu, niedosyt rozpaczy?

D.O. stara się to nadrabiać oddając w miarę swoich mizernych możliwości hołd żyjącym, dobrym, mądrym, wielkim. Ale to na ogół Polacy, więc często patrzą na D.O. podejrzliwie: „czy on czegoś chce, dlaczego on tak udaje, skąd ta wylewność, czołobitność, przesadnie okazywany szacunek”?

I tak źle i tak niedobrze.

 

4.

Wczoraj rano, elektrycznym skuterem na minuty, D.O. pojechał (wreszcie!) do nowej siedziby Stampa Estera, Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej, które przez 15 lat było jego domem, miejscem pracy i miejscem spotykania Przyjaciół, wybitnych (to nie zdawkowe, naprawdę wybitnych) dziennikarzy z całego świata, dokładnie z 52 krajów w okresie największej prosperity mediów drukowanych.

To już trzecia siedziba naszego Stowarzyszenia w ciągu dziennikarskiego życia D.O. (licząc od 1990 roku, odkąd D.O. mógł znowu publikować w Polsce, po 15-letniej niemal przerwie).

Poprzednia była 100 metrów od Fontanny di Trevi, obecna, od roku mieści się przy centralnym Piazza Venezia, a dokładniej w Palazzo Grazioli, gdzie aż do swojej śmierci miał swoją rzymską siedzibę Silvio Berlusconi.

Zupełnie przypadkiem D.O. przybył tam w dzień Zgromadzenia Ogólnego członków Stowarzyszenia, a nie jest już sam jego członkiem, więc się dość szybko wycofał, ale zdołał się uściskać z pół tuzinem Starych, drogich Przyjaciół, którzy rozpromienili się na jego widok, rzucili u się na szyję.

D.O. wróci tam w poniedziałek, bo teraz przez 3 dni siedziba w Palazzo Grazioli będzie oczywiście zamknięta. Ale nic, odkuje to sobie D.O. po weekendzie.

Co za rozkosz.

 

5.

Ale czar pryska, kiedy się wychodzi poza strefę komfortu, tj. na zewnątrz. Zwyczajowe bordello, zwyczajowy śmietnik, chaos, paranoiczny ruch samochodowy (słowo „ruch” jest tu zupełnie nie na miejscu) pogłębiony jest przez wszechobecne wykopki i bardzo, bardzo głupią organizację ruchu; nie ma mowy o przejechaniu dwóch skrzyżować z rzędu na zielonym świetle. Najgorzej jest na Piazza Venezia właśnie i w pobliżu Watykanu.

Co dało powód, by D.O. wyrosła na szyi gula wielkości piłki lekarskiej.

Czemu? A bo całe to bordello jest z okazji zaplanowanego na przyszły roku Giubileo 2025, czyli Jubileuszowego roku Kościoła katolickiego.

Czy za te wszystkie prace, wykopki, renowacje płaci Watykan?

Ano zgadnij, drogi Czytelniku.

Zgadłeś!

Skąd wiedziałeś?

 

6.

Kiedy popatrzysz niżej, na zdjęcia, dostrzeżesz, jak wygląda Rzym poza sezonem turystycznym.

No.

No to wiedz, że w ramach przygotowań do roku jubileuszowego Kościoła katolickiego, czyli powszechnego, opróżniono z wody Fontannę do Trevi. Po kilku latach znowu ją remontują.

Monety dalej można wrzucać. Troskliwe władze miasta ustawiły przed fontanną wannę z wodą.

Te monetki to równowartość ok. 3000 euro, co 24 godziny. Monety są wyławiane i idą na potrzeby miasta.

Więc remont remontem, ale pieniądze non olet.

 

Poranek w barze na rogu. Pana bezdomnego nie było cały dzień. D.O. zaniepokojony.

 

 

 

Przepastne korytarze Stampa Estera, gdzie D.O. przynależy i gdzie chciałby ze wszech sił wrócić. Tyle, że D.O. nikt nie chce, nikt nie chce jego korespondencji, jego wiedzy o Włoszech, jego walki ze stereotypami na ich temat. Starzyśmy się zrobili.

 

 

To w tych komnatach, które były Berlusconiego, są teraz miejsca pracy dla dziennikarzy zagranicznych – stałych korespondentów z Woch. D.O. bardzo by chciał mieć jedno z tych miejsc do pracy. Tyle, że D.O. nikt już nie chce…

Piazza Risorgimento tuż obok murów watykańskich. Powiedzieć bordello to za mało.

 

 

 

Dior patrzy w oczy Monclerowi.

 

 

Tu się ubiera diabeł.

 

 

 

Tu jest bardzo, ale to bardzo drogo, ale do większości tych sklepów stoją kolejki chętnych. W drzwiach tych sklepów stoi dwóch-trzech osiłków w baaardzo eleganckichi garniturach i pilnują, by nie wszedł tam nikt z niewystarczająco grubym portfelem i swoją nachalną ciekawością przeszkadzał naprawdę bogatym wydawać swoje tysiące i tysiące eurasków na szaliczki i rękawiczki, na sukienki i spodenki.

 

 

 

 

 

 

A teraz trochę napotkanych witryn sklepowych. W Warszawie takich nie mają. Ani Amora i Psyche w stoju niekompletnym, ani umywaleczki z czerwonego granitu i trawertynu, ani bibelotów, durnostojek za grube tysiące.

 

 

 

Mokre sny każdego burżuja zostaną tu zaspokojone.

 

 

 

Burżuj ściany udekoruje, biureczko stylowy ampir, jak pisał Boy.

 

U Luśka Wuitona już Boże Narodzenie.

Ależ te laski długonogie! Wy też takie macie, drogie Czytelniczki?

 

 

Rzym poza sezonem turystycznym.

 

 

Rzym poza sezonem turystycznym

 

 

T się po włosku nazywa „colpo d’occhio. Dosłownie: cios okiem.

 

 

 

 

 

Komentarze

  1. Uuuu... Pierwszy. Wspaniały spacer z D. O. po Rzymie nie sezonowym... Refleksje zaduszne podobne... Upływa szybko życie. Pozdrawiam z Ponidzia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję.
    Dobrze, że DO w całej tej nostaligii nie zatracił poczucia humoru :-)
    A że świat się zmienia, nie koniecznie na lepsze, zwłaszcza z perspektywy upływu dziesiątek lat, to żadne odkrycie (bez urazy DO) tak było, jest i będzie. Sztuką jest nie obrażać się na ten świat i dalej działać. DO oraz paru innych znanych WS ludzi, świetnie daje sobie z tym radę, angażujac się i dając z siebie wielu innym ludziom całkiem sporo. Według WS świadczy to o wielkości ducha takich właśnie ludzi jak DO i Jemu podobnych.

    OdpowiedzUsuń
  3. W Rzymie sezon trwa cały rok, jak widać. Oj, napiłabym się tej kawki w takiej lokalizacji, że nie wspomnę o towarzystwie, to już byłby zaszczyt.

    OdpowiedzUsuń
  4. W Rzymie byłam 4 razy. Dwa razy z wycieczką i 2 razy prywatnie z mężem i córką. W wynajętym mieszkaniu....I jestem w mieście zakochana. Do 1998 nigdzie nie byliśmy bo stać nad nie było.Po tym roku przez 20 lat zwiedzaliśmy Europę, a teraz już zdrowie nie pozwala...Rzymu zazdroszczę, choć te tłumy są denerwujące.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale że Bezdomnego nie było? Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzym i od razu Pan Jacek w lepszym humorze. I wierni czytelnicy też bardzo uradowani. Nigdy nie byłem w Rzymie o takiej porze roku, ale dzięki D.O. przynajmniej wiem,że tam wtedy równie pięknie niż w sezonie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga