DRUGI OBIEG
Poniedziałek, 4 listopada 2024
1.
Krokomierz na telefonie D.O. mówi mu, że jak chce być
zdrowy, to musi przejść 11 tysięcy kroków dziennie.
D.O. przeszedł i za żadne licho nie czuje się zdrowszy! Nogi
bolą jak wszyscy diabli, zwłaszcza stopy i łydki, a kręgosłup tak wali, że D.O.
chodzi w pół zgięty i przy każdym kroku jęczy.
A jak siedzi cały dzień przed komputerem w swoim wygodnym fotelu, to wcale tak nie ma. Z tego wynika, że ten krokomierz to musi być jakiś ruski agent, który chce D.O. tanim kosztem wykończyć.
No bo zasadniczo Rzym nie sprzyja spacerom staruszków. Tam,
gdzie są chodniki, jest i tłum, tam są samochody w ilościach hurtowych, tam
spaliny jak w komorze gazowej. No i chodniki, jak to w Rzymie, równe nie są, na
każdym kroku czają się dziury i wybrzuszenia, zupełnie, jak na jezdniach.
Więc D.O. raczej na szerokie, ochodnikowane trakty nie
ciągnie, tylko w zaułki. A tam – osławione sampietrini. Bazaltowe, czarne
kostki, które wzięły swą nazwę oczywiście od San Pietro, Świętego Piotra. Nie
Szymona „et ego dico tibi quia tu es Petrus et super hanc petram aedificabo
ecclesiam mea”, tylko bazyliki Świętego Piotra, wokół której położono ten
rodzaj zdradzieckiej nawierzchni.
Szatański wynalazek: to cholerstwo stoi każe w inną stronę,
chętnie się rusza i spod nóg usuwa, trzeba w szpary między nimi lać asfalt albo
inne spoiwo, ale wystarczy, żeby się po tym przejechał samochód, a zaraz się a
to wypiętrza, a to zapada. Buty zdziera, jak ta lala, a kostki wygina na każdą
stronę taj tamta lala.
I z tego to powodu D.O. apeluje do krokomierza, żeby
przechadzki po sampietrini liczył podwójnie!
2.
Ale szczerze mówiąc nie po sampietrini się D.O. przechadzał,
tylko o asfalcie i to, jak na Rzym, dosyć gładkim. Albowiem wybrał się z
rodzinną wycieczką do rzymskiego ZOO, pardon, chiedo scusa, do rzymskiego
Bioparku.
I tu ma następujące refleksje:
·
Bozia niesprawiedliwie potraktowała kulę
ziemską, bo tu w środku srogiej jesieni wszystko nadal kwitnie i pachnie
·
Tutaj, a także w innych bioparkach można
zrozumieć, jakim dalekowzrocznym geniuszem był Jan Żabiński, twórca Ogrodu Zoologicznego w Warszawie.
Albowiem tutaj, choćby stawali na głowie, zwierzęta żyją w
niewoli i na każdym kroku układ Ogrodu to podkreśla. Wszędzie klatki, kraty,
druty. Zwierzęta są nieszczęśliwe, są wystawione na pośmiewisko gawiedzi, która
nawet nie może im się dobrze przez te wszystkie kraty i zasieki przyjrzeć.
Zwłaszcza przez nie sprawiające wrażenia pancernych szyby, zapaćkane ludzkimi
rękami i nosami.
To wszystko sprawia, że o wiele łatwiej i przyjemniej jest
podziwiać rośliny, drzewa, krzewy, trawy, których jest tu mnóstwo, w tym sporo
bardzo egzotycznych.
3.
W Warszawie nie przyszło by D.O. do głowy wybierać się do
ZOO w niedzielne południe; często przejeżdżał Wybrzeżem Szczecińskim i
Ratuszową i widział to pandemonium: również tam prezydent Trzaskowski przymusza
przybyszów z kraju i zagranicy do dojazdu zbiorkomem lub rowerami, bo miejsc
parkingowych tam jak na lekarstwo, straż miejska zaciera ręce, bo się obłowi
tysiącami mandatów, a zwiedzający mimo to walą drzwiami i oknami.
Tutaj, w Rzymie, jeśli to możliwe, to chętnych było jeszcze
więcej niż w Warszawie, bo i pogoda aż się prosi: w środku lata można zejść na
udar słoneczny, a teraz słoneczko świeci, ale nie powala: 22 stopnie w cieniu
to w sam razik, pod warunkiem, że się jest właśnie w cieniu, bo bez cienia i
tak można doznać szoku termicznego. Z tego wynika: a. hordy dzieci biegają jak
oszalałe; b. połowa z nich wrzeszczy w niebogłosy, druga zanosi się głośnym
płaczem.
D.O. chciał o nich powiedzieć „rozwydrzona”, ale potem
obejrzał zza brudnej szyby stadko wtulonych w siebie, statecznych wydr i uznał,
że to określenie zupełnie do dzieci nie pasuje. Ruchy wiewiórcze, dźwięki
kojotowe.
Ulubiona przez niebiosa ziemia włoska oraz nieskończona
seria ruchów tektonicznych i wreszcie, last but not least, świadoma działalność
człowieka sprawiły, że teren rzymskiego bioparku jest nadzwyczaj urozmaicony,
górki, dołki, stawy, a nawet małe wodospadziki (a durny krokomierz nie bierze
pod uwagę wspinaczek!). I rośnie tam tak wiele botaniki, że wielu zwierząt zza
niej nie widać. A sfotografowanie ich w jakiej-takiej jakości graniczy z cudem.
Ale jesteśmy we Włoszech więc w bioparku można robić wiele innych rzeczy, w tym to, co Włosi lubią najbardziej, czyli jeść. D.O. naliczył trzy knajpki, dwie z hamburgerami i jedną z pastą, czyli kluskami. Trzeba odstać? No, trzeba. Ale, jak dowiedziałeś się, Czytelniku z wczorajszego wydania Drugiego Obiegu, na Trastevere też trzeba, więc zasadniczej różnicy nie ma, a rytuałowi musi stać się zadość.
Uszczelnianie sampietrini na Via Giulia w Rzymie. Ta antyczna strada jest cała wywrócona, rozkopana i poszargana, jak zresztą wiele innych ulic i placów rzymskich. Pan burmistrz Roberto Gualtieri ma tę zaletę, że a. coś robi, choć chaotycznie i bez brania pod uwagę, jak bardzo oszpeca Rzym i utrudnia życie jego mieszkańcom i milionom turystów; b. sprawia, że Trzaskowski nieco w oczach D.O. zyskuje, choć niewiele.
Cóż: rzymski środek jesieni nieco się różni od
warszawskiego.
Jest słońce, są kolory, zwłaszcza zielony.
D.O. lubić palmy! Te akurat rosną w bioparku.
Ale rybsztyk!
Czy D.O. już wspomniał, że późna jesień w Rzymie jest nieco
inna niż w Polsce?
No, nie wiem, nie wiem… Zielone z czerwonym? Nie pasuje!
Plumbago (to z lewej) to nawet w „palmiarni” D.O. kwitnie na
niebiesko. Choć nie aż takimi spektakularnymi kaskadami.
Wujek gógle mówi, że to jest … Psianka Szafirowa (Solanum
rantonettii).
Może polska nazwa porywająca nie jest, ale krzaczek z
kwiatkiem ładny.
Te różowiutkie kwiatki to podobno Cantua buxifolia – gatunek
rośliny należący do rodziny wielosiłowatych. Pochodzi z Peru i Boliwii, rośnie
dziko na wysokości od 1.200 do 3.800 m n.p.m. Często uprawiana jako roślina
ozdobna. Znana w obszarze występowania pod nazwą miejscową kantuta pochodzącą z
języka keczua qantu. Mądry ten D.O., nie? Potrafi nawet w Wikipedii poszperać!
Małpa
Znowu małpa. Makatka. A nie, makatka to na ścianie.
A to nie małpa.
Parka. D.O. nie wie, który chłopiec, a która dziewczynka. W
każdym razie na jednym wybiegu są odgrodzone.
Konik garbusek.
Hip hip, hipcio, surykatki szare, ale za to lemur wari
czerwony.
Było też sporo królów Julianów, ale żadna ich fotka nie
wyszła ostra.
Hipcie dwa
Otarie (brutalizowane przez Otariusza Wielkiego, co widać na
filmie, którego zapewne, jak zwykle, D.O. zapomni opublikować)
O, tak brutalizowane.
I to się nazywa w szeregu zbiórka! Od najmniejszego do
najmniejszego.
Tego smoka D.O. widział po raz pierwszy. Kawał smoka, nie ma
co!
Odpoczynek wojowników. Fotki skandaliczne, ale nie z winy
D.O., tylko zarządców bioparku.
Jakoś D.O. wyciągnął to szare na szarym przez mało
przezroczystą szybę, wystarczająco, żeby poznać cóż to za zwierz.
Posiłek na pewnym poziomie
Łyka wszystko jak pelikan
Nel mezzo del
cammin di nostra vita
mi ritrovai per
una selva oscura
ché la diritta
via era smarrita.
Ahi quanto a dir qual era è cosa dura
esta selva
selvaggia e aspra e forte
che nel pensier
rinova la paura!
W Mołdawii, po przeliczeniu 76% głosów prounijna Maia Sandu
zgromadziła 48%, natomiast rosyjski agent Alexandr Stoianoglo – 52%. Tragedia.
https://www.deschide.md/articole/peste-76-din-procese-verbale-procesate
Wstępne wyniki // Maia Sandu wychodzi na prowadzenie po policzeniu
ponad 1,4 miliona głosów
Niezły thriller…
Po przeliczeniu 98% głosów Sandu prowadziła z wynikiem
54,35%, podała Centralna Komisja Wyborcza. Zdecydowały głosy diaspory.
Ujawniono: miliarderzy są „ostatecznymi beneficjentami”
powiązanymi z 3 mld euro dotacji dla rolnictwa UE
Tysiące małych gospodarstw zostało zamkniętych, zgodnie z
analizą oficjalnych, ale niejasnych danych z państw członkowskich UE
w latach 2018–2021 Unia Europejska przyznała hojne dotacje
rolnicze przedsiębiorstwom kilkunastu miliarderów, w tym przedsiębiorstwom
należącym do byłego premiera Czech Andreja Babiša i brytyjskiego biznesmena sir
Jamesa Dysona.
Serdecznie witam w nowym tygodniu, miesiącu.
OdpowiedzUsuńPrzepięknie i ciekawe widoki z zoo dały troszeczkę ciepła.
Mai wygrała, świetnie.,Putin przegrał chociaż w tym małym państwie.
Krokomierz proponuję wyrzucić.
Pozdrawiam cieplutko.
Nazywasz się Milijon – bo za miliony kochasz i cierpisz katusze...
OdpowiedzUsuńdziękuję za poranną pracę , to szalone chodzenie (i ten krokomierz) to jakieś katusze , w naszym wieku powinniśmy spacery odbywać dla przyjemności . Podobnie jak D.O. z wielkim niepokojem oczekuję wyniku wyborów w "stanach" wczoraj na jednym z programów tv widziałem migawkę tzw.polonii zidiociałych facetów i jakieś baby ( przepraszam kobiety) tłumaczących fascynację opalonym mężczyzną kandydata na prezydenta ZGROZA żeby było ciekawiej pokazano również wielu funkcjonariuszy pisu przy kandydacie .BRAK SŁÓW .Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńByłam w zoo kilkadziesiąt lat temu. Mała Diana, córka bułgarskich przyjaciół, śmiała się, że w zoo jest osioł, tam tak popularny jak u nas koń.
OdpowiedzUsuńMołdawia uratowana, czy Ameryka też będzie?
Pozdrawiam
Dzięki piękne Panie Jacku. Na szczęście Mołdawia poprawia humor!!!
OdpowiedzUsuńAleż Sandu chyba wygrała!!!
OdpowiedzUsuń