DRUGI OBIEG
Środa, 1 stycznia 2025
1.
Poszedł D.O. na Krakowskie Przedmieście, popatrzeć na światełka i zrobić jakąś
przyzwoitą liczbę kroków. Bo, co prawda, krokomierz codziennie pisze D.O.
„jesteś coraz lepszy”, nawet jeśli D.O. się byczył i nie wstawał z łóżka, ale
swoje wie, a gdyby miał wątpliwości, to potwierdzi mu to waga.
W powietrzu wisiał drobny mż, co mży i mży, nie na tyle, żeby rozpościerać
parasolkę, ale na tyle, by szmacianą rękawiczką przecierać okulary.
Porobił D.O. trochę fotek, co je poniżej można oglądać, ale właściwie powinien
był nagrywać na dyktafon to, co słyszał. Słyszał bardzo wielu Włochów, trochę
Hiszpanów i ze dwie pary Francuzów. Oczywiście nie było ich tylu, co Ukraińców,
a zwłaszcza Ukrainek, ale było ich naprawdę dużo.
Co to oznacza?
Ano dwie rzeczy.
Po pierwsze, że Warszawa staje się dla całkiem sporej liczby mieszkańców Europy
miejscem, do którego warto przyjechać, by spędzić Sylwestra, by powitać nowy
rok.
Po drugie, że Polska wyrwała się z amorficznej masy „krajów Wschodu” i zyskała
w powszechnej świadomości własne, odrębne miejsce.
A dlaczego D.O. żałuje, że nie nagrywał dźwięku?
Bo w tym co mówili do siebie przybysze, spacerujący po Krakowskim Przedmieściu
było tyle zachwytu, że aż ociekał.
D.O. nie raz i nie dwa był świadkiem, jak cudzoziemcom, jego Znajomym, a więc w
świecie bywałym, szczęka opadała na chodnik podczas wspólnych spacerów po
Warszawie. Ale tyle ochów i achów, po włosku, francusku i hiszpańsku, co się
D.O. podczas sylwestrowego spaceru nasłuchał, to jeszcze nie było.
Jest D.O. taki szczęśliwy, słuchając tych pochwał, wiedząc, że się tu dobrze
czują.
Rozejrzyj się więc wokół siebie i ty, Czytelniku. Potrafisz spojrzeć na swoją
małą ojczyznę oczami cudzoziemca, odrzucić przyzwyczajenie, opatrzenie? Podoba
ci się to, co widzisz?
To nie dopuść, by źli i głupi ludzie ci to zniszczyli w tym nowym roku 2025.
2.
Za chwilę D.O. pojedzie sobie w pustą Warszawę z kolejną wizytą gospodarczą.
Oburzy się na pozostałości chińskich fajerwerków rozrzuconych wszędzie dookoła,
dojrzy mnóstwo pomazanych rękami debilnych gnojków ścian, ale poza tym, jak co
roku, duma go będzie rozpierać, że to miasto, którego miało nie być, które czczony
patron konfederatów z Rosją i pisowskiej szajki skazał na zagładę. I które
zostało zgładzone i planowano je porzucić, jako symbol faszystowskiego
barbarzyństwa, ale – jak pisze Grzegorz Piątek (patrz rozmowę z nim w „Allegro
ma non troppo” – Stalin się na to nie zgodził i kazał odbudowywać. I postawił w
jego środku symbol rosyjskiej dominacji.
Nie masz, Czytelniku, pojęcia, jak D.O. denerwuje, kiedy wszyscy właściwie
cudzoziemcy, zachwyceni Warszawą, domagają się zawiezienia pod ten symbol,
uważając, że jest on egzotycznym kuriozum, ciekawszym od szklanych wieżowców,
czy odrestaurowanych i zrewitalizowanych starych fabryk i hal, zamienionych w
miejsca integracji mieszkańców i przybyszów. D.O. lubi ich wielojęzyczny gwar,
choć zawsze, ale to zawsze, puszczają tam muzykę zdecydowanie za głośno, więc
się pogadać nie da.
Poniżej pałac Potockich/Czartoryskich – ministerstwo Kultury i czegoś tam jeszcze, gdzie afera goni aferę również po zmianie władzy. Mało kto wie, że tutaj mieszkał m.in. szef tajnej rosyjskiej policji Nikołaj Nowosilcow. Była tam też krótko ambasada Stanów Zjednoczonych.
A po prawej – Uniwersytet Warszawski, wybudowany z woli rosyjskiego zaborcy, podobnie, jak Teatr Wielki – Opera Narodowa. Sami jakoś do sztuki i do nauki się nie garnęliśmy.
Pałac Namiestnikowski/ Koniecpolskich/Radziwiłłów/Lubomirskich. W II połowie XVIII w. gmach był teatrem; tu w 1778 r. odbyła się premiera pierwszej (jak się do niedawna sądziło) polskiej opery ‘Nędza uszczęśliwiona’ Macieja Kamieńskiego. W latach 1804–1806 występował tam zespół Wojciecha Bogusławskiego. Tu zdecydowano o rozbiorze Polski, tu gościł cesarz Napoleon i car Aleksander I. Tu 24 lutego 1818 odbył się pierwszy publiczny koncert ośmioletniego Fryderyka Chopina. W 1818 r. został siedzibą namiestnika Królestwa Polskiego, czyli namiestnika carów.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek do gmachu tego pasuje nazwa „namiestnikowski”: szlachetne mury hańbi swoją obecnością namiestnik głupiej kaczki.
Karuzela, karuzela, nie na Bielanach i nie co niedziela, tylko codziennie na Krakowskim Przedmieściu. Jak lunapark, to lunapark.
Na Krakowskim stoi światełkowa warszawa, a nieco dalej syrenka. Kolejka dziatwy do obu jest imponująca D.O. musiał długo czekać, nim zrobił to zdjęcie.
Po prawej stronie za zazielenionymi (wierzcie D.O. na słowo, aparat cyfrowy nie oddaje kolorów lampek ledowych) drzewami stoi gmach Resursy Obywatelskiej, czyli istniejącego od 1820 roku stowarzyszenia kupców i małych przedsiębiorców. Niegdyś siedziba Aleksandra Lubomirskiego, potem klasztor bernardynów. Tu w latach 1801-1804 mieszkał brat ściętego króla Francji Ludwika XVI, późniejszy Ludwik XVIII - Louis Stanislas Xavier de France. W czasie bitwy warszawskiej w sierpniu 1920 roku w budynku mieściła się siedziba Wojskowego Gubernatorstwa Warszawy.„Jest u nas kolumna w Warszawie,
Na której usiadają podróżne żórawie,
Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka;
Taka, zda się, odludna i taka wysoka!
Za tą kolumną we mgły tęczowe ubrana
Stoi trójca świecących wież świętego Jana;
Dalej ciemna ulica, a z niej jakieś szare
Wygląda w perspektywie sinej Miasto Stare;
A dalej jeszcze we mgle, która tam się mroczy,
Szkła okien — jak zielone Kilińskiego oczy,
Czasami uderzone płomieniem latarni,
Niby oczy cichego upiora z pod darni”.
No kto to napisał, no kto, Czytelniku?
„Dobranoc, dobranoc mężczyzno,
Zbiegany za groszem jak mrówka,
Dobranoc, niech sny Ci się przyśnią
Porosłe drzewami w złotówkach.
Złotówki, jak liście na wietrze
Czeredą unoszą się całą,
Garściami pakujesz je w kieszeń,
A resztę taczkami w PKO,
Aż prosisz by rząd ulżył tobie
I w portfel zapuścił Ci dren.
Dobranoc, dobranoc mój chłopie:
Już czas na sen
Dobranoc, dobranoc niewiasto,
Skłoń główkę na miękką poduszkę.
Dobranoc nad wieś i nad miasto,
Jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem.
Niech rycerz cię na nim porywa,
Co piękny i dobry jest wielce,
Co zrobił zakupy, pozmywał
I dzieciom dopomógł zmóc lekcje,
A teraz tak objął cię ciasno,
Jak amant ekranów i scen.
Dobranoc, dobranoc niewiasto
Już czas na sen.
Dobranoc, dobranoc ojczyzno,
Już księżyc na czarnej lśni tacy.
Dobranoc i niech ci się przyśnią
Pogodni zamożni Polacy,
Że luźnym zdążają tramwajem,
Wytworną konfekcją okryci
I darzą uśmiechem się wzajem,
I wszyscy do czysta wymyci,
I wszyscy uczciwi od rana,
Od morza po góry aż hen.
Dobranoc ojczyzno kochana:
Już czas na sen.”
Jeremi Przybora
Ale żebyście nie myśleli, że tylko Warszawa się podoba cudzoziemcom.
D.O. był tam po latach na początku września i się zakochał.
No, a Gdańsk? Poznań, Kraków?
Piękna nasza Polska cała!
https://www.nationalgeographic.com/travel/article/inside-guide-wroclaw-poland-medieval-marvel
1 rok temu
Rzym, to Rzym. Pełen śmieci, poświątecznych zwałów i ton, tak, ton
kolorowych papierów z opakowań po prezentach. Ale wzrok Rzym ma bazyliszkowy.
Kiedy raz na ciebie spojrzy, jużeś jego. …
Czy wracać? Rzucić wszystko i paść w objęcia tego niedomytego, oszukańczego i
bałaganiarskiego bazyliszka?
D.O. ma wielką ochotę.
Tylko jednej pewności mu brak: czy to przypadkiem nie będzie patetyczna,
desperacka próba wejścia po raz drugi do tej samej rzeki? Skazana na
niepowodzenie próba odbudowy szczęśliwych lat młodości? Powrót do przyjaciół,
których kocha i którzy go życzliwie tolerują, ale dobiegają osiemdziesiątki?
Czy widok wymarzonego morza (do którego ani myśli wchodzić) mu po miesięcy nie
spowszednieje?
Czy tutejsze prymitywy – jest ich zatrważająco dużo – nie sprawią, że nie
będzie mógł się czuć u siebie?
Ba!
Żeby tak znać odpowiedź…
7 lat temu
Obejmuję czułymi myślami i wyrażam całą moją solidarność Irańczykom, którzy mają dosyć reżimu, jaki w Polsce dopiero jest wprowadzany.
Ten rysunek to scena z jednego z filmików, nakręconych podczas protestów. Przedstawia dziewczynę, trzymającą na kiju hidżab, obowiązkowe nakrycie głowy, dla poniżenia istot "gorszych" od mężczyzn.
To już symbol obecnych protestów.
Tylko naród może zmienić zły ustrój. Trzymajcie się, bracia Persowie!
Wasz Nowy Rok - Nawroz, Święto Wiosny - będzie dopiero w środę, 21 marca, ale niech ten rok będzie dla Was rokiem zwycięstwa i rokiem nadziei.
Edit 1 stycznia 2025: Nie był.
10 lat temu
„Sylwester” – bo katolicy czczą w ten sposób papieża Sylwestra, który zmarł 31 grudnia 335 r. Jego pontyfikat przypadał na szczególnie ważny dla chrześcijaństwa okres – Edykt Mediolański, inauguracja św. Jana na Lateranie, inauguracja św. Piotra na Watykanie (tego prawdziwego, ładnego, nie tego okropnego, który jest obecnie). Sylwester zasłynął opieką nad pielgrzymami, świętością życia, więc nie bardzo wiadomo skąd wzięła się legenda, że 18 lat przed śmiercią zamknął w watykańskich lochach smoka, który miał wyjść na wolność z nastaniem roku 1000. Nie wyszedł, więc najwyraźniej tam jeszcze tkwi…
No to teraz o obyczajach. Jakie w Polsce, każdy widzi, chociaż się mocno zmieniają, nieprawdaż? Gdzież te czasy, kiedy strzelano (przeważnie z kluczy, starszaki pamiętają) tylko na Wielkanoc?... W każdym razie, podejrzewam, że tam i sam żywe jest jeszcze przekonanie, że jeśli pierwszą osobą, która wejdzie do domu w nowym roku będzie mężczyzna, rok będzie pomyślny, a jeśli kobieta – to pełen nieszczęść i swarów. Hmmmm…
Co robią na Sylwestra w Wiedniu? Czekają na uderzenie Pummerina, dzwonu, zawieszonego na św. Szczepanie w samym centrum miasta. Potem orkiestra gra „Nad pięknym modrym Dunajem”, a pary na ulicach tańczą…
W Belgii na Saint Silvester Vooravond gospodarze idą składać życzenia swoim zwierzętom. Przyłączam się!
W Danii je się kransekage – ciasto w kształcie korony, tłucze talerze – im więcej talerzy, tym więcej przyjaciół, czeka na północ stojąc na krześle, by „skocznie” wkroczyć w nowy rok.
W Londynie – wiadomo – oczy wlepione w Big Bena, a vis a vis, nad London Eye, o północy zaczyna się spektakl pirotechniczny. 1 zaś stycznia – New Year’s Day Parade.
W Estonii w ostatni dzień roku trzeba zjeść 12 różnych posiłków (albo 9, albo 7), a po północy – tamtejszą odmianę bigosu. Mniam!
W Finlandii – ciężki odpowiednik naszych Andrzejek – do zimnej wody leje się roztopiony ołów i wróży z zastygłych kształtów.
We Francji – w Reveillon de la Saint Sylvestre - obowiązkowe Ostrygi, foie gras i szampan.
W Niemczech, ci, którzy nie gromadzą się przed Bramą Brandenburską albo innych placach w innych miastach, oddają się Bleigiessen – laniem i wróżeniem ołowiu. Sekt obowiązkowy.
W Grecji inaczej. Nie św. Sylwester, tylko św. Bazyli (Vasileios); ten zmarł 1 stycznia 379, ojciec Kościoła, jeden z autorów doktryny o Trójcy Świętej, człowiek wielkiego serca, słynący z dzieł charytatywnych. Dzieci śpiewają kolędy w nadziei otrzymania odeń pieniążka, a jak nie da św. Bazyli Wielki, to dadzą rodzice lub wujostwo… Prezenty, prezenty, dzieci i dorośli! Jak za Bazylego! Pieczone jest ciasto – vasilopita – w którego środku jest moneta. Kto na nią w cieście trafi, ten szczęściarz na cały rok. A Nowy rok wita się z zamkniętymi oczami, by otworzyć je dopiero na nowe światło.
W Hiszpanii – wszyscy na Puerta del Sol w Madrycie, obserwować zegar na gmachu poczty. Z domów też – telewizja transmituje. Zbiórki na placach i ulicach, by z każdym z dwunastu uderzeń zegara połykać jedno winogrono. Początkującym odradzamy; nie da się. Trzeba sobie kupić wcześniej winogrona w puszcze już bez skórki i pestek. Może się uda!? Ale uwaga! Połykając stoimy na lewej nodze, by w nowy rok wkroczyć prawą! Acha: i do tego w jednym ręku ściskamy banknot, koniecznie zielony! Popijamy szampanem, ale do szampana wrzucamy złoty pierścionek lub monetę. Natomiast do portfela wkładamy ząbek czosnku – odstrasza wampiry, chociaż tylko męskie…
1 stycznia śniadanie na bazie gorącej czekolady i ciasteczek…
Podobnie w Portugalii, gdzie wszelako piecze się placek w kształcie korony „bolo rey. Podobnie jak w Gracki chowa się w nim… nie, nie monetę, ale fasolę. Kto na nią trafi, w następnym roku stawia wszystkim nowe bolo-rey.
W Holandii w Oud en Nieuw jemy bardzo niezdrowe olienbollen – pierogi na oleju – apfelflap, czyli rodzaj szarlotki.
Malta słynie z fajerwerków, ale na nowy rok się ich nie używa.
W Rosji Nowy rok jest szczególnie uroczysty, bo po tym jak komunista zakazał Bożego Narodzenia „odzyskiwał” utracone święta na nowy rok. Nawet po rozpadzie ZSRR w jego byłych republikach to jest szczególnie uroczyste święto. Oczy wlepione w zegar na Kremlu, zaraz po 12 co? – Nic, wszyscy śpiewany stalinowski hymn.
Szkockie Hogomanay trwa już od 28 grudnia, bo co to za pomysł, by przy tej ilości whisky świętować tylko jeden dzień. Royal Mile i Princess Street w Edynburgu przypominają tego dnia mocno pijane mrowisko. Muzyce z kobz nie ma końca.
No a my Włosi? Nosimy czerwone majteczki i biustonosze (komu przynależy), bo czerwony przynosi szczęście, pannom zaś rokuje męża. Jemy zampone, albo cotechino (gicz wieprzową, faszerowaną mielonym mięsem wieprzowym z przyprawami – pychotka dla tych ze zdrowym pęcherzykiem żółciowym i wątrobą – to wszystko z soczewicą; im więcej ziarenek tym więcej pieniędzy w nowym roku.
Turcy nie obchodzą Bożego Narodzenia, więc dekorują ulice i choinki na nowy rok. Objadają się słodyczami; alkohol dla muzułmanina jest off-limits. Śmieszne: jest też Santa Claus, przynosi prezenty, ale na nowy rok!
W Argentynie czy Hondurasie palą kukły nielubianych ludzi (zwłaszcza polityków, pewnie i u nas podobna tradycja z łatwością by się przyjęła; ja nawet już wiem, jaką kukłę bym palił).
W Brazylii nowy ano novo (co po włosku nie brzmi najlepiej, bo ano to odbyt) witamy oczywiście na Copacabanie, oglądając jeden z najwspanialszych spektakli pirotechnicznych na świecie. Możliwie w kostiumie kąpielowym. Poza plażą obowiązuje biały strój. To oficjalny początek letnich wakacji. Niedługo sezon sambowy… A na plaży składamy ofiary bogini morza Yemanaji – wysyłamy na ocean małe łódeczki z prezentami albo wrzucamy białe kwiaty…
Czym Copacabana dla Brazylii, tym dla Chile nadmorski kurort Valparaiso (Rajska Dolina).
W Chinach nowy rok księżycowy zaczyna się dopiero mniej więcej w połowie stycznia, ale w większych miastach Chińczycy dość powszechnie obchodzą również nowy rok gregoriański. Fantastyczne fajerwerki w Hongkongu: warto jechać choćby z daleka. Wszyscy gromadzą się albo na Central Square, na Bay Causeway, a po drugiej stronie, na Kowloon, w najbardziej zatłoczonym miejscu świata, czyli Tsim Sha Tsui. Ale i w Szangaju, Kantonie czy Pekinie nie chcą pozostawać daleko w tyle i spektakle pirotechniczne też są wspaniałe, by nie wspomnieć o dziesiątkach, jeśli nie setkach koncertów na otwartym powietrzu. W Szanghaju, w centralnej, historycznej dzielnicy Bund nad rzeką Huangpu, od kilku lat urządzane są cudne, laserowe spektakle światła i dźwięku.
W obu Koreach nowy rok obchodzi się dwukrotnie: księżycowy nowy rok i nowy rok słoneczny; ten obchodzony jest zawsze 1 stycznia, a księżycowy – cóż w każdym roku pod inną datą! Pewnie, jeden to za mało!
W Japonii w nowy rok – O Shogatsu - witamy boga Toshigami. I by godnie go przywitać powinniśmy zakończyć wszystkie kłótnie i kontrowersje i starannie posprzątać mieszkanie. Świątynie buddyjskie biją 108 razy w dzwon, z godnie z tradycją Joya no Kane, bo każde uderzenie w dzwon reprezentuje jeden ze stanów mentalnych bono, które pozwalają ludziom przedsiębrać heroiczne akcje. Podczas bonen-kai, czyli uroczystej kolacji noworocznej jemy spaghetti z mąki gryczanej – ponoć przynosi szczęście i długie życie. Szczególnie na O Shogatsu czekają dzieci, bo bóg przynosi im pieniążki w ozdobnych kopertkach.
Na Filipinach dzieci skaczą na nowy rok jak najwyżej, bo im wyżej skoczą, tym bardziej urosną. Tego dnia portfel musi być pełny – wiadomo, jak pierwszego dnia, tak i przez cały rok. No i koniecznie trzeba hałasować, bo hałas przegania złe duchy.
W Australii – już państwo widzieli pokaz fajerwerków na Harbor Bridge w Sidney. To jeden z pierwszych. Bo Nowy rok zaczyna się najwcześniej na wysepce Kiritimati w archipelagu Kiribati i Samoa. Jak świętują na Kiribati? Modląc się, żeby to państewko na 33 atolach przez jeszcze jeden rok całkiem nie zatonęło, albo nie znikło pod falami oceanu w wyniku kolejnego trzęsienia ziemi na „Pierścieniu ognia”…
Jako ostatnie Nowy rok wita hawajskie Honolulu.
Coraz popularniejsze jest obchodzenie nowego roku w Indiach; szczególnie w wielkich miastach – w New Delhi ludzie gromadzą się pod Bramą Indii, w Mumbaiu – między stacją Chhatrapati Shivaji po hotel Taj Mahal Palace. Sztuczne ognie, zabawa, zwłaszcza przed scenami, na których prezentują świąteczny program gwiazdy Bollywood.
Na Times Square e Nowym Jorku, kryształowa kula, zjeżdżająca w dół po 23 metrowym palu odlicza ostatnie sekundy starego roku. Spektaklowi przygląda się średnio milion osób co roku, by nie wspomnieć o kamerach.
Ciekawie jest w Meksyku, gdzie domy dekoruje się - na czerwono, by zapewnić sobie ogólną pomyślność w życiu i miłości, na żółto - by znaleźć pracę, na zielono, by poprawić sobie warunki zatrudnienia i na biało, by zdrowie było lepsze. Tak sobie myślę, że w Polsce dominowałby zielony... Ponadto przygotowuje się listę 12 najgorszych nieszczęść minionego roku i z nadejściem nowego wrzuca się ją do ognia. A potem wszyscy na Zokalo, albo na inne place w innych miastach tańczyć i bawić się do białego rana.
A jak świętują Nowy rok w Arabii Saudyjskiej?
Ano po Arabii chodzą patrole komitetu do spraw promocji cnoty i zwalczania występku i srogo karzą tych, którzy chcieliby czcić nowy rok gregoriański. Jak tylko wysmagają – to nowy rok dobrze się zaczął.
No, a jak wróci szajka, to i ty, Czytelniku, przygotuj się na smaganie. Księża i różni „rycerze” mają wprawę.
Wszystkiego najlepszego, drogi DO!
OdpowiedzUsuńDobrego Roku i niezmiennie codziennych spotkań z DO w Nowym 2025!
OdpowiedzUsuńLepszego 2025 roku , siły ,cierpliwości i zdrowia życzę z całego serca .
OdpowiedzUsuńTo co zapewnia stabilność w dzisiejszym rozchwianym świecie to plamy na Słońcu i kolejne odsłony D. O.
OdpowiedzUsuń