DRUGI OBIEG
Sobota, 25 stycznia 2025
1.
Jaśnie Pani, Janie Panie, sobotni Drugi Obieg jest podany.
Spacerek po wieczornej Warszawie?
Zaprasza D.O.!
D.O. w ogóle zapomniał o tym pasażu, ostatni raz szedł tędy jakoś na początku
lat 70.
Widoczki stamtąd – palce lizać!
Magic hour ma pewien urok, nieprawdaż?
Tu w pobliżu to się już D.O. zdarza bywać, ale zupełnie zapomniał, że można iść
w głąb i odkrywać tak odmienne perspektywy na centrum lewobrzeżnej Warszawy.
„Amor Patriae nostra lex” – głosi napis na frontonie tego uroczego pałacyku,
odbudowanego po wojnie i opuszczonego. To było motto właścicieli – rodziny
Krasińskich. Mieściła się tam Biblioteka Ordynacji Krasińskich, w tym oto,
specjalnie wybudowanym w latach 1912–1914 pałącyku według projektu Juliusza
Nagórskiego. 25 października 1944, po kapitulacji powstania warszawskiego
została spalona przez Niemców, wbrew postanowieniom układu kapitulacyjnego z 3
października 1944, zabezpieczającego ochronę zabytków, bibliotek i zbiorów
archiwalnych przez okupanta. Łącznie na Okólniku zniszczono wówczas 26 000
rękopisów, 2500 inkunabułów, 80 000 starych druków, 100 000 rysunków i grafik,
50 000 nut i teatraliów, obszerne kolekcje map i atlasów oraz dużą część
katalogów i inwentarzy. Znajdowały się tam też m.in. o pamiątki po Zygmuncie
Krasińskim. Odbudowany gmach w czerwcu 1948 przekazano Bibliotece Narodowej.
Nad wrotami wejściowe umieszczono napis „Przebywanie w budynku zabronione.
Budynek grozi zawaleniem”. Od początku lat 80. Budynek stoi pusty i straszy.
Szkoda. Amor patriae rządów niepodległej Polski nie
dotyczy.
Wiecie, co to za zabytek, Czytelnicy?
Pałac Jabłonowskich przy placu Teatralnym. W latach 1819−1944 pełnił funkcję
ratusza Warszawy. Zbudowany w latach 1773–1785 dla Antoniego Jabłonowskiego
według projektu Jakuba Fontany i Domenico Merliniego. We wrześniu 1939 roku
stąd cywilną obroną Warszawy dowodził Stefan Starzyński. W roku 1952 wypalone
ruiny pałacu rozebrano. W 1964 w miejscu, w którym znajdował się pałac,
odsłonięto „Nike”, pomnik Bohaterów Warszawy. W latach 1995–1997 „Nike”
przeniesiono w kierunku Trasy W-Z, a budynek pałacu został zrekonstruowany z
przeznaczeniem na siedziby dwóch banków. W lewym skrzydle mieści się kościół środowisk
twórczych, gdzie odbywają się msze pogrzebowe za ludzi spektaklu i informacji.
Z prawej strony do pałacu przylega pałac Blanka, miejsce przeklęte. Dlaczego?
Zobacz, Czytelniku, następną fotkę.
O właśnie. D.O. czci KKB jako jednego z największych polskich poetów w całej
historii polskiego piśmiennictwa.
A tu D.O. zawsze leci łezka. Łezka za minionym życiem, które się nie stało.
Tam, za tymi samochodami, jest wejście służbowe do Teatru Narodowego, gdzie,
wkrótce po studiach, zaczął pracować D.O. A te zapalone okna to gabinet –
przynajmniej wówczas – dyrektora. D.O. przekonany był, że cała reszta jego
życia, jak do tamtej pory, będzie związana z teatrem. Był tam asystentem
literackim dyrektora Adama Hanuszkiewicza. Potem, 2 grudnia 1981 roku wyjechał
na dwa tygodnie do Włoch. I więcej jego noga po tamtej stronie sceny w teatrze
nie postała. A kiedy, na obczyźnie, w strasznej nędzy materialnej i
psychicznej, dotarła do D.O. wiadomość, że Teatr Narodowy się spalił, płakał
długi i rzewnie, bo zrozumiał, że spłonęło tez jego życie.
Nocą na Starym Mieście jest piękniej, bo nie widać całego liszaju zaniedbań
warszawskiego magistratu i państwa polskiego, które nie potrafi zadbać o swoje
największe skarby. A, racja, Polacy lubią zjeść i wyjechać do Tajlandii,
dlatego nie ma pieniędzy na remonty narodowych skarbów.
Ale w nocy… No jest pięknie.
Rynek z kontrowersyjnym lodowiskiem. Może to jest i forma ożywienia tego
miejsca, latem wypełnionego parasolami okolicznych knajpek i pulsującego
życiem, zimą nieco umarłego. Ale D.O. na widok lodowiska trochę drętwieje ze
zgrozy, bo chętnie widziałby całe to Stare Miasto pod wielkim, szklanym
kloszem; wejście w papuciach za biletami!
Sowiecki agent (jak piszą) Gierek to sprawił, że ten widok zamyka perspektywę
ulicy Świętojańskiej (lub „Jańskiej”, jak mówią ateiści). To przykre, że
władza, nasłana przez Moskwę lepiej dbała o dziedzictwo kulturalne Polski niż
władza niepodległej.
A spacer rozświetlonym jeszcze iluminacjami świątecznymi Krakowskim
Przedmieściem to zawsze przyjemność.
D.O. lubić świecidełka, pewnie już wspominał.
Chińczyk się obłowił, D.O. może się zachwycać.
A ileż razy ten plac zmieniał przeznaczenie i nazwę! Dziś, na miejscu
rozebranej cerkwi, symbolu rosyjskiej władzy nad kadłubkiem polski, stoi pomnik
pychy Ciula Żoliborskiego. Z tyłu – warszawski, coraz gęstszy Manhattan.
KO i PiS idą łeb w łeb. Koalicja Obywatelska zebrała 31,3 proc. poparcia,
Prawo i Sprawiedliwość - 31,1 proc. Wcześniej niemal tak same notowania te dwie
główne partie miały we wrześniu zeszłego roku, potem w październiku i
listopadzie. Dalej Konfederacja z wynikiem 14 proc. Od września jej poparcie
nieznacznie, ale stale rośnie. Trzecia Droga dostałaby 9,7 proc. głosów, na
Lewicę - 7 proc., na Partię Razem - 2 proc.
https://wyborcza.pl/7,75398,31641483,nowy-sondaz-opinia24-ko-i-pis-znowu-blisko-siebie.html#S.TD-K.C-B.5-L.2.maly
D.O. nie może się doczekać relacji z wymiany ognia pomiędzy wojskiem polskim a
tym panem zi0br0.
https://tvn24.pl/polska/zbigniew-ziobro-dysponuje-arsenalem-rozmaitych-jednostek-broni-st8275476
No coś takiego! Taki wyrafinowany gentleman!
https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,31641569,miiws-zarzuca-nawrockiemu-podanie-nieprawdy-ws-apartamentu.html?_gl=1*99sv4j*_gcl_au*MTQ5MjQ4MzQxNS4xNzMxMzQ0Mzcz*_ga*MTMxMzExOTY4OS4xNjIyMzA3MzI4*_ga_6R71ZMJ3KN*MTczNzczOTM5NS4xODA0LjAuMTczNzczOTM5NS4wLjAuMA..&_ga=2.216351826.536495787.1735765928-1313119689.1622307328#S.TD-K.C-B.1-L.1.duzy
Może nie wszyscy, ale jego gang, to na pewno.
https://tvn24.pl/swiat/wegry-viktor-orban-wegrzy-byli-trumpami-jeszcze-przed-trumpem-st8275335
1 rok temu
Niemiecki Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, który zabrania wypłacenia
faszystom z partii NPD choćby centa z publicznych pieniędzy, ponieważ
ugrupowanie to „dąży do wywrócenia porządku konstytucyjnego Republiki
Federalnej”.
Teraz pytanie, czy będzie miał odwagę wydać analogiczny wyrok przeciw AfD,
czyli neonazistowską partię, na którą zamierza głosować ponad 1/5 Niemców?
3 lata temu
W środę, 19 stycznia o godzinie 15:00 stało się coś niezwykle istotnego.
Światowa populacja przekroczyła 8 miliardów. Tak mówi licznik (czynny 24
godziny na dobę) serwisu Neodemos.
Organizacja Narodów Zjednoczonych powinna sformalizować pokonanie bariery 8
miliardów na początku 2023 r. i dlatego może dziś odpowiedzieć, że „wiadomość
jest prawdziwa, ale przedwczesna”, jak powiedział George Bernard Shaw po
ukazaniu się wiadomości o jego śmierci.
W 1974 roku było nas 4 miliardy; 6 miliardów w 1999 i 7 miliardów w 2011 roku.
Francja zarobiła 4,4 mln obywateli (+6,9%), Wielka Brytania - 4,3 mln (+6,8),
Niemcy - 2,9 mln (+3,7%), Hiszpania - 70 tys. (+1,6%).
Prognozy ONZ mówią o niżu demograficznym na Zachodzie: Europa, Ameryka
Północna, Australia i Japonia utrzymają się na stabilnym poziomie 1,3 miliarda,
przy czym do 2050 r. liczba osób powyżej 65. roku życia będzie większa, niż
osób poniżej 25 roku życia.
Do tego czasu światowa populacja wzrośnie do 10 miliardów. Skorzystają na tym
Afryka i Azja. Liczba mieszkańców Afryki, których obecnie jest około 1,3
miliarda, za trzydzieści lat wzrośnie do 2,5 miliarda, podczas gdy w Europie
spadnie z 445 milionów do 403 milionów. Stany Zjednoczone ustąpią Nigerii
trzeciego miejsca pod względem liczby ludności (po Indiach i Chinach). To
będzie inny świat.
Telewizja HGTV należąca do tej samej grupy medialnej, co TVN nadaje różne
programy o zakupach domów: a to na plaży, a to nad jeziorem, a to na Hawajach,
Bahamach czy Karaibach. Programy mają wielkie powodzenie, a jego źródłem jest
schematyczność oraz nieuchronny happy end. Ludzie tak bardzo potrzebują happy
endów; i w życiu, i na ekranie.
Ale D.O. nie o szczęśliwych zakończeniach, tylko o tym, że niezbędnym elementem
owego schematu, we wszystkich tych kupowanych, wymarzonych domach jest „pokój
gościnny”.
Goście stanowią sól życia każdego Amerykanina. I pewnie nie tylko Amerykanina.
A jak to jest w Polsce, w której, jak wiadomo „Gość w dom, Bóg w dom”?
D.O. nie wie i znów będzie się musiał uciec do pomocy P.T. Czytelników.
Lubisz, Czytelniku, gości w domu?
Wszak wnoszą zamieszanie, robią bałagan, ich przyjęcie wymaga sporego nakładu
pracy i wydatków – a to na jedzenie, alkohol, a to na podarki… Czy te kilka
godzin, spędzonych na miłej rozmowę, na poczuciu więzi i wspólnoty,
rekompensuje te niewygody?
A sam: lubisz, Czytelniku, chodzić „w gości”? To wymaga znacznie mniej zachodu:
wystarczy wbić się w jakieś przyzwoite ubranie – a takich okazji w dzisiejszym,
praktycznym i zabieganym życiu nie jest wiele – kupić jakąś flaszkę, kwiatki…
No, ale to tylko jeden aspekt gościnności. Kilkugodzinne spotkania w weekendy
są bezproblemowe, jeśli porównać je z gościną kilkudniową. Nie mówiąc już o
kilkutygodniowej, jak to drzewiej po dworach w Polszcze praktykowano. „Gość jak
ryba, po trzech dniach cuchnie”?
Wyobrażasz sobie, Czytelniku, ugoszczenie w swoim domu znajomego lub znajomą,
powiedzmy przez tydzień, czy uznasz to za nieznośne naruszenie swojej wolności
i swego prawa do intymności, złożonej z gaci, szlafroka, rozepchanych dresów,
organicznych odgłosów i zapachów, z którymi nagle trzeba się kryć? A co gorsza,
gość wnosi w twoje życie własne odgłosy i zapachy, własne tiki i rytuały i – co
może najgorsze – nigdy nie wie, gdzie co powinno leżeć?
A kiedy jedziesz sam w gości, nawet do przyjaciela: nie krępuje cię obce,
nieznane środowisko, konieczność respektowania cudzych, a nie własnych
przyzwyczajeń i codziennych rytuałów?
D.O. zastanawiał się, dlaczego sam woli przyjmować gości niż w goście chodzić i
myśli – z pewnym wstydem dla swoich atawistycznych instynktów – że bycie
gospodarzem daje jakąś przewagę nad gośćmi: to w końcu on dyktuje swoje prawa,
wyznacza miejsca i role, decyduje o menu i napitkach. W gościach musi to
wszystko pasywnie przyjmować, robiąc dobrą minę do nie zawsze dobrej gry (jak
kiedy gospodarze, chcąc sprawić mu przyjemność, przygotowują D.O. kluski, albo
inne włoskie specjały; uśmiechanie się i wychwalanie ich dzieł stanowi wyzwanie
nie lada!).
Jest jeszcze jeden aspekt gościnności.
D.O. na przykład wpycha się bez pytania do domów kilkuset osób dziennie, nie
proszony i często uciążliwy. Uspokaja się jednak, wmawiając sobie, że przecież
każda z goszczących osób może D.O. w każdej chwili wyprosić za drzwi: sporo
ludzi już to zrobiło, bo najwidoczniej D.O był gościem zbyt uciążliwym. Nie
chciał być taki, jaki gospodarze czy gospodynie go sobie wyobrażali, tylko
uparcie był sobą, więc – pyk! – i D.O. nie ma.
I na koniec gościna zasadnicza. Każdy z nas wprasza się w gościnę na ten świat.
D.O. chciałby światu za tę gościnę podziękować: była dlań źródłem wielu
przyjemności, choć dostarczyła mu także wiele smutków i przykrości. A ty,
Czytelniku: jesteś światu za gościnę wdzięczny?
Należałoby podziękować zatem także naszemu ciału, za to, że nas gości. Ale do
czasu: po jakimś okresie – dla jednych dłuższym, dla innych krótszym – gościnę
tę nam wypowiada. A my jesteśmy pasożytami: możemy istnieć t y l k o
na tym świecie i t y l k o w naszym ciele.
Co zrobić, żeby tej gościny nie nadużyć?
Kiedy ludzie dyskryminowani walczą o swoje prawa, należy stanąć obok nich i z
nimi przez tę walkę przemaszerować. Tym, którzy mają odwagę walczyć o swoje
prawa należy się ta bliskość, należy się szacunek.
A przyzwoitego człowieka poznaje się po tym, jak traktuje różnego rodzaju
mniejszości.
A co z tymi, którzy, choć nie są dyskryminowani, choć nie należą do żadnej
mniejszości, decydują się walczyć o prawa dyskryminowanych, o prawa
mniejszości?
Cóż: D.O. uważa, że należy im się szacunek jeszcze większy, szacunek
największy, jaki możemy z siebie wykrzesać.
D.O. deklaruje bezbrzeżny szacunek dla takich właśnie ludzi. Ci, którzy wbrew
wszystkiemu: okrutnym prawom, ciężkimi warunkom klimatycznym, wbrew
okrucieństwu wydających i wykonujących nieludzkie rozkazy, niosą pomoc
uchodźcom na granicy z Białorusią i na wszystkich innych nieludzkich granicach,
są prawdziwymi bohaterami naszych czasów. Zwłaszcza, jeśli obrzydliwe reżimy
ich prześladują, przedstawiają w złym świetle, oczerniają i opluwają
propagandowym jadem, a mimo to robią swoje, pomagając słabszym.
D.O. oczywiście podziwia idoli landrynkowego świata: piłkarzy, sportowców,
aktorów czy piosenkarzy, ale, proszę wybaczyć, do pięt nie dorastają tamtym
bohaterom z granicy.
Więc, jeśli wśród Czytelników są ludzie, którzy podobnie, jak D.O. uważają, to
niech okażą prawdziwym bohaterom dzisiejszego świata szacunek, miłość, podziw i
wsparcie. Rozpropagujcie, P.T. Czytelnicy, ich bohaterstwo, godne pochwały i
nagrody.
Rozpropagujcie także na pohybel łotrom.
7 lat temu
Nie ma dwóch prawd.
Mogą być dwa odmienne poglądy, ale prawda jest tylko jedna.
Może być pohańbiona, gwałcona, torturowana i wywracana na nice, ale pozostanie
prawdą.
Żyjemy w czasach nieustannie powtarzanego kłamstwa, nieudolnie przebranego za
prawdę. Choćby milion razy powtórzone, kłamstwo nie staje się prawdą.
Prawda zawsze zachowa swoje szlachectwo, kłamstwo nigdy nie pozbędzie się
brutalnego chamstwa.
Zdemaskowanie go wymaga czasem wysiłku, choć na ogół wystarczy rozum i
inteligencja.
Stań przed kioskiem, zidentyfikuj kłamstwo, odwrócić się, nie kupuj, nie
wspieraj.
10 lat temu
Kiedy kilka lat temu, w samym środku kryzysu, Miami stało na skraju bankructwa,
zostało uratowane przez …Wenezuelczyków. Mało kto tak wspomógł Florydę jak
swego czasu Chavez i dzisiaj Maduro. Cała ta komunizująca banda okrada
systematycznie społeczeństwo i, nie ufając lokalnym bankom, wywozi pieniądze za
granicę. Żeby im (pieniądzom) się nie nudziło w bankowych sejfach, inwestują je
w nieruchomości. Po 5 chudych latach, dzięki tym pieniądzom, Miami przeżywa
prawdziwy boom budowlany.
M., Wenezuelczyk, absolwent łódzkiej szkoły filmowej, gasi moją wiarę w rychłe
zmiany: „Wojsko? Oficerowie okradają państwo na potęgę, jak się coś zmieni,
stracą dochody”.
Spadły ceny ropy, drastycznie zmniejszyły się wpływy do publicznej kasy, ale
„prowizje”, które pobierają sobie urzędnicy i oficerowie ani drgnęły.
Wenezuelskie pieniądze nadal płyną tu szerokim strumieniem.
Trzy lata temu wczytywałem się z wypiekami w magazyny oferujące nieruchomości;
był kryzys i domy, no, może nie nad wodą, można było tu kupić za cenę
niewielkiego mieszkania w Warszawie. Żaden luksus, jakość tutejszej budowlanki
jest niewyobrażalnie niska, jak na europejskie standardy, ale ten klimat, te
kwiaty!
Dzisiaj nie ma już domków po 100 tys. $; jeśli nie liczyć tych
najprymitywniejszych prefabrykatów, jakich pełno na dalekich przedmieściach
lśniącej metropolii. Dziś ceny się podwoiły, potroiły. Nowy Jork znów oszalał
na punkcie Miami i wszystko sprzedaje się na pniu.
Ostatnio „wybuchła odwilż” z Kubą. Już wcześniej amerykańscy deweloperzy
interesowali się terenami na wyspie, usiłowali kupować je za bezcen przez
podstawionych Kanadyjczyków, którzy bez przeszkód tam jeżdżą. Mówił mi jeden z
nich, że zaoferowano mu 10.000 m2 nad oceanem za …10 tys. dolarów!
Kupuj! Wykrzyczał do pośrednika, ale dzień później dostał wiadomość: „Już
miałem podpisywać, kiedy przyszło do mnie trzech mężczyzn i powiedzieli, że
byli właściciele tego znacjonalizowanego przez Fidela terenu któregoś dnia
wrócą i poderżną mi gardło. Mam kupować mimo wszystko”? No i teren nadal jest
na sprzedaż.
Sztuka chirurgii plastycznej jest tu na wysokim poziomie. Mieliśmy wczoraj na
kolacji przegląd naciągniętych dam, wyglądających co najwyżej na 65, a będących
po 80-ce. Panów z przeszczepionymi włosami, wyglądających co najwyżej na
70-tkę, a mających pod 90. Wszyscy pochodzili z żydowskich rodzin z Europy
Wschodniej. Ich wiek zdradza czasem ich niepewny chód, trudności ze złapaniem
oddechu, ale ich umysły są nadal błyskotliwe, konwersacja się klei, chwytają w
lot dowcipy i sami opowiadają własne. Śmierć nie istnieje, choroby są
wstydliwie ukrywane. Kurczowo trzymają się życia, pochłaniają kilogramy lipidów
i innych suplementów, patrzą z optymizmem w przyszłość. W towarzystwie. Jakie
myśli gnębią ich przed snem? Nie wypadało pytać.
Wszyscy widzieli „Aida” (Idę) i „Aftermath” (Pokłosie); emocje, ale short-term,
chuchanie na przeżycia to nie tutaj, w tropikach.
Dziękuję za sobotni przekaz
OdpowiedzUsuńTrochę młodszy jestem od Pana, ale zaczynam nie nadążać. Chyba się starzeję...
OdpowiedzUsuńWycieczka po stolicy z D.O. jako przewodnikiem bezcenna... Dziękuję.
OdpowiedzUsuń