DRUGI OBIEG
Piątek, 27 czerwca 2025
1.
Od poniedziałku D.O. chodzi na rehabilitację.
Nie tyle chodzi, co jeździ. Do CKR do Konstancina. A CKR to Centrum
Kompleksowej Rehabilitacji. Ze skierowaniem od NFZ zapisy przyjmują już na
listopad, co z pewnością ucieszy osoby po operacji ze skierowaniem cito.
Traktują tam D.O. elektrowstrząsami, które tajemniczo nazywają jonoforezą,
laserami, miętoszą, wykręcają członki i torturują za pomocą ogromnych rozmiarów
piłki.
I trzeba przyznać, że D.O. czuje się lepiej.
Nie tyle z powodu rewelacyjnych wyników tych wszystkich tortur, ile ze względu
na współpacjentów. D.O. jest wśród większości z nich okazem zdrowia i
sprawności.
Oto dlaczego wszystko należy rzucić na tło.
W swojej zawodowej i emeryckiej działalności na tło D.O. rzuca i rzuca.
I nic.
2.
Kilkoro Czytelniczek i Czytelników „uniewinniło” Marka Ruttego od zarzutów D.O.
o niebotyczne liżydupstwo. Nawet Żona D.O. to zrobiła, mówiąc „znalazł sposób
na debila”.
Cóż – kiedy trzy osoby mówią ci, że jesteś pijany, kładź się do łóżka, choćbyś
nie pił. D.O. nie jest fabrycznie dostosowany do akceptowania reguł polityki;
jako stary człowiek starej daty przywiązany jest do starej, dobrej uczciwości i
prostolinijności.
Ale macie rację: liczy się efekt.
Ale czy był?
Przeczytajcie poniżej felieton Martina Kettlego.
Byli przywódcy świata wzywają do „potężnej zmiany”, ostrzegając przed
skrajną nierównością
Byli przywódcy wzywają obecnych przywódców państw do współpracy w celu
wyeliminowania ubóstwa w obliczu potencjalnego pojawienia się pierwszych
bilionerów
https://www.theguardian.com/business/2025/jun/26/world-leaders-inequality-poverty
„Świat stoi w obliczu zbliżającego się kryzysu nierówności, który może
doprowadzić do pojawienia się pierwszych bilionerów, podczas gdy prawie połowa
ludzkości nadal będzie żyła w ubóstwie – ostrzega grupa 40 byłych prezydentów i
premierów.
W liście, który widział Guardian, grupa – do której należy były brytyjski
premier Gordon Brown – wydała wspólny apel do obecnych światowych przywódców o
„nową koalicję gospodarczą chętnych” w celu zajęcia się narastającymi
zagrożeniami nierówności, ubóstwa i załamania środowiska.
Byli przywódcy potępiają również „wąski unilateralizm” i „przestarzały” model
gospodarczy z 1944 r., wzywając jednocześnie do kompleksowego umorzenia długów,
międzynarodowej współpracy podatkowej i reformy instytucji takich jak
Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Organizatorem listu był Club de Madrid, największe na świecie forum byłych
demokratycznych szefów państw i rządów, przy wsparciu Oxfam i People's
Medicines Alliance.
Jej sygnatariuszami są Gordon Brown; Helen Clark z Nowej Zelandii; Jose Luis
Rodríguez Zapatero z Hiszpanii; Carlos Alvarado Quesada z Kostaryki; Aminata
Touré z Senegalu; Sanna Marin z Finlandii; oraz zdobywcy Pokojowej Nagrody
Nobla José Ramos-Horta, obecny prezydent Timoru Wschodniego, i Óscar Arias,
były prezydent Kostaryki.
Ich wyjątkowe wystąpienie pojawia się w momencie głębokiej globalnej
niepewności, gdy demokracje się cofają, cofa się porządek oparty na zasadach, a
przemoc rośnie. Analityk polityczny Fiona Hill twierdzi, że trzecia wojna
światowa jest już w toku.
Donald Trump nadal kwestionuje powojenny konsensus, wycofał USA z paryskiego
porozumienia klimatycznego i, z pomocą przedsiębiorcy technologicznego Elona
Muska, zamknął agencję rozwoju USAID. Według jednego z raportów Musk ma zostać
pierwszym bilionerem na świecie do 2027 r.
„Zmienność rządzi dzisiejszym światem” – czytamy w liście. „Nierówności
spiralnie rozprzestrzeniają się między narodami. W tej dekadzie mogą pojawić
się bilionerzy, podczas gdy prawie połowa ludzkości żyje w ubóstwie. 3,3
miliarda ludzi żyje w krajach, które wydają więcej na odsetki od długu
państwowego niż na edukację lub zdrowie.
„Klimatyczna katastrofa wyprzedza zielone transformacje. W zbyt wielu miejscach
dzieci są grzebane pod jarzmem wojowniczości państw, ponieważ wszelkie poczucie
porządku opartego na zasadach jest gwałtownie zastępowane przez porządek oparty
na władzy. Multilateralizm rozwiązywania globalnych problemów, który wyrósł z
dwóch wojen światowych, jest w rozsypce. Globalne problemy, które wymagają
globalnych rozwiązań i nie mogą być rozwiązane przez państwa narodowe na własną
rękę, pozostają nierozwiązane”.
Byli przywódcy ostrzegają, że na świecie brakuje wielostronnej współpracy i
finansowania globalnej pomocy rozwojowej, co prowadzi do wzrostu ubóstwa, złego
stanu zdrowia, analfabetyzmu i problemów środowiskowych.
W tym, co niektórzy obserwatorzy mogą interpretować jako atak na Trumpa, który
zaatakował takie organizacje jak NATO , Organizacja Narodów Zjednoczonych i
Światowa Organizacja Zdrowia, w liście stwierdzono: „Samodzielnie, każdy kraj –
i jego mieszkańcy – są narażeni, gdy inny wybiera wąski unilateralizm ponad
wszystko inne. Potrzebujemy międzynarodowej współpracy, odnowionej na potrzeby
naszej ery”.
Pomimo ponurej oceny, byli przywódcy wyrażają optymizm, że „możliwa jest
potężna zmiana” i opowiadają się za „nową koalicją gospodarczą krajów chętnych
do współpracy – w celu zwalczania skrajnych nierówności, zakończenia ubóstwa i
przestrzegania praw człowieka. Koalicji, która opiera się na wartościach
solidarności i suwerenności”.
Twierdzą: „Biliony dolarów są dostępne na finansowanie rozwoju – ale zbyt dużo
publicznych pieniędzy jest przechwytywanych przez władzę prywatną”. Potępiając
„krwawiące cięcia dokonywane przez bogate narody”, argumentują za przywróceniem
pomocy rozwojowej i globalnymi minimalnymi podatkami od zysków korporacji
wielonarodowych.
Grupa 40 byłych prezydentów i premierów uznała, że Czwarta Międzynarodowa
Konferencja w sprawie Finansowania Rozwoju, zaplanowana w Sewilli, G20 w
Republice Południowej Afryki i Cop30 w Brazylii to główne okazje do realizacji
ich programu.
https://www.facebook.com/photo?fbid=24233665842920063&set=a.579974715382508
🔥MKDiN i Instytut Pileckiego: JAK POLSKA NIE DOKUMENTUJE ROSYJSKICH
ZBRODNI – informacja dla Państwa i mediów.
W czasie naszej pracy dla Centrum Dokumentacji Zbrodni Rosyjskich im. Rafała
Lemkina pod Instytutem Pileckiego w latach 2022-2024:
- ok. 700 zweryfikowanych świadectw
rosyjskich zbrodni.
- ponad 50 000 km po froncie — część
grupy jeździła swoim starym samochodem osobowym, część samochodami pożyczanymi
od ZSU (tak, serio), aż auto kupił nam
Szczepan Twardoch.
Koszt naszej pracy? Łącznie na rękę 23 tys. zł miesięcznie – w tym
wynagrodzenie 4 osób, paliwo, noclegi, jedzenie, zero luksusów, brak
ubezpieczeń, apteczki, kamizelki i hełmy nasze. Często nie było nas stać na to,
by sypiać w bezpieczniejszych miastach takich jak Charków czy Zaporoże więc
spaliśmy w strefie przyfrontowej. Można powiedzieć, że byliśmy wręcz
wolontariuszami dla sprawy.
Wiosną 2024 MKDiN ministry Wróblewskiej stwierdził, że Lemkin jest… niezgodny z
ustawą, bo dokumentuje zbrodnie XXI w., a ustawa Instytutu Pileckiego ich zdaniem
kończy się na 1990 r. – jakby przemoc Rosji miała datę ważności. Jakby Rosjanie
nie pisali na ścianach swoich katowni “SMIERSZ” i nie grozili świadkom, że
zrobią im stalinowskie czystki. Znany prawnik prof. Izdebski machnął opinię, że
nie występuje niezgodność z ustawą, bo ustawa nie zawiera ograniczeń czasowych.
Ale kto by tam słuchał ekspertów, gdy można sparaliżować własne soft-powerowe
narzędzie.
Myślałam o tym, że to jakiś spisek, pomyłka. Opowiedziałam o wszystkim
ministrze Wróblewskiej i Piotrowi Rypsonowi. Chciałam, żebyśmy mieli wsparcie
od RP, normalne umowy, zwroty za benzynę, ubezpieczenie. Jak myślicie, ktoś nas
za to pochwalił czy zaproponował godne warunki pracy? Nie, za to zabroniono nam
zbierać świadectwa, a nawet, na miesiące, publikować kolejne raporty.
Od tamtej pory ani ministerstwo, ani kolejne dyrekcje Instytutu nie
zaproponowały przeniesienia naszego dorobku do innej instytucji lub
wyodrębnienia Centrum jako samodzielnej jednostki.
Każdy dzień zwłoki to kolejny świadek, którego tracimy – a po roku przerwy
część wiosek, gdzie pracowaliśmy, jest już spalona, albo znowu okupowana.
Została przerwana ciągłość badawcza, bo na przykład nie udokumentowaliśmy
ataków dronów na cywili. Dzwonią do nas osoby chcące dać świadectwo i nie wiemy
co im odpowiadać. Bo co powiedzieć osobie, która np. przeżyła rosyjską niewolę?
Że Polski jej świadectwo już nie interesuje?
Widzieliście niektóre efekty naszej pracy. Od listopada 2023 po grudzień 2024
roku z pomocą dwóch fantastycznych Ukrainek, które mieszkają w Warszawie,
zrobiliśmy z tego cztery raporty, z których każdy ma po 100 stron i zawiera
kilkadziesiąt świadectw. A, bo zbieranie świadectw zbrodni było na umowę o
dzieło, a nasza praca nad raportami na umowy-zlecenia. Jednocześnie w Warszawie
na umowę o pracę pracowały osoby, których funkcje były w zasadzie wyłącznie
administracyjne. I wiecie co?
Gdy szefostwo Instytutu Pileckiego objął Krzysztof Ruchniewicz, to okazało się,
że tym w Warszawie przedłużają umowy o pracę, a naszych zleceń — nie. Decyzja
dotknęła wszystkich, kto zbierał świadectwa i robił raporty, czyli osoby, które
pracowały z największym poświęceniem.
Jestem bardzo wdzięczna wielu osobom, które próbowały pomóc, w tym posłance
Darii Gosek-Popiołek, Szczepanowi Twardochowi, Jerzemu Halbersztadtowi,
Andrzejowi Długoszowi, Michałowi Olszewskiemu i wielu innym.
16 stycznia posłanka Daria Gosek-Popiołek grzecznie pyta w interpelacji, co z
nami, co z dokumentacją rosyjskich zbrodni – odpowiedź w skrócie: „dla waszego
bezpieczeństwa nie będzie umów, nie będzie żadnych umów dla osób przebywających
w Ukrainie”. Słodko, tylko że my i tak tu mieszkamy, geniusze. A dwie
współautorki raportów, którym nie przedłużono umów, w tym wspomniana wcześniej
uchodźczyni — są w Warszawie. A przygotowywanie raportów z zebranych świadectw
to praca zdalna. Dodam też, że jestem Polką, rozliczam się w Polsce- więc
jestem w ten sposób karana za to, że nie porzuciłam Ukrainy w ten tragiczny dla
niej moment.
Wydawało się, że wreszcie coś się ruszyło. W lutym 2025 Instytut ogłosił
publikację naszego raportu o rozstrzelaniu kolumny ewakuacyjnej przez
Rosjan. Zaczęłam pisać maile, alarmować,
że to bez nas. W efekcie Dyrektor Ruchniewicz serdeczny, że cud-miód się ze mną
skontaktował i zaprosił do Warszawy, twierdząc, że po prostu został wprowadzony
w błąd przez pracowników, którzy zachowali umowy i że nie wiedział, że to nasza
praca — rzuciłam wszystko i dojechałam tam z Donbasu na dzień przed
prezentacją. Pokazaliśmy raport, dałam sporo wywiadów. I zaczęły się obiecanki-cacanki.
Zapytałam, jak mamy reprezentować Centrum Lemkina skoro nawet w nim nie
pracuję, jak mam dawać wywiady o raporcie wielu zainteresowanym dziennikarzom,
kto zapłaci za poświęcony czas — Dyrektor zapewnił, że rozwiąże problem. Karmił nas obietnicami: „chwila, momencik,
umowy już się drukują, nie szukajcie innej roboty”, gdy mówiłam mu, że to
szczególnie trudna sytuacja dla uchodźczyni z trójką dzieci. Minęło pół roku, a
umów jak nie było, tak nie ma. Od lutego 2025 dyrektor Ruchniewicz powtarzał
nam w obietnicach ustnych jak mantrę: „Umowy? Spokojnie, lada moment!”. Minęło
pół roku, kasy zero, a uchodźczyni z trójką dzieci dalej ma siedzieć i „nie
panikować”. A potem przestał nam odpowiadać na maile.
W końcu powiedziałam "pas” i poszedł wielki tekst w Wyborczej (gdzie Piotr
Cywiński, powiedział, że nasza praca nad dokumentacją zbrodni była polską racją
stanu, co jest dla mnie wzruszające).
Efekt?
26 czerwca IP szykuje prezentację naszego raportu „Skradzione dzieciństwo” o
rosyjskiej przemocy wobec ukraińskich dzieci. Nie tylko dzieciństwo zostało
skradzione, ale też raport — bo jak się dowiedzieliśmy, planowano go publikować
bez nas, bez zgody, bez nazwisk autorów, bez wzmianki o nas w informacji
prasowej. MKDiN i IP dostały od nas przedsądowe wezwanie do zaprzestania
naruszeń praw autorskich. Instytut Pileckiego chyba się przestraszył, bo dziś
raport zjawił się na stronie w akceptowalnej wersji z wymienieniem naszych
nazwisk — a potem znowu zniknął 😀
Podkreślam, że to jest praca naszego zespołu. Zbierając te świadectwa,
ryzykowaliśmy życie. Pisząc raporty na ich podstawie - nie spaliśmy nocami,
często zresztą między jednym alarmem powietrznym a drugim. I próby pominięcia
nas, wykorzystywania naszej pracy bez nas, są z etycznego punktu widzenia niedopuszczalne.
*Co należy zrobić – postulaty zespołu*
1. Przywrócić finansowanie i umowy dla czteroosobowego zespołu dokumentacyjnego
w Ukrainie.
2. Przenieść Centrum Lemkina WRAZ Z
DOROBKIEM do struktury, która nie podważa legalności dokumentowania zbrodni XXI
wieku (np. MSZ lub Centrum Miroszewskiego), lub uczynić je samodzielną
jednostką.
3. Zapewnić autorom kontrolę nad
wykorzystaniem ich raportów, zgodnie z prawem autorskim.
*Dlatego proszę Was* – udostępnijcie, komentujcie, drążcie temat, kto zna
jakichś polityków, niech spyta- o co do cholery chodzi? Niech ktoś w końcu zada
pytanie: dlaczego państwo, które daje setki milionów na rózne wydmuszki, nie ma
kilku groszy na cztery osoby dokumentujące zbrodnie wojenne tu i teraz?
Zachęcam też dziennikarzy, którzy będą jutro na prezentacji raportu by zapytali
o co chodzi, gdzie są jego autorzy i czemu trzon zespołu został bez pracy.
Centrum Lemkina powstało, by dokumentować i nagłaśniać rosyjskie zbrodnie. Dziś
proszę Państwa oraz decydentów o szybkie i konkretne działania, zanim utracimy
kolejne bezcenne świadectwa i kolejni świadkowie zostaną zamordowani.
Odkąd zaczęły się problemy z Instytutem Pileckiego mieszkam praktycznie w
Donbasie. Bo wiecie co? Skoro Państwo Polskie nie chce dokumentować rosyjskich
zbrodni, to ja będę robić wszystko, by je powstrzymać poprzez przekazywanie
pomocy ukraińskiej armii.
🇵🇱❤🇺🇦
Ps: Ponieważ wpisu prawie nikt nie widzi, dodaję fotografię jednego z efektów
rosyjskich zbrodni - która mogła być udokumentowana dla Instytutu Pileckiego,
ale nie będzie…
https://wyborcza.pl/7,75399,32058798,cichanouscy-dla-wyborczej-dla-lukaszenki-wazne-jest-by-wygladac.html
Siarhiej Cichanouski zrobił mały
wiec po spotkaniu z pajacem.
I D.O., słuchając, myślał sobie: „ach, gdyby któryś polskich polityków
demokratycznych mówił z takim żarem, z takim zapałem, z taką wiarą w
zwycięstwo… Polska wyglądałaby inaczej i Polacy mieliby więcej wiary w dobra
przyszłość”…
Chamenei mówi, że Iran odpowie atakiem, jeśli USA ponownie zaatakują, w
pierwszej wypowiedzi od czasu zawieszenia broni
Najwyższy przywódca Iranu powiedział, że atak na bazę USA w Katarze był
„policzkiem dla Ameryki”
https://www.theguardian.com/world/2025/jun/26/ayatollah-ali-khamenei-threat-america-israel
Ciekawe, dlaczego Trump powstrzymał Netanyahu przed zabiciem tego upiornego
dziada? Bał się, że może być następny?
Martin Kettle
Bez godności przywódcy upadli do stóp Trumpa w Hadze – i po co? Wszystkie
kluczowe problemy NATO pozostają
https://www.theguardian.com/commentisfree/2025/jun/26/trump-the-hague-nato-europe-defence
„Szczyt ATO w Hadze był zaplanowanym płaszczeniem się u stóp Donalda Trumpa.
Pierwotnie zaplanowane dwudniowe spotkanie zostało skrócone do jednego
porannego oficjalnego spotkania, aby schlebić ego prezydenta i dostosować się
do jego krótkiego czasu koncentracji. Porządek obrad został cynicznie zawężony,
aby skupić się na podwyżkach wydatków na obronę, których żąda od sojuszników
USA. Kwestie, które mogą sprowokować lub zawstydzić Trumpa – konflikt na
Ukrainie lub to, czy irańskie zagrożenie nuklearne zostało faktycznie
wyeliminowane przez bombardowania USA – zostały zepchnięte na margines.
Zamiast tego przepustnica pochlebstw została otwarta do maksimum, a sekretarz
generalny NATO Mark Rutte przewodził zgromadzonym pochlebcom. We wtorek Rutte
wychwalał błyskotliwość Trumpa w stosunku do Iranu; wczoraj udekorował go jako
utwierdzonego wizjonera dążenia NATO do celu 5% wydatków PKB. Nikt nie zepsuł
imprezy. Jak wczoraj ujęła to była doradczyni prezydenta Fiona Hill, NATO na
krótko przekształciło się w Północnoatlantycką Organizację Trumpa.
Dla Rutte i większości liderów sojuszu były to jednak 24 godziny samouniżania
się z konkretnym celem. Celem tego pierwszego szczytu NATO drugiej prezydentury
Trumpa było utrzymanie USA w jak największym stopniu na pokładzie sojuszu
transatlantyckiego. Nic innego nie miało znaczenia. Za wszelką cenę należało
unikać powtórzenia wstrząsów, jakie J.D. Vance i Pete Hegseth dostarczyli
Europie na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w lutym. W dążeniu do tego
celu żadne upokorzenie ani hipokryzja nie były zbyt rażące.
Czy więc misja NATO została wypełniona? Być może tak, sądząc po ogólnie dobrym
zachowaniu Trumpa w Hadze. …
Ale w dłuższej perspektywie, ta ustępliwość wobec Trumpa niczego nie
rozwiązuje. Politycznie szczyt w Hadze nie oznacza wznowienia normalnych
relacji, nie mówiąc już o początku nowego złotego wieku NATO. Takie rzeczy nie
są możliwe w erze Trumpa. Politycznie szczyt był uniknięciem bumerangu. To
prawda, że sytuacja się nie pogorszyła, co wielu, w tym Rutte, uzna za swego
rodzaju osiągnięcie. Jednak żadne z innych wcześniej istniejących trudności
NATO nie zostało rozwiązane. Większość pozostaje mocno na swoim miejscu.
Cztery z nich wyróżniają się. Pierwszym i najbardziej bezpośrednim jest
Ukraina. Nie zmieniła się niecierpliwość Trumpa wobec Ukrainy, jego wiara w
zawieszenie broni ani niechęć do wznowienia amerykańskiej pomocy wojskowej. Ale
inni członkowie NATO również nie mogą dostarczyć pomocy, której potrzebuje
Ukraina. Więc wojna trwa, częściowo z powodu Trumpa. Niektórzy uważają, że
wojna może nawet stać się permanentna. „Zamiast zakładać, że wojna może zostać
zakończona poprzez kompleksowe zwycięstwo na polu bitwy lub wynegocjowany
kompromis”, napisał wcześniej w tym miesiącu analityk Carnegie Endowment i były
minister obrony Ukrainy Andrij Zagorodnyuk , „Ukraina i jej sojusznicy muszą
zaplanować budowę żywotnego, suwerennego i bezpiecznego państwa pod stałą
presją militarną”. Trump nie byłby tym zainteresowany.
Drugą trudnością jest całkowita nieprzewidywalność Trumpa. Wszystko było dobrze
zaplanowane w Hadze, ale jak długo to potrwa? Nikt nie może powiedzieć na
pewno. Świat wciąż wchłania implikacje impulsywnego postępowania Trumpa wobec
Iranu , w którym działania militarne zostały odrzucone na rzecz dyplomacji
jednego dnia, a następnego dnia wybuchła wojna, po której nastąpiło ogłoszenie
pokoju kolejnego dnia. Bombardowanie Iranu przypomniało sojusznikom USA w NATO,
jak niewielki wpływ mają na prezydenta i podkreśliło trudność w kwestionowaniu
działań Trumpa.
To przekłada się na trzeci problem. Zobowiązanie do wydawania 5% PKB na obronę
jest celem polityki, a nie obecną rzeczywistością. Na przykład Wielka Brytania
ma zamiar osiągnąć 5% do 2035 r . i zrobi to tylko poprzez pewne sztuczki
dotyczące tego, co można zasadnie sklasyfikować jako bezpieczeństwo, co jasno
wynika z nowego dokumentu strategii bezpieczeństwa narodowego rządu,
opublikowanego we wtorek, aby zbiegło się ze szczytem NATO.
Dziesięć lat to długi okres. Wiele się zmieni. Następcy Trumpa mogą być
bardziej oddani NATO, a mogą być jeszcze bardziej niewiarygodni niż on. Mogą
nastąpić zmiany reżimu również w innych miejscach. Nikt nie wie. Wojna z
pewnością się zmieni, jak pokazała rewolucja dronów. NATO musi uważać, aby nie
przenosić założeń XX wieku na planowanie XXI wieku. Dokument strategii
bezpieczeństwa narodowego słusznie określa ten okres jako erę „radykalnej
niepewności”. Jednak inwestorzy, w tym inwestorzy w wysokowartościowych
branżach high-tech, takich jak obronność, brzydzą się niepewnością.
Co prowadzi nas do czwartego problemu. Łatanie spraw z Trumpem może niczego nie
rozwiązać, ponieważ on sam podąża własną drogą. Ale zagrożenia nie znikają.
Oznacza to, że europejskie państwa NATO i Kanada muszą stworzyć realny system
zbiorowej obrony przed wrogimi zagrożeniami, który nie będzie zależny od
kaprysów osoby w Białym Domu na każdym kroku. To bardzo duże zadanie. Ale
Waszyngton nie może mieć weta w kwestii tego, czy narody Europy bronią się
przed, powiedzmy, rosyjską agresją.
W tych okolicznościach nie ma prawdziwego wyboru. Sojusznicy stoją przed
ogromnym zadaniem stopniowego zmniejszania swojej długotrwałej zależności od
technologii i uzbrojenia USA bez wywoływania całkowitego zerwania z USA.
Jednocześnie muszą zwiększyć własne i europejskie zdolności obronne. To
diabelnie trudna droga, z którą brytyjscy przywódcy polityczni, nie wspominając
o brytyjskim świecie bezpieczeństwa, czuliby się głęboko niekomfortowo. A
jednak to właśnie na nią wkroczyliśmy.
https://x.com/donaldtusk/status/1938199190707835072
Nie jest to dobry znak…
Mel Brooks kończy 99 lat: ranking najlepszych filmów ikony komedii!
https://www.theguardian.com/film/2025/jun/26/mel-brooks-ranked-movies
Po ogłoszeniu kontynuacji filmu „Kosmiczne jaja” oceniamy najzabawniejsze
filmy tego
wspaniałego reżysera.
10. Historia świata: Część I (1981)
„Dobrze być królem”. Brooks miesza gagi wzrokowe, dowcipy taty i standup
Borscht Belt w historycznych winietach od epoki kamienia łupanego do rewolucji
francuskiej. Wyniki są różne, a segment starożytnego Rzymu trwa w
nieskończoność, ale bezsmakowy numer muzyczny Torquemady to hit.
9. Dwanaście krzeseł (1970)
W ZSRR, około 1927 r., były arystokrata, oszust i ksiądz poszukują zaginionego
krzesła wypchanego klejnotami. Drugi film Brooksa, będący adaptacją popularnej
rosyjskiej powieści, wydaje się ciężki w porównaniu z resztą jego twórczości,
pomimo bezczelnego nękania ze strony Rona Moody'ego, Doma DeLuise'a i samego
Brooksa. Frank Langella, niestety, został źle obsadzony w swojej pierwszej roli
filmowej.
8. Robin Hood: Faceci w rajtuzach (1993)
Szkoła angielskiego heroizmu Kevina Costnera doczekała się Brooksowskiej
interpretacji z Carym Elwesem jako Robin Hoodem, Dave'em Chappelle'em
debiutującym w filmie jako pomocnikiem bandyty i zagadkową wycieczką na
terytorium Ojca chrzestnego, w której DeLuise głaszcze jaszczurkę. Śmiech
pojawia się szybko, tanio i głupio, ale niektóre z nich trafiają w sedno.
7. Życie śmierdzi (1991)
Brooks gra główną rolę w moralitecie nawiązującym do Trading Places o
miliarderze, który przyjmuje zakład, że przetrwa miesiąc na ulicach Los
Angeles. Ta komedia o bezdomności okazała się klapą, ale ma zwycięską
integralność i kilka przyzwoitych gagów, takich jak Brooks odpowiadający na
zmycie jego tekturowego schronienia słowami: „A oto okolica”.
6. Film niemy (1976)
Z napisami zamiast dialogów („On jest naprawdę władcą winos” to mój ulubiony) i
ścieżką dźwiękową składającą się wyłącznie z muzyki i efektów dźwiękowych,
meta-komedia Brooksa, w której gra hollywoodzkiego reżysera próbującego
nakręcić film niemy, jest niemal eksperymentalna. Występy gwiazd są urocze, jak
i tango Brooksa z jego prawdziwą żoną, Anne Bancroft.
5. Kosmiczne jaja (1987)
Ta parodia Gwiezdnych Wojen pojawiła się 10 lat za późno, ale teraz wydaje się
zabawniejsza niż wszystkie oficjalne sequele i spin-offy. Poziom humoru można
ocenić po nazwach postaci, takich jak Dark Helmet, Dot Matrix i Yogurt, ale
obsada (w tym Bill Pullman i John Candy) jest gotowa na wszystko, a jest kilka
zainspirowanych postmodernistycznych gagów. I hurra! Spaceballs 2 jest właśnie
kręcony!
4. Lęk wysokości (1977)
Brooks, jako cierpiący na akrofobię szef Psycho-Neurotycznego Instytutu dla
Bardzo, Bardzo Nerwowych, zostaje wrobiony w morderstwo, zagrożony przez
gołębie i osaczony pod prysznicem (przez przyszłego reżysera Barry'ego
Levinsona) w tej sporadycznie błyskotliwej parodii dzieła Alfreda Hitchcocka.
Zamiłowanie Brooksa do łamania czwartej ściany osiąga szczyt w scenie, w której
subiektywna kamera zapomina patrzeć, dokąd zmierza.
3. Płonące siodła (1974)
Ta chaotyczna parodia westernu ugruntowała pozycję Brooksa jako spadkobiercy
szalonego humoru w stylu Hellzapoppin' w latach poprzedzających Airplane!
Cleavon Little gra czarnego szeryfa (współscenarzysta Richard Pryor został
uznany za nieubezpieczalnego), który bierze zakładnika, Madeline Kahn odgrywa
bezcenną imitację Marlene Dietrich, a nadęci kowboje zasłużyli na miejsce w
historii kina.
2. Producenci (1967)
Zniszczony impresario (Zero Mostel) i neurotyczny księgowy (Gene Wilder) knują
plan wzbogacenia się na gwarantowanej porażce na Broadwayu zatytułowanej
Springtime for Hitler. Brooks, szturmując bariery dobrego smaku swoim debiutem
reżyserskim, celebruje show-biznes, rozkoszuje się karykaturami Żydów i gejów,
wyśmiewa nazistów i od tego czasu zarabia krocie na prawdziwej scenicznej
adaptacji musicalu. „Goddag på dig!”, jak powiedziałaby Ulla, szwedzka
sekretarka.
1. Młody Frankenstein (1974)
Jesteśmy teraz dalej w czasie od wydania pełnego czułości hołdu Brooksa niż ten
film od wczesnych horrorów Universal, które parodiował. Zbyt wiele atrakcji,
aby je wymienić, ale posłuchajmy potwora z zapięciem na szyję Petera Boyle'a
śpiewającego Puttin' on the Ritz; ślepego pustelnika Gene'a Hackmana; mózgu
Abby Normal; i Wildera, nieskazitelnego w roli tytułowej. Słodki, zabawny
klasyk sam w sobie; nie zobaczymy już czegoś podobnego. Chyba że Brooks ogłosi
Młodego Frankensteina 2, oczywiście.
Jak wiele radosnych chwil zawdzięczasz Melowi Brooksowi (prawdziwe
nazwisko Melvin James Kaminsky, rodzina ojca pochodziła z Gdańska), Czytelniku?
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńDzień dobry!
OdpowiedzUsuń...dobry , czy będzie dobry ? mnóstwo medali od namiestnika , a dzisiaj partyjota bąkiewicz w demonstracji przed sądem .
OdpowiedzUsuńPrzepadałem za domami Mela Brooksa i rad trafiam na powtórki.
OdpowiedzUsuńA ministra Wróblewska w mojej świadomości pojawia się jako mieszatielnica w kadrach instytucji artystycznych. Poza tym nic o niej nie słychać