DRUGI OBIEG
Poniedziałek, 30 czerwca (!) 2025

1.
D.O. uprzedza: będzie przepytywał z wypowiedzi prof. Sadurskiego w ostatnim AMNT!

2.
W innych krajach jest gorąco, a nad polską ziemią ciężkie chmury.



Piękna nasza Polska cała. Kiedy niebo jest błękitne – to oczywiste, ale…


… Kiedy zbierają się nad nią ciężkie, burzowe chmury…


… też jest piękna, choć wzbudza niepokój.


Droga w przyszłość robi się niepewna, nawet niebezpieczna.


Wczoraj flaga Unii Europejskiej ukończyła 40 lat: oficjalnie została zatwierdzona jako flaga UE 29 czerwca 1985 r.
W rzeczywistości w 2025 r. świętujemy również inną, starszą rocznicę: w 1955 r., siedemdziesiąt lat temu, została po raz pierwszy przyjęta jako symbol Rady Europy, organu zrzeszającego wszystkie kraje kontynentu.
Następnie, w 1985 r., szefowie państw i rządów Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (jak nazywała się organizacja, która później stała się Unią Europejską) postanowili uczynić ją również swoim emblematem: flagą EWG, czyli zjednoczonej Europy.
Leyout nigdy się nie zmienił: od początku przedstawiał dwanaście złotych gwiazd na błękitnym tle. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, liczba gwiazd nie odpowiada liczbie państw członkowskich UE w momencie podjęcia decyzji.
12 gwiazd flagi europejskiej stanowi jedynie symbol graficzny: okrąg, który, podobnie jak godziny na tarczy zegara, oznacza poczucie jedności Europy. Krąg gwiazd reprezentuje starożytny symbol jedności i harmonii.
Początkowo były różne propozycje, w tym żółty krzyż na różowym tle. Zwycięski projekt przedstawił francuski grafik Arsene Heitz, który później przedstawił biblijne wyjaśnienie, powiązane z dwunastym rozdziałem Apokalipsy: „Ukazała się kobieta na niebie z koroną z dwunastu gwiazd na głowie”.
Jednak w oryginalnych dokumentach nie ma odniesienia do Biblii. Strona internetowa Unii Europejskiej opisuje flagę w następujący sposób: „Na błękitnym niebie korona z dwunastu złotych gwiazd reprezentuje unię narodów Europy. Liczba gwiazd, która jest niezmienna, jest symbolem harmonii, solidarności i doskonałości”.
Wszystkiego najlepszego, nasza flago!




https://wyborcza.pl/7,75398,32064676,bedzie-ponowne-liczenie-glosow-bodnar-tworzy-zespol-sledczy.html#s=S.MT-K.C-B.1-L.1.duzy
Prokurator generalny Adam Bodnar powołuje zespół śledczy, który ponownie przeliczy głosy w obwodowych komisjach wyborczych. Śledczy sprawdzą wyniki w 296 komisjach.
– W poniedziałek polecenia dla prokuratorów z rejonu zostaną wydane niezwłocznie – mówi nasze źródło z najbliższego kręgu prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Jeszcze w środę Bodnar w piśmie złożonym do Sądu Najwyższego domagał się „przeprowadzenia oględzin kart do głosowania w 1472 obwodowych komisjach wyborczych". … Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych na początku nakazała ponowne przeliczenie głosów w 13 komisjach.
W 13 komisjach model Kontka sugerował korekty głosów in minus o 2212 na Nawrockiego, w rzeczywistości korekty wyniosły 2607. - Czyli w przypadku tych 13 komisji … model nie doszacował skali nieprawidłowości o 17,9 proc. …
„Autorzy protestów załączyli materiały świadczące o możliwych nieprawidłowościach w procesie liczenia głosów. Ich zarzuty oparto na naukowo weryfikowalnej metodzie, co pozwoliło prokuratorowi generalnemu uznać, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo rzeczywistych nieprawidłowości w pracach wskazanych komisji wyborczych"- czytamy w komunikacie prokuratury wydanym w środę 25 czerwca.
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN odrzuciła protesty.
Dlaczego teraz prokurator generalny chce zbadać 296 komisji? – W środę, to było w środę. Dla nas wiążące są ekspertyzy, które zostały zamówione oficjalnie i które opublikowaliśmy na stronie Prokuratury Krajowej – mówi informator "Wyborczej", dodając, że „ustalenia Kontka zostały podważone". Chodzi o ekspertyzy dr Jacka Hamana i dr Andrzeja Torója, profesorów SGH, które powstały na zamówienie Prokuratury Krajowej. Znalazły się w nich wnioski całkowicie odmienne od tych, do których doszedł dr Kontek.
W analizie dr Hamana mowa jest o 145 komisjach „z bardzo wysokim ryzykiem błędu", 104 z wysokim i 47, w których też mogą występować anomalie. To daje góra 296 komisji do zbadania. Co ważne, dr Haman podkreśla, że choć błędów na korzyść Nawrockiego jest więcej (4 tys. 319 głosów w 78 komisjach) to są też błędy w drugą stronę, czyli głosy „odjęte" Nawrockiemu (2 tys. 897 głosów w 67 komisjach).
Z kolei dr Torój pisze, że „przy założeniach skrajnie korzystnych dla kandydata, który otrzymał niższą liczbę głosów" można mówić o góra 18,5 tys. głosów „odjętych" Trzaskowskiemu. To 5 proc. różnicy głosów między kandydatami.
Żadna z ekspertyz nie daje „scenariusza, który może być uznany za zmieniający wynik wyborów w skali całego kraju". Według nich „anomalie są porównywalne do tych z 2020 r.". …
Prokuratura ma podstawy, by włączyć się w przeliczanie głosów. … Rzeczniczka Bodnara prok. Anna Adamiak: „prokurator może dokonywać oględzin kart do głosowania na podstawie innych ustaw, czyli kodeksu postępowania karnego.
Co to oznacza? Prokurator może jak najbardziej dokonać oględzin kart do głosowania, wówczas, gdy prowadzi postępowanie. Kodeks postępowania karnego reguluje zasady przeprowadzania oględzin dowodów. Natomiast prawnokarnej oceny nieprawidłowości bądź nadużyć prokurator może dokonać tylko w toczącym się postępowaniu karnym. I aby je wszcząć, musi zaistnieć uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa".
Zapowiadane powołanie zespołu śledczego oznacza, że takie postępowanie już zostało wszczęte albo zostanie wszczęte w poniedziałek. …
Bodnar z niechęcią odnosi się … do akcji Romana Giertycha, po której do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad 50 tys. protestów wyborczych (większość z nich pozostała „bez nadania dalszego biegu"). Minister należy do tej frakcji w rządzie, która przekonuje premiera Tuska, by odpuścił pomysł przeliczenia wszystkich głosów, „wyszedł z traumy przegranych wyborów prezydenckich" oraz „zajął się walką o utrzymanie demokratycznych zmian". Część polityków tej frakcji chce, żeby Tusk „wyraźnie odciął się od Giertycha". …



W ‘Wyborczej’ bywają artykuły świetne, jak ten:
https://wyborcza.pl/7,75399,32065120,parada-rownosci-w-budapeszcie-i-notowania-fideszu-orban-relatywizuje.html#s=S.TD-K.C-B.2-L.1.duzy
… „Wczoraj Viktor Orbán został królem europejskiego ruchu Pride, ponieważ nikomu innemu nigdy nie udało się zmobilizować tak dużego tłumu na demonstrację przeciwko sobie, podżegając do nienawiści. (…) Mottem wydarzenia mogło być: „Król jest nagi" - napisał w niedzielne popołudnie Peter Magyar, przewodniczący opozycyjnej Partii Szacunku i Wolności (TISZA).
Dzień wcześniej przez Budapeszt wbrew rządowym zakazom i groźbom Orbána przeszła Parada Równości z rekordową frekwencją. Według rozmaitych szacunków wzięło w niej od 100 do 200 tys. osób.
Węgierski premier starał się minimalizować skutki tej wizerunkowej katastrofy. W niedzielę stwierdził, że Parada została zorganizowana według „instrukcji Brukseli". Dodał też, że pomimo ogromnej frekwencji dzień wcześniej, to i tak nic w porównaniu z 3,7 mln wyborców, którzy wzięli udział w referendum w 2022 r. Zorganizował je wtedy rząd, poprzedzając kampanią wymierzoną w środowisko LGBTQ+. Politycy Fideszu retorycznie równali tę mniejszość z pedofilami i przekonywali, że organizacje pozarządowe prowadzą w szkołach kampanie zachęcające dzieci do zmiany płci.
W kwietniu i maju rząd przyjął prawo zakazujące w praktyce Parad Równości. Orbán mówił wówczas, by nikt nawet nie próbował ich organizować, bo i tak się nie odbędą. Jak się jednak okazało, pomylił się.
W niedzielę nad ranem z ratunkiem pospieszył Orbánowi partyjny tygodnik Mandiner. Przekonywał, że to opozycja wpadła w zastawioną przez premiera Węgier pułapkę, bo większość Węgrów opowiada się przeciwko paradom. Mandiner powoływał się przy tym na sondaż, w którym 51 proc. dorosłych Węgrów uważa, że Parada powinna zostać zakazana dla dobra dzieci, a 46 proc. uważa, że powinna być dozwolona, bo im nie szkodzi. Sondaż przeprowadził instytut Nézopont, który jest powiązany z Fideszem i finansowany przez rząd.
Opozycyjny, liberalny tygodnik HVG zinterpretował sobotnie wydarzenie odmiennie. Napisał, że to Orbán wpadł we własne sidła, bo frekwencja w Budapeszcie okazała się rekordowa. A Magyar, wbrew oczekiwaniom polityków Fideszu, nie zabrał stanowiska w sprawie marszu i trudno go z nim powiązać.
Magyar rzeczywiście w ogóle nie odniósł się ani do uczestników Parady, ani nagonki na nich. Jednak sam fakt dużej frekwencji ocenił jako klęskę Orbána.
„Dla wszystkich jest jasne, że zmęczony i przestraszony premier stracił poparcie nie tylko w węgierskim społeczeństwie, ale także wśród własnego narodu i w machinie władzy"
- napisał, stwierdzając, że wbrew zapowiedziom wobec rzekomo nielegalnie protestujących nie interweniowała policja.
Wcześniej ocenił, że kraj „nie może mieć dłużej premiera, który nie chroni i nie reprezentuje wszystkich Węgrów".
„Zadaniem przywódcy kraju nie jest wzniecanie nienawiści, lecz zasypanie okopów" - napisał Magyar. …
Pojawienie się TISZY zmiotło jego i inne opozycyjne partie z węgierskiej sceny politycznej. Węgry weszły w duopol partyjny. W ostatnim sondażu Zavecz TISZA notuje 46 proc. poparcia, a Fidesz – 35 proc. Jeszcze większa różnica dzieli obydwie partie w sondażu z czerwca dla renomowanego instytutu Median. Tam Fidesz ma 36 proc. poparcia, a TISZA – aż 51 proc.
Poza nimi do parlamentu weszłaby jeszcze skrajnie prawicowa Nasza Ojczyzna (Mi Hazank, 5 proc.). Natomiast tradycyjne partie, obecne przez ostatnie dekady w węgierskiej polityce jak Jobbik, Węgierska Partia Socjalistyczna czy Momentum, mają tak znikome poparcie, że nie są już nawet uwzględniane w sondażach”. …



https://wyborcza.pl/relacje/14,126862,32064546.html#s=S.TD-K.C-B.8-L.2.duzy
Największy atak od początku wojny. Tak Kijów opisał masowy rosyjski nalot, który wczoraj wieczorem uderzył w kilka części Ukrainy, zwłaszcza we Lwów i Zaporoże.
Rosjanie zaatakowali Ukrainę rekordową liczbą 537 dronów i pocisków w ciągu nocy, poinformowały ukraińskie siły powietrzne, podczas gdy urzędnicy mówili o „połączonym ataku na dużą skalę” z udziałem bombowców strategicznych Tu-95MS i samolotów MiG-31K. Według sił powietrznych Rosjanie wystrzelili „477 dronów (211 zestrzelonych i 225 zniknęło z radaru); 4 pociski Ch-47M2 Kindżał; 7 pocisków balistycznych Iskander-M/KN-23 (jeden zestrzelony); 41 pocisków manewrujących Ch-101/Iskander-K (33 zestrzelone i jeden zaginiony); 5 pocisków Kalibr (4 zestrzelone); 3 pociski S-300”. Ataki dotarły między innymi do rejonów Kijowa i Lwowa.
„Alarm rozbrzmiewa na Ukrainie niemal całą noc: na naszym niebie latało 477 dronów, z których większość to rosyjsko-irańskie „Shahedy”, oraz 60 pocisków różnego typu. „Rosjanie” uderzali we wszystko, co może dać życie. Trafiono nawet w budynek mieszkalny w Smile, a dziecko zostało ranne. Służby ratunkowe działają wszędzie tam, gdzie jest to konieczne. Niestety, podczas odpierania ataku zginął nasz pilot F-16 Maksym Ustimenko. Dziś zniszczył siedem celów powietrznych. Moje kondolencje dla jego rodziny i towarzyszy. Wydałem rozkaz ustalenia wszystkich okoliczności jego śmierci. Ukraińskie Siły Powietrzne bohatersko bronią nieba. Dziękuję wszystkim, którzy bronią Ukrainy”. Tak napisał na Telegramie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, podkreślając, że „Moskwa nie zatrzyma się, dopóki nie będzie w stanie przeprowadzić masowych uderzeń”. „Tylko w tym tygodniu – wspomina – wystrzelono ponad 114 pocisków, ponad 1270 dronów i prawie 1100 KAB-ów. Putin już dawno postanowił, że będzie walczył dalej, mimo apeli świata o pokój. Wojna musi się zakończyć, trzeba wywrzeć presję na agresora, trzeba zapewnić ochronę. Przed balistyką, przed pociskami i dronami, przed terrorem. Ukraina musi wzmocnić swoją obronę powietrzną. To, co najlepiej chroni życie. To amerykańskie systemy, które jesteśmy gotowi kupić”. „Liczymy na przywództwo, wolę polityczną i wsparcie Stanów Zjednoczonych, Europy i wszystkich naszych partnerów. Dziękujemy wszystkim, którzy nam pomogą”, podsumowuje Zełenski.
Ale Kreml odpowiada: „Nie da się zmusić nas do negocjacji za pomocą nowych sankcji”.


Jacobsen: „W przypadku wojny atomowej umarłoby 5 miliardów osób, spalone żywcem od razu lub zgładzone przez nuklearna zimę”
Wywiad z amerykańskim dziennikarzem, który szczegółowo badał skutki apokaliptycznego konfliktu, próbując wyjaśnić, dlaczego remilitaryzacja jest najgorszym scenariuszem. „Każda inicjatywa, która zmniejszy liczbę ponad 12 000 głowic na świecie, będzie zmierzać we właściwym kierunku”

https://www.repubblica.it/esteri/2025/06/29/news/annie_jacobsen_intervista_guerra_nucleare-424699502/?ref=RHLF-BG-P1-S3-T1-RIAPERTURA%5E
Pięć miliardów martwych istot ludzkich, pomiędzy tymi, które spłonęły żywcem w początkowej eksplozji, a tymi, które zostały później wyniszczone przez głód i trudy nuklearnej zimy. Jeśli ten koszmar przykuł twoją uwagę, Annie Jacobsen trafiła w sedno. Ponieważ cel jej książki „Wojna nuklearna” jest właśnie taki: opisać szczegółowo rzeczywiste skutki wojny nuklearnej, minuta po minucie, w nadziei, że ludzie zrozumieją, jak nieodwracalne byłyby one dla ludzkości. W ten sposób wzbudzając reakcję emocjonalną i polityczną konieczną do jej zapobieżenia, czyli rozbrojenie.

Dlaczego zdecydowałaś się badać to zagrożenie?

- „Zawsze zajmowałam się bezpieczeństwem narodowym i kiedykolwiek pytałam moje źródła wojskowe, dlaczego wykonują swoją pracę, odpowiedź zawsze była taka sama: zapobieganie III wojnie światowej, wojnie nuklearnej. Kiedy Trump groził „ogniem i furią” w swojej pierwszej kadencji, poczułam potrzebę zrozumienia, co się stanie, jeśli ta prewencja zawiedzie”.

Książka opowiada historię wybuchu wojny nuklearnej minuta po minucie. Jakie są najbardziej przerażające rzeczy, które odkryłaś?

- „Jeśli wystrzeliwany jest pocisk balistyczny ICBM, dociera on z jednego kontynentu na drugi w ciągu 30 minut i nie można go zatrzymać ani zmienić kierunku. W USA ostateczną władzą, która ma wyłączną kompetencję do wydania rozkazu ataku, jest prezydent, a my mamy politykę „wystrzeliwania po ostrzeżeniu”, czyli odpalamy bombę atomową na podstawie alarmu, bez dowodu trafienia”.

Co dzieje się w pierwszych minutach wojny nuklearnej?

_ „Powinnam zaznaczyć, że liczby podane w książce pochodzą z obliczeń Pentagonu i Komisji Energii Atomowej. Eksplozja termojądrowa spala wszystko w promieniu 160 kilometrów kwadratowych, a na świecie jest ponad 12 300 głowic o takiej mocy. USA i Rosja mają 3000 gotowych do wystrzelenia”.

Ile osób umiera natychmiast?

- „Od jednego do trzech milionów, w zależności od tego, czy bomba wybuchnie w powietrzu czy na ziemi, czy będzie padać, czy będzie wiał wiatr. Ale to byłby dopiero początek, ponieważ Pentagon wie, że nie ma ograniczonej wojny nuklearnej, jeśli zaangażowane są Stany Zjednoczone: kończy się ona jedynie unicestwieniem”.

Piszesz, że tarcza antyrakietowa nie naprawi Ameryki.

- „Każdy przechwytywacz ma 50 procent szans na zniszczenie nadlatującego pocisku, a USA ma ich tylko 44, w porównaniu do ponad 1600 rosyjskich głowic gotowych do odpalenia, 500 chińskich i 50 północnokoreańskich”.

- Zakładasz atak Korei Północnej na Pentagon, a następnie Rosji. Dlaczego?

_ „Tego właśnie obawia się każdy w Departamencie Obrony: prosty błąd w obliczeniach lub nieporozumienie między mocarstwami nuklearnymi może wywołać konflikt nuklearny, który rozwija się w ciągu sekund i minut, a nie godzin czy dni. Zapytałam generała, który dowodzi komunikacją strategiczną, co się stanie. Zatrzymał się, a następnie powiedział: Świat może się skończyć za kilka godzin”.

Czy Stany Zjednoczone odpowiedziałyby, nie mając dowodów, że stały się celem ataku nuklearnego?

- „Dokładnie. Wszystko opiera się na alarmie z systemu sterowania satelitarnego”.

A prezydent jest jedyną instancją uprawnioną do podejmowania takich decyzji?

- „Tak, a teraz jest tak samo w Rosji. Przed wojną w Ukrainie doktryna Moskwy polegała na reagowaniu tylko w przypadku potwierdzonego ataku nuklearnego. Teraz Putin zmienił to tak jak USA”.

Czy groźby Moskwy zbliżają nas do wojny nuklearnej?

- „Tak, ponieważ przy tym systemie są niezwykle niebezpieczni i mogą prowadzić do błędów w ocenie sytuacji. ONZ omawia traktat zakazujący broni jądrowej, który również zakazywałby gróźb”.

Czy możesz podać przykład?

- „W listopadzie Rosja wystrzeliła rakietę balistyczną średniego zasięgu przeciwko Ukrainie. To był pierwszy raz i mogła ona przenosić głowicę nuklearną. Minister spraw zagranicznych Ławrow ostrzegł Departament Stanu zaledwie 30 minut wcześniej: jeśli to nie jest zabawa z ogniem, to nie wiem, co nią jest”.

Wszyscy mówią, że wojny nuklearnej nie może wygrać nikt. Czy mówimy o całkowitym zniszczeniu ludzkości?

- „Tak. Od początkowego wybuchu i nuklearnej zimy zginęłoby 5 miliardów ludzi. Każdy wybuch spaliłby wszystko w promieniu setek kilometrów kwadratowych, topiąc ulice jak lawę. Następnie sadza zablokowałaby promienie słoneczne, a ogromne zbiorniki słodkiej wody, od Iowa po Włochy, zamarzłyby natychmiast. Rolnictwo upadłoby, a ocaleni by głodowali”.

Nie wierzysz w odstraszanie?

- „To działało przez ostatnie 80 lat, między USA i Rosją. Ale teraz to już nie wystarczy. Jest 9 mocarstw nuklearnych, a Iran próbuje zostać dziesiątym”.

Jak możemy uniknąć zagłady?

-
„Trump, czy mu się to podoba, czy nie, powiedział, że czytał scenariusze wojny nuklearnej i często mówi o denuklearyzacji. Każda inicjatywa, która zredukowałaby ponad 12 000 głowic na świecie, zmierzałaby we właściwym kierunku. Odstraszanie jest przydatne, ale jeśli zawiedzie, jak powiedział mi pewien generał, wszystko zostanie unicestwione”.

Jego krytycy twierdzą, że jest to naiwna propozycja.

- „Reagan był jastrzębiem nuklearnym, ale po obejrzeniu filmu ABC zatytułowanego „The Day After”, który pokazał konsekwencje szeroko zakrojonej konfrontacji nuklearnej między USA a ZSRR, skontaktował się z Gorbaczowem, aby wynegocjować rozbrojenie. Następnie odbyło się spotkanie w Reykjaviku, na którym liczba głowic spadła z 70 000 w 1986 r. do 12 000 obecnie. Możliwe jest ich jeszcze większe zmniejszenie”.







VIDEO:
https://www.repubblica.it/video/socialnews/2025/06/29/video/collisione_tra_due_aerei_in_pista_ala_boein_787_trancia_di_netto_il_timone_airbus_321-424699161/?ref=RHRT-BG-P1-S1-T1-Spalla%20video&rpl=1
Dwa samoloty zderzyły się na pasie startowym: skrzydło Boeinga przecięło ster kierunku Airbusa
Dwa samoloty, które miały wystartować z międzynarodowego lotniska Noi Bai w Hanoi w Wietnamie, zderzyły się. Podczas kołowania skrzydło Boeinga 787 zerwało statecznik pionowy Airbusa A321, który czekał na pasie startowym. Pasażerowie zostali ewakuowani, nikt nie został ranny.



Tyle się mówi o brytyjskim poczuciu humoru, ale polskie lepsze.


 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga