DRUGI OBIEG
Niedziela, 17 sierpnia 2025
1.
Niedziela, więc pewnie pójdziecie, Polacy, na msze, wysłuchać kazań, och,
pardon, homilii, pełnych nienawiści, wzywających do nienawiści.
Czego się można spodziewać po Kościele Nienawiści?
Po mieście rozstawiono gigantyczne billboardy o treści „[Bóg] stworzył
mężczyznę i kobietę Polacy mówią nie ideologii gender”.
Ciekawostka: jeśli Bóg stworzył tylko mężczyznę i kobietę, to kto stworzył
hermafrodytów i całą paletę LGBT+?
Najwyraźniej ktoś inny, jakiś gorszy bóg stwórca.
Ojojoj! To trąci okropną herezją. Może jakiś stosik dla pań i panów z
polskakatolicka.org, odwalonych, katolskich poyebów?
Pan Ł.M. woli architekturę od kwiatków, więc to jest specjalnie dla niego.
No to już koniec. W marketach pojawiły się zimowe kurtki. W typowo polskich,
burych kolorach.
Liście żółkną.
Kwiaty i trawy jakieś jesienne…
A to ostatnie z rzewnych wspomnień z pobytu Rodziny: zwiedzanie Centrum Sztuki
Współczesnej w Zamku Ujazdowskim. Według D.O. najciekawszym, z klasą, w
przeciwieństwie do MSN i Zachęty. Sporo kontrowersji, również obyczajowej, ale
europejski sznyt i oddech.
Jedno z dzieł w CSW. Warto.
Wśród licznych eksponatów D.O. sam stal się eksponatem…
Wielowymiarowym.
A tu trochę zieleni i błękitu na uspokojenie. Za chwilę się przyda.
Od lewej góra:
Rosja: Triumf Władimira powitany na czerwonym dywanie: Od parias do pares
Ameryka: Donald nie zdołał uzyskać zawieszenia broni i opuścił szczyt przegrany
Ukraina: Prezydent Ukrainy w przededniu spotkania w Waszyngtonie: „Konieczne są
gwarancje bezpieczeństwa”.
Włochy: Meloni po rozmowie: „Są promyki pokoju. Prezydent USA poparł nasz
pomysł”.
Od lewej dół:
Analiza: Sowieckie dziedzictwo i nowi szpiedzy: dlaczego car uważa, że może
dyktować warunki
Opowieść: Fiasko za pokazem odwilży
Media: Amerykańska prasa miażdży szczyt: „Żenujący”
Na żywo Kijów: „Moskwa zwiększy liczbę nalotów, jesteśmy gotowi odpowiedzieć”.
D.O. zupełnie nie rozumie, jak poważni ludzie, na przykład liderzy
europejscy i wielu dobrych komentatorów poważnych mediów, mogli liczyć na jakiś
„przełom”, na jakieś „porozumienie”, a nawet na „pokój”. No czyście ludzie
rozum potracili?
Przecież takie spotkanie może zorganizować tylko debili i to debil bujający w
obłokach, a na dodatek na ciężkim haju.
Debil ma niewiele skrupułów, ale jednak jakieś ma, a któremu się wydaje, że
może w cwaniactwie dorównać masowemu mordercy, który nie ma żadnego, ale to
żadnego skrupułu.
I oczywiście z takiego debilnego pomysłu nie mogło wyjść nic innego, tylko
upokorzenie debila i globalny triumf masowego mordercy.
Co było do udowodnienia.
Trump powiedział Zełenskiemu, że Putin chce więcej Ukrainy, twierdzi źródło
Donald Trump powiedział, że Ukraina powinna zawrzeć porozumienie, aby zakończyć
wojnę, ponieważ „Rosja jest ogromną potęgą, a oni nie”.
Zełenski przygotowuje się na niebezpieczne rozmowy z Trumpem w Waszyngtonie w
poniedziałek
Putin wygrywa ustępstwa wobec Ukrainy na Alasce, ale nie dostaje wszystkiego,
czego chciał
Cierpiący Ukraińcy zaniepokojeni wynikiem i optyką szczytu Trump-Putin
Agencja Reuters, powołując się na anonimowe źródła, poinformowała, że
prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odrzucił roszczenia terytorialne Putina
przekazane mu w rozmowie telefonicznej przez prezydenta USA Donalda Trumpa.
„Prezydent USA Donald Trump powiedział w sobotę, że Ukraina powinna zawrzeć
porozumienie kończące wojnę z Rosją, ponieważ «Rosja jest bardzo dużym krajem,
a oni nie», po szczycie, na którym Władimir Putin podobno zażądał oddania
większości terytorium Ukrainy” – podała agencja Reuters.
Wcześniej agencja Bloomberg podała, że Putina chce, aby Kijów zrzekł się
kontroli nad całym terytorium Donbasu we wschodniej Ukrainie.
Według Bloomberga Rosja jest gotowa
zaprzestać wysuwania roszczeń wobec tych części obwodów zaporoskiego i
chersońskiego, nad którymi obecnie nie sprawuje kontroli, skutecznie zamrażając
tam linię frontu.
Według informatorów agencji Reuters, Zełenski odrzucił żądania rosyjskiego
dyktatora.
104-letni weteran wzrusza króla Karola i Camillę do łez podczas obchodów II
wojny światowej
https://www.gazetaexpress.com/en/104-year-old-veteran-moves-King-Charles-and-Camilla-to-tears-during-World-War-II-commemoration/
Do wzruszającego i emocjonalnego momentu doszło podczas obchodów 80.
rocznicy Dnia Zwycięstwa nad Japonią (VJ). W swoim przemówieniu 104-letni
weteran Yavar Abbas wzruszył królową Kamilę do łez, a króla Karola III głęboko
wzruszył.
Podczas wydarzenia w Staffordshire Yavar, jeden z ostatnich żyjących weteranów
frontu azjatyckiego, wyszedł z przygotowanego scenariusza i powitał króla
słowami: „Chcę oddać hołd mojemu dzielnemu Królowi, który jest tutaj ze swoją
ukochaną Królową, mimo że leczy się na raka”.
Jego słowa poruszyły publiczność i rodzinę królewską. Według świadków, królowa
Kamila ocierała łzy, a król Karol wydawał się poruszony.
Yavar podzielił się z publicznością informacją, że od 25 lat nie choruje na
raka, za co otrzymał gromkie brawa od publiczności.
Yavar Abbas urodził się 15 grudnia 1920 roku w Charkhari, małym miasteczku w
Indiach Brytyjskich. Kiedy wybuchła II wojna światowa, był jeszcze uczniem.
W 1942 roku, w obliczu japońskiej inwazji na Azję Południowo-Wschodnią, stanął
przed trudną decyzją: walczyć po stronie Brytyjczyków, mimo że Indie wciąż
znajdowały się pod kolonializmem.
„Nienawidziłem brytyjskiego imperializmu” – mówi – „ale nie chciałem, żeby
nazizm i faszyzm zwyciężyły”.
Podobnie jak wielu indyjskich nacjonalistów, Yavar zdecydował się walczyć,
mając nadzieję, że po wojnie Indie uzyskają niepodległość – obietnica ta
została później spełniona.
Dziś, mając 104 lata, Yavar Abbas nie tylko reprezentuje rzadkie pokolenie
ocalałych z II wojny światowej, ale także jest symbolem uczciwości, odwagi i
refleksji historycznej.
Publicznie wyraził szacunek dla obecnego monarchy, przezwyciężając podziały
kolonialnej przeszłości i pokazując siłę pojednania między pokoleniami.
1 rok temu
I tak sobie podróżujemy w trójkę: Żona D.O., D.O. i Krzysztof Hołowczyc.
Wczoraj kilometrów mniej, ale godzin podróży więcej, bo górken i dołken i
zakręten do licha i trochę, jak to w Alpen.
Keine photo, bo nie ma gdzie stanąć, bo za tobą i przed tobą Wagen za Wagenem,
a co drugi to volks.
D.O. lubić górken i zakręten, ale w takich ilościach, to nawet jemu się
zeckniło. Postarzał się musi, czy co?
Zewłok Żony ledwo dojechał, a jak się dowiedział, że trzeba jeszcze od
podziemnego parkingu do hotelu z bagażami drałować kilkaset metrów, a stopni
tego Celsjusza 34, to ledwo dojechał jeszcze bardziej.
Na hali, na hali, na hali zielonej krowy. Żona patrzy i mówi: „musi być
gorąco”.
- Po czym poznałaś?
- Po krowach.
- Eh?
- Bo leżą w cieniu.
- No bo krowy są jak Polacy: 28 stopni i krzyczą o „nieznośnym upale”, a RCB
zaśmieca skrzynki odbiorcze w telefonach.
Hołowczyc też w nienajlepszej formie. W tunelach głupieje, a jak się wyjedzie,
to lokuje nas na zupełnie innej drodze niż ta, którą jedziemy i każe zakręcać,
zawracać, a potem jeszcze zakręcać.
Mieliśmy kilka scysji. Najpierw, kiedy powiedział kilkakrotnie: „za trzy
kilometry zjedź”. No to D.O. mu tłumaczy po starej sympatii, że nie mówi się
„zjedź”, tylko „zjeżdżaj”, ewentualnie „zjeżdżaj ćwoku”. A on nic, tylko
„zjedź” i „zjedź”.
Ale najgłośniej na Hołowczyca D.O. krzyczał, kiedy mówił „zjedź w zjazd”, a to
w lewo, a to w prawo, a tam zjazdy w lewo dwa, a w prawo trzy. No, a w który
zjazd D.O. ma zjechać, tego, łaskawca, Hołowczyc już nie mówi.
Poza tym czasem się zacina i ani w ząb. Drogę pokazuje z odległości; ani go
przybliż, ani oddal, ani wprowadź nowy adres. Bierze ci D.O. smartphone’a w
dłoń, a tam napis: „telefon przegrany, poczekaj, aż się ochłodzi”. Tak go
Hołowczyc przegrzał! No i weź, kierowco, trzymaj teraz smartphone z Hołowczycem
przy dziurce od klimatyzacji na tych wszystkich zakrętach!
Samochód wyposażony jest także w nawigację fabryczną, bez Hołowczyca, a za to z
jakąś panią Niemką, której wymowa polskich zdań najwyraźniej sprawia kłopot.
Ale ona jest strasznie głupia i denerwująca. Można wprowadzić głosowo np.
„Sankt Leonhard in Passeier” a ona mówi, że „Sandomierz Leon Hardware Dos
Pasos” to lokalizacja jej nieznana. Włoskich nazw też nie zna.
Więc D.O. się obraził i z głupią gadać nie będzie. No, chyba, że Hołowczyc tak
smartphone’a mu przegrzeje, że nie będzie miał wyboru.
No i co D.O. ci, Czytelniku, pokaże? Miejscowość, w której się państwo D.O.stwo
znajduje została już przez D.O. doszczętnie obfotografowana i chyba nic nowego
nie wymyśli. Oczywiście, jak się zwlecze z wyra. Hotel fajny, lokalizacja
super, tylko z kratek wentylacyjnych wydobywa się taki zefirek, że te 34
stopnie Celsiusza tylko się z niego śmieją. W godzinę D.O. już dwa razy
wskakiwał pod zimny prysznic, żeby się ochłodzić, ale w pokoju cieplutko! No,
może nie 34 stopnie, tyko 33, zawsze coś. Ale Przyjaciel T., genialny fotograf
i świetny operator, z którym całą Europę objechaliśmy, przysłał D.O. z
Generalife z Granady fotkę ulicznego termometru: 45 stopni. Więc Jak śmie D.O.
narzekać!?
https://www.facebook.com/photo/?fbid=10233931363004658&set=pcb.10233931399085560
I kolejne zdjęcia.
9 lat temu
Usługa społecznie użyteczna: instrukcja obsługi autostrady włoskiej. „Tutor” to
w rzeczywistości włoski wynalazek pn. „Secutiry tutor”, z jakiegoś powodu
nadali mu angielską nazwę. To nic innego niż odcinkowe pomiary prędkości.
Kamery wyłapują numer rejestracyjny każdego pojazdu, a komputery liczą, czy nie
przejechał danego odcinka za szybko i ew. przywalają mandat. W tutora
wyposażona jest ponad połowa włoskich autostrad, które mają, jak wiadomo, 6,5
tys. km łącznej długości. Dozwolona prędkość maksymalna to 130 km/h. Ale mało
kto wie, że tutor daje 5% tolerancji. To oznacza, że bez obawy złapania mandatu
można jechać z rzeczywistą prędkością 136 km/h. Oczywiście zmierzoną na
nawigatorze satelitarnym, ponieważ szybkościomierze, montowane w samochodach są
„dydaktyczne” i zawyżają prawdziwą prędkość o 3-14%. Innymi słowy na moim
liczniku jest 145, a satelita mi pokazuje, że jadę 136 i żaden stróż prawa nie
ma się czego czepić.
Innych rad nie będę udzielał, bo są zbyt niebezpieczne, zwłaszcza dla kogoś,
kto nie ma wieloletniego doświadczenia poruszania się po tej ledwie
zorganizowanej przepychance. No, może tylko, żeby bardzo uważać, mieć zmysły
napięte jak postronki, stosować ABSOLUTNIE zasadę ograniczonego zaufania do
bliźnich za kierownicą. Dawniej było nieco łatwiej, bo w numerach
rejestracyjnych zapisana była prowincja (powiat) pochodzenia samochodu, a w
środkowych Włoszech było 5 prowincji, których należało unikać jak ognia, bo
kierowcy stamtąd to w większości potencjalni mordercy, albo wręcz przeciwnie,
totalne lebiegi, często jeszcze groźniejsze. Dziś niestety trzeba uważać na
wszystkich: i statecznego ojca rodziny, emerytowanego profesora stomatologii i
najprawdziwszego mafiosa czy kamorzystę.
Wracając do mojej drogi, to w Austrii problem z natężeniem ruchu rozwiązali na
swój sposób: ograniczenie prędkości do 100, częściej 80, a czasem do 60 km/h.
To wszystko za 10-dniową „winietkę” o wartości 8,80 euro. Poza takimi
autostradami można jechać szybciej i z pewnością luźniej, ale jak się już
rzekło „a”…
Ja oczywiście planowałem przejechać przez moje ulubione Garmisch Partenkirchen,
ale co to za planowanie 14 sierpnia. „Zjem tam obiad” – pomyślałem. A mogłem co
najwyżej kolację, bo w Innsbrucku byłem po 18, więc jak niepyszny jechałem na
Rosenheim, powoli, jak krew z nosa...
A już co Niemcom strzeliło do głowy, to ja nie wiem. Czy oni nie mają rozumu?
No chyba rzeczywiście nie mają, skoro większość robót drogowych na autostradach
zaplanowali na okres letni. Od Rosenheim do Monachium – 6 dużych, kilkunastu, a
nawet kilkudziesięciokilometrowych zwężeń. Od Monachium do Norymbergi – kolejne
trzy, za do dłuższe. To już wszyscy się nauczyli, że na okres największego
nasilenia ruchu robi się wszystko, byle autostrady były przejezdne, ale Niemiec
uparł się, żeby kilkudziesięciu milionom tubylców i przybyszów utrudnić życie.
W takich warunkach – no cóż – szybka jazda jest tylko dla orłów. Kiedy zwężenie
zanika i można dać w rurę – dajesz. 180, 200 na godzinę, zderzak w zderzak…
Nawet to lubię, ale mi się bardzo powyżej 200 na godzinę pocą ręce, choć klima
dmucha na nie bez przerwy. No, ale przynajmniej nie zasypiam, a w Austrii,
jadąc 80 km/h przez 126 km od Brenneru do Kufstein musiałem się bić po twarzy,
wylałem sobie na głowę – i przy okazji na fotel – dwie butelki wody, gazowanej,
bo innej nie miałem, a i tak byłem niebezpieczny dla siebie i otoczenia.
Szybkość zabija? Raczej brak szybkości, dający senność!
Do Norymbergi, gdzie miałem zarezerwowany hotel, po 750 km męki, dotarłem już
po ciemku. Ale o Norymberdze będzie następnym razem, bo teraz dokończę
autostrady.
417 km Niemiec do Zgorzelca to znów to samo: rura, ręce się pocą, ostre
hamowanie, roboty drogowe, przewężenia, rura.
Wbiłem sobie kiedyś ogranicznik do 200 km/h na zimowe opony i zapomniałem go
wyłączyć, a to można tylko na stojąco, a to znaczy, że byłem raz po raz
wyprzedzany jak osesek. No nic, Niemcy mieli chwile triumfu, pokonując ślimaka
na polskich numerach, jadącego tylko 200 km/h.
Wiedziałem, że na obwodnicy Drezna postoję, ale nie spodziewałem się, że aż
tyle: cała jest w przebudowie. A pomyśleć, że zrobiono ją już po Zjednoczeniu,
tj. po 1991 r. Pamiętam sierpień 1992 r. Zjednoczenie nastąpiło kilka miesięcy
wcześniej, a między Hof (RFN) a Plauen (NRD) jechałem kilkanaście kilometrów
polną drogą, bo nieużywaną, starą drogę wybebeszono na 7 metrów w głąb i na jej
miejscu budowano autostradę. Nic nie łączy narodów tak, jak właśnie autostrady
i kanclerz Kohl to wiedział.
W ogóle zbudowano ich dużo, zbudowano szybko i …skandalicznie źle. To obok
nieotwieranego od 7 lat, całkowicie gotowego nowego lotniska berlińskiego
największy skandal we współczesnej historii Niemiec. Podobno są jakieś
śledztwa, podobno kogoś ma się pociągnąć do odpowiedzialności, ale te nowe
autostrady w dawnym NRD to naprawdę był obraz nędzy i rozpaczy. Są niemal bez
przerwy reperowane, pochłaniają ogromne sumy, a efekt nadal pozostawia wiele do
życzenia. Na tyle, że kiedy się wjeżdża do Polski, czy to w Zgorzelcu, czy to w
Słubicach, oddycha się z ulgą: „nareszcie skończyły się Niemcy, nareszcie jest
porządna autostrada”.
To znaczy ja bym i tak kazał obatożyć durnia, który kazał w Polsce budować
autostrady dwu, zamiast trzypasmowych (nie wspomnę o setkach milionów,
wyrzuconych w błoto na rekonstrukcję poniemieckiej autostrady
Wrocław-Bolesławiec, którą zrobiono bez pasa awaryjnego!!!).
Ten brak zdolności przewidywania będzie nas już niedługo bardzo wiele
kosztował. Przekonałem się o tym między Łodzią a Warszawą: przy
poniedziałkowym, świątecznym ruchu: dwa pasy były stanowczo niewystarczające.
Zwłaszcza, że i A4 i S8 i A2 pełne były tego dnia niedzielnych kierowców. TIR-y
stały na parkingach, a na autostradzie było mimo to groźniej, bo po szosach
plątały się chmary ludzi, którym nie powinno się dawać prawa jazdy. Czytam, że
od jakiegoś czasu nauka jazdy obejmuje obowiązkową jazdę po autostradzie.
Myślę, że na tej autostradzie są uczeni jak w ostatniej chwili wjeżdżać pod
koła właśnie wyprzedzającego ich samochodu, ponieważ jest to nagminne. Panowie
instruktorzy! Nie uczcie ich już tego, bo z tego robią się wypadki i giną
ludzie!
Myślę też, że obowiązkowy przedmiot na kursach prawa jazdy to: „jak wlec się po
lewym pasie, żeby uniemożliwić innym korzystanie z dozwolonych limitów
prędkości”. Może ktoś napisze kiedyś jakąś pracę doktorską z tematu: „Moc
przyciągania początkujących i powolnych kierowców przez lewy pas na
autostradzie”. Ale może to się bierze z jakże polskiego (jedna z podstawowych,
typowo polskich wartości!): „Myśli (cenzura), że jak ma (cenzura) szybszy
samochód, to może sobie wyprzedzać kogo chce? Już ja mu pokażę! A wlecz się za
mną ty (cenzura)”.
A mnie się wtedy, na bezmyślnie wąskich, zatłoczonych polskich autostradach,
nie pocą już ręce: mózg mi się poci!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTrzymam się od kościoła i religii już od pół wieku. Nawet mimo "listu biskupów polskich". Bo w niej nic się kupy nie trzyma. Absurd za absurdem.
OdpowiedzUsuńJestem człowiekiem dość łatwowiernym, ale nie na tyle, żeby widziec szansę na rozejm czy pokój w rezultacie spotkania idioty ze zbrodniarzem
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńNaprawdę pomyślałam że jedziecie Państwo w trójkę, osobnymi autami. A co do zupy czosnkowej, poszukam przepisu.
OdpowiedzUsuń