DRUGI OBIEG
Sobota, 23 sierpnia 2025
1.
Pierwszy spacer w nowych butach, kupionych na wyjazd. Test wypadł dobrze,
bardzo grube podeszwy z jakiejś opatentowanej mieszanki skutecznie amortyzowały
kroki nawet po kostce brukowej. Tylko gorąco w stopy. Hmmm. Mogą się nie
przydać.
D.O. dobiera ostatnio trasy przechadzek tak, żeby być w zasięgu wzroku innych
ludzi, bo jak padnie znienacka, to może sprowadzą pomoc? Szczęśliwie nie pada,
słabość nie zniknęła, ale chyba zmieniła godziny występowania, co się wiąże
zapewne z przestawieniem godzin przyjmowania niektórych lekarstw. Ale,
generalnie, jest trochę lepiej i D.O. już się mniej słania podczas przechadzek.
No ale całej zaplanowanej trasy D.O. nie pokonał: w pewnym momencie poczuł
silne zmęczenie, więc trasę skrócił i wrócił do domu, na fotel, do laptopa.
Nazbierał wycinków, przetłumaczył, po czym przypomniał sobie, że sobota, więc
wszystkie wywalił i leci relakksem.
2.
Trójka ukraińskich brzdąców wrzeszczy z podniecenia, stojąc po drugiej stronie
bariery na mostku. Mostek metr nad 5 centymetrami wody, więc nawet, jeśli
zlecą, to nic im się nie stanie, więc D.O. nie interweniuje; idzie dalej.
Wiosną skrzeczały tu w niebogłosy żaby, dzisiaj cisza. Znacie się na żabach,
Czytelnicy, powiecie, dlaczego?
Dalej jakiś mały kundelek pędzi po chodniku, lawirując między nogami
przechodniów. Nie widać żadnego człowieka, który by za nim pędził, dziwne, nie?
Mały piesek dopada w okolice pieska większego i zaczyna okropnie ujadać. „Im
mniejsze, tym bardziej jazgotliwe” – mawiał znajomy operator, sam niewielkiego
wzrostu i kłótliwy, ale w z wielkim dystansem do siebie.
W ogóle ludzie gdzieś idą, niektórzy gdzieś się spieszą, inni nie spieszą się
zupełnie, co dziesiąty ma nos w smartphonie, nawet podczas przechodzenia przez
jezdnię.
3.
Od kilku dni D.O. spiera się z Żoną o niebo. D.O. twierdzi, że jest
poussinowskie, Żona, że friedrichowskie. Rozsądzisz spór, Czytelniku?
Żaby ucichły.
Tu też żadnego kumkania.
A jednak coś tam skacze i w szuwarach szeleści.
Taki rydz gejzerkowy.
1 rok temu
1.
No tak: od dziecka słyszy człowiek, że „podróże kształcą” i nie ma prawdy
prawdziwszej od tej prawdy, chyba.
Ta podróż też nauczyła D.O. tego i owego.
Nauczyła mianowicie, że jeżeli coś się robiło kilka lat wcześniej bez
specjalnego wysiłku i poważniejszych konsekwencji, to nie znaczy, że również
teraz.
2.
Dziś troszkę widoczków z horyzontem niepłaskim.
3.
Och jej, zatonął na redzie w Palermo superjacht! Utonęli m.in. brytyjski
milioner i jego córka, dyrektor wielkiego banku i kilkoro innych miliarderów.
No, ale to wszystko wiesz, Czytelniku, bo trąbią ci o tym w radio, telewizji i
na internetowych portalach.
Hmmm…
Morze Śródziemne od lat jest największym zbiorowym grobem świata, toną tu co
roku tysiące i tysiące ludzi, ale:
- Ty ich nazwisk nie znasz, bo nie są miliarderami, szukają na tym świecie może
setek, czasem tysięcy, nigdy milionów. A takimi ty, jedermanie XXI wieku,
wychowany na smartphone’ach i zdehumanizowanej sieczce informacyjnej
nieskończonej liczby publikatorów – takimi ty gardzisz, nie jesteś ciekaw ich
nazwisk, ich historii, ich życiowej drogi, ich losów. Takich nienawidzisz, więc
ci o nich publikatory nic nie opowiedzą, ba, nie wspomną ci o nich.
- Ty jedziesz na wymarzone wakacje nad Morze Śródziemne, ty zażywasz
rozkosznych kąpieli w tym wielkim, zbiorowym grobie, otulającym ciała
dziesiątek tysięcy ludzi i ani myślisz o nich wspomnieć podczas kąpieli czy
podsmażaniu się na parzącym piasku i kamieniach nadmorskich plaż.
Ciekawe, ciekawe…
Ciekawe, czy jak D.O. zabraknie będzie jeszcze ktoś inny, kto będzie ci
przypominał o bezimiennych ludziach, spoczywających na dnie Morza Śródziemnego?
Pewnie nie, pewnie trzeba będzie kolejnego miliardera, który pójdzie pod wodę,
żeby wspomnieć o topielcach.
https://www.facebook.com/photo?fbid=10234004676197442&set=pcb.10234004736558951
I kolejne fotki.
2 lata temu
1.
Może morza za mało?
D.O. postanowił nadrobić.
Pojechał 100 km na południe od Rzymu, do San Felice Circeo, przez które to
miasteczko tyle razy przejeżdżał po drodze do swojej ulubionej Sperlongi, ale…
nigdy się nie zatrzymał.
Więc miasteczka nie znał.
I nie wiedział, dlaczego jest ulubionym wczasowiskiem tak wielu Rzymian.
Teraz wie.
2.
Cypel Circeo wiele ma twarzy. Kiedy patrzeć nań z Anzio jawi się jako profil
leżącej twarzy kobiety.
Nie byle jakiej kobiety: czarodziejki Kirke, z włoska Circe, opiewanej w Odysei
jako „straszna bogini o ludzkim głosie”. Zamieniła w świnie towarzyszy
Ulissesa.
3.
Ulisses w swojej podróży natrafia na wyspę Eea. Porośnięta gęstą roślinnością
wydaje się niezamieszkana i Ulisses wysyła część swojej załogi pod
przewodnictwem Eurylochosa na rekonesans.
Ale na wyspie towarzysze odkrywają pałac, z którego rozlega się melodyjny głos.
Dokoła widać dzikie zwierzęta. Wszyscy mężczyźni, z wyjątkiem Eurylochosa,
wchodzą do pałacu i znajdują w Kirke czułą kochankę. Mężczyźni zostają zaproszeni
do udziału w uczcie, ale gdy tylko skosztowali jedzenia, zamieniają się w
świnie, lwy, psy, zgodnie z ich charakterem i naturą.
Wkrótce potem Kirke zagania ich w do chlewu i zamyka.
Eurylochos wraca na statek i opowiada Ulissesowi, co się stało. Ulises
postanawia udać się do Kirke, aby spróbować uratować swoich towarzyszy.
Kierując się w stronę pałacu, spotyka boga Hermesa, posłańca bogów, który
wyjawia mu sekret odporności na czary Kirke: wystarczy dodać pewną substancję
do napojów serwowanych przez Kirke.
Ulisses dziabnął drinka czarodziejki, ale – cwany – domieszał, co trzeba i nie
zamienił się w świnię. Kirke przyznaje się do porażki i przywraca ludzką postać
towarzyszom Ulissesa, a także wszystkim innym zamienionym w świnie.
Po roku Ulisses, zatęskniwszy znów za domem, poprosił Kirke o radę o najlepszą
drogę powrotną, a ta kazała mu najpierw odwiedzić podziemia i skonsultować się
z cieniem wróżbity Tejrezjasza. Po powrocie z zaświatów Kirke daje wreszcie
Ulissesowi wskazówki, jak najlepiej pokonać kolejne trudności na drodze do
Itaki.
I owaki.
4.
Ale, jako się rzekło, górzysty cypel Circeo ma wiele postaci. z Gaety jawi się
jako wyspa, starożytna Eea.
Homer umieszcza wyspę na wschodzie („tam, gzie Helios rozkazuje”; Kirke była
córką Heliosa i Perseidy); późniejsza tradycja utożsamia to z cyplem Circeo.
Który wyspą nie jest, ale z południa, jak wyspa wygląda.
5.
San Felice Circeo ma bardzo starą historię. 60-50 tysięcy lat temu ukochali ten
teren już neandertalczycy. W 1939 r. odkryto jaskinie, w których mieszkali, a w
nich, obok ich czaszek – resztki zwierząt, takich, jak … nie uwierzycie:
słonie, nosorożce, hieny i niedźwiedzie!
Potem miasteczko było rzymską kolonią, w średniowieczu posiadłością
templariuszy, lennem rodziny Caetani i wreszcie papieską twierdzą.
A dzisiaj – we wspaniałe plaże Fan Felice Circeo wbito circa milion parasoli,
pod parasolami stoją leżaki.
Na górze, nad plażami, jest średniowieczne miastusio z zaułkami, wywołującymi
zawroty głowy.
Ale może to tylko słońce: 39 stopni, to nie jest czas idealny na przechadzki.
D.O. przechadzał się w twoim, Czytelniku, imieniu, więc rusz za nim.
Najpierw na przechadzkę, potem na przejażdżkę. Na której załapała się także
pobliska Terracina.
Ale San Felice Circeo jest czyste, Terracina zasyfiona.
https://www.facebook.com/photo/?fbid=10231602478744007&set=pcb.10231602512864860
I kolejne fotki
10 lat temu
1.
Life on the road? Czemu nie, zależy jaka road! Budżety bardzo napięte, więc
większość długich, zaległych wakacji spędziłem w Warszawie, dwa krótkie wypady
i tyle. Kiedy ostatni z moich wspaniałych Wnuków wyjechał, wyjechałem i ja. Bez
przekonania. Ciągnęło mnie gdzieś, ale nie wiedziałem, gdzie. Na szczęście
zadziałała podświadomość i zaprowadziła mnie tam, gdzie trzeba: na drogi, na
których po kilometrze czuję euforię.
Na górskie, alpejskie dróżki, kręte, zwariowane, jak sama natura. Dróżki, które
natura wyznacza, bo zbudowane są wzdłuż rzek i strumieni; gdzieżby indziej?
Słońce świeci, ale jest rześko, silnik mruczy przyjacielsko, prawie
niedosłyszalnie, mruczą miło opony na asfalcie, zakręt w lewo, w prawo, znów w
lewo… Okna w dół, a tam szum strumienia, więc stop na pierwszej zatoczce;
okazuje się, że ptakom też się podoba, bo drą się jak narodowcy na wiecu.
Rzeka okazuje się ujarzmiona, jeszcze się nie zdąży rozlać w małe jeziorko, a
już góry lecą, żeby się w nim przeglądać. Znów lewo – prawo, pętelki, agrafki,
patelnie, samochodzikowi też się to podoba, ciągnie, chojrak, bez wysiłku.
Las, a więc cień, od razu 3-4 stopnie w dół aż w płucach ćwierka. Nie znam się
na narkotykach, ale w tych drogach coś musi być. Na szczęście jeszcze tego nie
zakazali. Choć czytam książkę pożyczoną od TŚ, z której wynika, że polskie
rządy już raz zabraniały chodzić po górach bez zezwolenia nawet góralom.
Historia lubi się powtarzać jako farsa – mówią mędrcy. Mnie się wydaje, że jako
tragifarsa.
2.
Euforia mija, kiedy widzę kupki żółtych liści na ziemi, wokół drzew, nagle
zbrzydłych, nagle postarzałych. Co roku powtarzam, że nienawidzę jesieni i
proszę sobie wyobrazić, że nic się nie dzieje! Nic się nie zmienia, znów
nadchodzi i zabiera mi to, co najukochańsze: zieleń.
3.
Tu, w górach zieleń jest zieleńsza, nadchodzi później, chce sobie
zrekompensować trudne warunki życia. Jakieś analogie?
4.
Zbocza są strome jak diabli, a sosny, jak się im przyjrzeć, rosną pionowo, pod
niesamowitym kątem w stosunku do gruntu. Jakiego gruntu? Toż tam prawie lita
skała, trochę piasku, trochę ubitego poszycia, chwytają się korzeniami
najmniejszej szparki, a potem wyciągają swoje długie szyje wysoko, po swoją
porcję słońca. Jedna koło drugiej, bo w jedności siła, huragan tylko na chwilę
schował się za górami, ale wróci, by powalać, by zabijać biedne sosny. Niektóre
nie dają rady, stoją, tragicznie, zmarłe, uschnięte, żeby inne wiedziały, że
życie nie jest lekkie, że lato nie trwa wiecznie. Jakieś analogie?
5.
W radio Ars przerwali nadawanie muzyki klasycznej i mówią o demokratycznych
przemianach w Czechosłowacji. Padają znane, wzbudzające szacunek nazwiska, o
bolszewickich prześladowcach mówią „posrance”.
Sprawdziłem: po polsku „dupki”. „Posrance zawsze wiedzą lepiej, zawsze żądają,
alby wszyscy żyli na ich modłę i komendę” – mówi lektor.
Psiakość: powinienem chyba dalej pojechać od Polski.
11 lat temu
Już dawno nie widziałem takiej bandy cynicznych szantażystów, skrajnych
egoistów, łotrów pozbawionych choćby elementarnej empatii, poczucia
wdzięczności, istot, myślących wyłącznie o własnej przyjemności, osobników
przekonanych o swojej kapitalnej pozycji w centrum wszechświata, jak przez
ostatnie tygodnie, siedząc na balkonie ośrodka wypoczynkowego i obserwując
bawiące się dzieci.
Ostatni raz takich drani obserwowałem... och, dawno temu, kiedy moje były
małe...
Niektóre z tego wyrastają, inne trafiają do PiS-u...
A teraz dwugłos europejski:
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,32191196,trump-potrzebuje-w-europie-swojego-konia-trojanskiego-viktor.html#s=S.MT-K.C-B.1-L.1.duzy
… „Europejczycy muszą wyjść z wieży z kości słoniowej i pogodzić się z tym,
że reszta świata nie zawsze podziela nasze wartości, przestrzega praw człowieka
i gwarantuje demokratyczne wolności. Co więcej - trzeba z tą resztą świata
nauczyć się współpracować, a nie się na nich obrażać, albo gorzej: próbować ich
nawracać. Takie podejście do Trumpa opatentował fiński prezydent [Alexander
Stubb]. … Dziś prezydenci są w stałym kontakcie. Jak pisze „Wall Street
Journal", SMS-y od amerykańskiego prezydenta czasami Stubb dostaje
wcześnie rano. „Dlaczego wstajesz tak wcześnie" – miał pytać Trump, gdy
dostał od Fina od razu odpowiedź.
Politycy rozmawiają raz w tygodniu. Stubb zaczął pełnić rolę przekaźnika.
Przekazuje Trumpowi stanowisko Ukrainy oraz krajów Unii Europejskiej, a
Europejczykom stanowisko USA. W tej roli pomaga fińska bezpośredniość: Stubb –
jak sam przyznaje – nie owija w bawełnę, mówi jednym i drugim, jak naprawdę
jest. …
Niektóre media mogą się dziwić, dlaczego jest tu prezydent Finlandii –
kokietował w swoim wystąpieniu. Ale przecież jego udział w takim formacie był
niezbędny. Wiele tygodni wcześniej nazwano go „zaklinaczem Trumpa". …
Nieobecny w Waszyngtonie prezydent Polski Karol Nawrocki w wymagającego finezji
golfa grać nie potrafi. Nie ma żadnych dyplomatycznych doświadczeń, słabo mówi
po angielsku. Polskim Alexandrem Stubbem nie jest i nie będzie.
Ma jednak ambicję zbudowania osobistej relacji z Trumpem, tak jak zrobił to
jego poprzednik Andrzej Duda. Nie wolno go lekceważyć. Nawrocki w kampanii wyborczej
stawiał na podobieństwo z amerykańskim prezydentem mówiąc do wyborców podobnym
językiem i obiecując im gruszki na wierzbie. Tak jak Trump otwarcie pogardzał
też politycznymi rywalami i lekceważył zadających mu pytania dziennikarzy.
Zresztą nie tylko język ich do siebie upodabnia. Tuż przed wyborami w 2016 r.,
w których Trump niespodziewanie pokonał faworytkę Hillary Clinton, wydawało
się, że skandale obyczajowe, w które był uwikłany amerykański miliarder,
przekreślą jego szanse na zwycięstwo.
Z szafy Nawrockiego w kampanii trupy wypadały jeden po drugim: wątpliwe
wykorzystywanie apartamentów w Muzeum Drugiej Wojny Światowej i podróże na
koszt podatnika po świecie, udział w kibolskich ustawkach, związki z
neonazistami i gangsterami, oskarżenia o załatwianie prostytutek klientom. Mimo
to został prezydentem. W dniu zaprzysiężenia nawet ubrał się, jak Trump.
Nieprzypadkowo. …
Polityk bez partyjnej bazy, bez wcześniejszych politycznych osiągnięć,
doświadczeń i w zasadzie kontaktów, musi budować pozycję na bezpośrednim
kontakcie ze swoimi radykalnymi wyborcami. Musi być wyrazisty, wręcz budzić
kontrowersje, nie tyle pogłębiać podziały, co wręcz podsycać płomień wojny
domowej. Do tego jednak potrzebna jest franszyza. Polska kopia Donalda Trumpa
musi mieć wsparcie oryginału. …
Co się stało? Amerykanie po prostu nie zaprosili Nawrockiego do Waszyngtonu,
mimo że jego otoczenie usilnie o to zabiegało. Prof. Jacek Czaputowicz, były
minister spraw zagranicznych w rządzie PiS – a więc człowiek, któremu trudno
przypisywać sympatie wobec obecnego rządu - sugeruje, że Nawrocki mógł czymś
zirytować Trumpa podczas telekonferencji.
Z tromtadracji jego współpracowników wynikało, że „udzielał Trumpowi wskazówek,
jak rozmawiać z Rosją". Jeśli to faktycznie prawda, to Trump, delikatnie
mówiąc egotyk, mógł poczuć się urażony, podobnie jak w przypadku tyrad, że jego
szczyt z Putinem w Anchorage wypada w rocznicę zwycięstwa Polski nad
Bolszewikami 15 sierpnia 1920 r.
Dyplomacja także polega na powstrzymywaniu się, by nie powiedzieć za dużo.
Milczenie jest złotem. Stubb z racji swoich bogatych doświadczeń to wie.
Nawrocki będzie musiał się tego dopiero nauczyć. …
Europejczycy również szybko nauczyli się sztuki obsługi Donalda Trumpa. Że
wystarczy mu schlebiać, schodzić z drogi, podrzucać intrygujące figury
retoryczne… Stubb podczas rozmów w Waszyngtonie miał odwieść Trumpa od
wymuszania na Ukrainie oddania Rosji niezdobytej części Donbasu mówiąc, że
miasta kontrolowane przez Ukrainę w regionie: Kramatorsk i Słowiańsk, to
„bastiony, stawiające czoła Hunom". To porównanie miało przypaść do gustu.
Tylko czy długofalową politykę można opierać na grze w golfa i tym, co sam
Trump nazywał "całowaniem w tyłek"? Czy europejscy przywódcy są tak
naiwni? …
obecna amerykańska administracja ciągle naiwnie uważa, że może przeciągnąć
Rosję na swoją stronę, na wypadek konfliktu z Chinami - Atak na Tajwan wydaje
się nieunikniony w perspektywie kilku lat. Obawa, że za to wsparcie Ameryka
byłaby skłonna zapłacić Rosji częścią Europy, jest uzasadniona. Tak, jak to, że
Rosja będzie w najbliższym czasie testować spójność NATO. Zerwanie Europy z
Trumpem byłoby jej bardzo na rękę.
Istnieje ryzyko, że europejscy przywódcy stracą czujność. A przecież jest
jasne, że Donald Trump uważa się za wroga Unii Europejskiej i zamierza ją
rozbić, by móc dzielić i rządzić starym kontynentem. Takie nastawienie tworzy
dobre warunki dla wzrostu jego relacji z Karolem Nawrockim.
Trump będzie potrzebować w Europie swojego konia trojańskiego. Zaprzyjaźniony z
nim premier Węgier Viktor Orban do tej roli nie za bardzo się nadaje, bo
słabnie i według sondaży nie ma szans utrzymać się u władzy po przyszłorocznych
wyborach. O ile ich nie sfałszuje.
Nawrocki, nawet jeśli faktycznie Trumpa zirytował i mimo, że nie gra w golfa,
mógłby zająć miejsce Węgra, by realizować ukuty przy wsparciu protrumpowskiej
Heritage Foundation program rozbicia Unii Europejskiej w imię oddania narodom
Europy zabranej przez Brukselę suwerenności”. …
Mario Draghi*
Europa między przeszłością a przyszłością
https://www.repubblica.it/politica/2025/08/22/news/discorso_draghi_meeting_rimini_europa-424802417/?ref=RHLF-BG-P2-S1-T1-r109
Przez lata Unia Europejska wierzyła, że jej wielkość gospodarcza, z 450
milionami konsumentów, zapewnia jej geopolityczną potęgę i wpływy w
międzynarodowych stosunkach handlowych. Ten rok przejdzie do historii jako rok,
w którym ta iluzja się rozwiała.
Musieliśmy pogodzić się z cłami nałożonymi przez naszego największego partnera
handlowego i wieloletniego sojusznika, Stany Zjednoczone. Ten sam sojusznik
wywierał na nas presję, abyśmy zwiększyli wydatki na wojsko, decyzję, którą być
może i tak powinniśmy byli podjąć – ale w sposób i w formach, które
prawdopodobnie nie odzwierciedlają interesów Europy. Unia Europejska, mimo że
wniosła największy wkład w wojnę w Ukrainie i jest najbardziej zainteresowana
sprawiedliwym pokojem, jak dotąd odegrała stosunkowo marginalną rolę w
negocjacjach pokojowych.
Tymczasem Chiny otwarcie poparły wysiłki wojenne Rosji, jednocześnie
rozbudowując własny potencjał przemysłowy, aby pozbyć się nadwyżek produkcji w
Europie, teraz, gdy dostęp do rynku amerykańskiego został ograniczony przez
nowe bariery narzucone przez rząd Stanów Zjednoczonych.
Europejskie protesty nie odniosły większego skutku: Chiny jasno dały do
zrozumienia, że nie uważają Europy za równorzędnego partnera i wykorzystują
swoją kontrolę nad pierwiastkami ziem rzadkich, aby jeszcze bardziej wzmocnić
naszą zależność.
Europa również była świadkiem bombardowań irańskich obiektów nuklearnych i
nasilenia się masakry w Strefie Gazy.
Wydarzenia te rozwiały wszelkie złudzenia, że sama potęga ekonomiczna może
zagwarantować jakąkolwiek formę potęgi geopolitycznej.
Nic więc dziwnego, że sceptycyzm wobec Europy osiągnął nowy poziom. Ważne
jest jednak, aby zadać sobie pytanie, jaki jest prawdziwy cel tego sceptycyzmu.
Moim zdaniem nie jest to sceptycyzm wobec wartości, na których zbudowano Unię
Europejską: demokracji, pokoju, wolności, niepodległości, suwerenności,
dobrobytu i sprawiedliwości. Nawet ci, którzy twierdzą, że Ukraina powinna
ustąpić żądaniom Rosji, nigdy nie zaakceptowaliby takiego samego losu dla
swojego kraju; oni również cenią wolność, niepodległość i pokój, choćby tylko
dla siebie.
Uważam raczej, że sceptycyzm dotyczy zdolności Unii Europejskiej do obrony tych
wartości. Jest to częściowo zrozumiałe. Modele organizacji politycznej,
zwłaszcza ponadnarodowe, pojawiają się po części po to, by rozwiązywać problemy
swoich czasów. Kiedy zmieniają się one tak bardzo, że istniejąca organizacja
staje się krucha i podatna na zagrożenia, musi się zmienić.
Unia Europejska powstała, ponieważ w pierwszej połowie XX wieku poprzednie
modele organizacji politycznej, państwa narodowe, w wielu krajach całkowicie
zawiodły w kwestii przestrzegania tych wartości. Wiele demokracji odrzuciło
wszelkie zasady na rzecz brutalnej siły, co doprowadziło do II wojny światowej
w Europie.
Dlatego też niemal naturalne było dla Europejczyków wypracowanie formy
zbiorowej obrony demokracji i pokoju. Unia Europejska stanowiła ewolucję, która
stanowiła odpowiedź na najpilniejszy problem tamtych czasów: skłonność Europy
do popadania w konflikty. I nie da się obronić twierdzenia, że bez niej byłoby
nam lepiej.
Unia ewoluowała ponownie w latach powojennych, stopniowo dostosowując się do
fazy neoliberalnej między 1980 a początkiem XXI wieku. Okres ten
charakteryzował się wiarą w wolny handel i otwarte rynki, wspólnym
poszanowaniem zasad wielostronnych oraz świadomym ograniczaniem władzy państw,
które powierzały zadania i autonomię niezależnym agencjom.
Europa odniosła w tym świecie sukces: przekształciła swój wspólny rynek w rynek
jednolity, stała się kluczowym graczem w Światowej Organizacji Handlu i
utworzyła niezależne organy zajmujące się konkurencją i polityką pieniężną.
Ale ten świat się skończył i wiele jego cech uległo zatarciu.
Podczas gdy wcześniej polegaliśmy na rynkach, aby kierować gospodarką, dziś
mamy dalekosiężną politykę przemysłową. Podczas gdy wcześniej panował szacunek
dla zasad, dziś używamy siły militarnej i gospodarczej, aby chronić interesy
narodowe. Podczas gdy wcześniej władza państwa była ograniczana, dziś wszystkie
instrumenty są wykorzystywane w imię sprawowania rządów.
Europa jest słabo przygotowana do życia w świecie, w którym o
międzynarodowych stosunkach handlowych decydują czynniki takie jak geoekonomia,
bezpieczeństwo i stabilność źródeł dostaw, a nie efektywność.
Nasza organizacja polityczna musi dostosować się do potrzeb swoich czasów, gdy
mają one charakter egzystencjalny: my, Europejczycy, musimy osiągnąć konsensus
co do tego, co to oznacza.
Jest oczywiste, że zniszczenie integracji europejskiej w celu przywrócenia suwerenności
narodowej jedynie wystawiłoby nas na wolę wielkich mocarstw.
Prawdą jest jednak również to, że aby bronić Europy przed narastającym
sceptycyzmem, nie możemy ekstrapolować minionych osiągnięć na przyszłość,
której wkrótce doświadczymy: sukcesy, które odnieśliśmy w poprzednich dekadach,
były w rzeczywistości odpowiedzią na konkretne wyzwania tamtych czasów i
niewiele mówią nam o naszej zdolności do stawienia czoła tym, przed którymi
stoimy dzisiaj. Uznanie, że siła gospodarcza jest warunkiem koniecznym, ale
niewystarczającym dla siły geopolitycznej, ostatecznie zainspiruje polityczną
refleksję nad przyszłością Unii.
Możemy pocieszyć się faktem, że Unia Europejska była w przeszłości zdolna do
zmian. Jednak w porównaniu z nią dostosowanie się do porządku neoliberalnego
było stosunkowo łatwym zadaniem. Głównym celem było wówczas otwarcie rynków i
ograniczenie ingerencji państwa. Unia Europejska mogła wówczas pełnić przede
wszystkim rolę regulatora i arbitra, unikając trudniejszej kwestii integracji
politycznej.
Aby sprostać dzisiejszym wyzwaniom, Unia Europejska musi przekształcić się z
obserwatora, a co najwyżej aktora drugoplanowego, w gracza wiodącego. Jej
organizacja polityczna również musi się zmienić, co jest nierozerwalnie
związane z jej zdolnością do osiągania celów gospodarczych i strategicznych.
Reformy gospodarcze pozostają warunkiem koniecznym tego procesu świadomości.
Prawie osiemdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej, zbiorowa obrona
demokracji jest traktowana jako oczywistość przez pokolenia, które nie
pamiętają tamtych czasów. Ich zdecydowane poparcie dla europejskiej konstrukcji
politycznej zależy również w znacznym stopniu od jej zdolności do zaoferowania
obywatelom perspektyw na przyszłość, a tym samym od wzrostu gospodarczego,
który w Europie był znacznie niższy niż w reszcie świata w ciągu ostatnich
trzydziestu lat.
Raport o europejskiej konkurencyjności wskazał na wiele obszarów, w których
Europa traci grunt pod nogami i gdzie reformy są najpilniejsze. Jednak jeden
temat przewija się przez cały raport: potrzeba pełnego wykorzystania
europejskiego wymiaru w dwóch kierunkach.
Pierwszym z nich jest rynek wewnętrzny.
Akt o Jednolitym Rynku został uchwalony prawie czterdzieści lat temu, jednak
nadal istnieją istotne bariery w handlu wewnątrzeuropejskim. Ich usunięcie
miałoby istotny wpływ na europejski wzrost gospodarczy. Międzynarodowy Fundusz
Walutowy szacuje, że gdyby nasze bariery wewnętrzne zostały zredukowane do
poziomu panującego w Stanach Zjednoczonych, wydajność pracy w Unii Europejskiej
mogłaby wzrosnąć o około 7% po siedmiu latach. Warto zauważyć, że w ciągu
ostatnich siedmiu lat ogólny wzrost wydajności w naszym kraju wyniósł zaledwie
2%.
Koszt tych barier jest już widoczny. Państwa europejskie podejmują gigantyczne
przedsięwzięcie militarne, planując dodatkowe wydatki na obronę w wysokości 2
bilionów euro do 2031 roku – z czego jedna czwarta trafi do Niemiec. Mimo to
mamy bariery wewnętrzne odpowiadające 64% cłu na maszyny i 95% cłu na metale.
W rezultacie przetargi trwają dłużej, koszty są wyższe, a zakupy od
dostawców spoza Unii Europejskiej większe, przez co nasze gospodarki nie są
nawet w stanie pobudzić się: wszystko z powodu przeszkód, które sami sobie
stawiamy.
Drugim wymiarem jest wymiar technologiczny.
Z rozwoju globalnej gospodarki jasno wynika, że żaden kraj dążący do dobrobytu
i suwerenności nie może sobie pozwolić na wykluczenie z dostępu do kluczowych
technologii. Stany Zjednoczone i Chiny otwarcie wykorzystują swoją kontrolę nad
strategicznymi zasobami i technologiami, aby uzyskać ustępstwa w innych
obszarach: wszelka nadmierna zależność stała się zatem nie do pogodzenia z
suwerennością nad naszą przyszłością.
Żaden kraj europejski nie jest w stanie sam dysponować zasobami potrzebnymi do
zbudowania potencjału przemysłowego potrzebnego do rozwoju tych technologii.
Branża półprzewodników dobrze ilustruje to wyzwanie. Te układy scalone są
niezbędne dla zachodzącej obecnie transformacji cyfrowej, ale ich produkcja
wymaga ogromnych inwestycji.
W Stanach Zjednoczonych inwestycje publiczne i prywatne koncentrują się w
niewielkiej liczbie dużych fabryk, których wartość projektów waha się od 30 do
65 miliardów dolarów. W Europie natomiast większość wydatków jest realizowana
na szczeblu krajowym, głównie za pośrednictwem pomocy państwa. Projekty są
znacznie mniejsze, zazwyczaj o wartości od 2 do 3 miliardów euro i rozproszone
po krajach o różnych priorytetach.
Europejski Trybunał Obrachunkowy ostrzegał już, że Unia Europejska
najprawdopodobniej nie osiągnie celu zwiększenia swojego udziału w światowym
rynku w tym sektorze z obecnego poziomu poniżej 10% do 20% do 2030 r.
Tak więc, zarówno w kontekście rynku wewnętrznego, jak i sektora technologii,
wracamy do kwestii podstawowej: aby osiągnąć te cele, Unia Europejska będzie
musiała podjąć kroki w kierunku nowych form integracji.
Mamy ku temu okazję: na przykład dzięki dwudziestemu ósmemu systemowi, który
działa ponad wymiarem krajowym, na przykład dzięki porozumieniu w sprawie
projektów stanowiących przedmiot wspólnego europejskiego zainteresowania i ich
wspólnemu finansowaniu, co jest warunkiem koniecznym, aby osiągnęły one wymiar
technologicznie niezbędny i ekonomicznie samowystarczalny.
Lata temu, właśnie tutaj, na waszym spotkaniu, przypomniałem wam, że istnieje
dobry dług i zły dług. Zły dług finansuje bieżącą konsumpcję, pozostawiając
ciężar przyszłym pokoleniom. Dobry dług jest wykorzystywany do finansowania
inwestycji w priorytety strategiczne i wzrost produktywności. Generuje wzrost,
który go zwróci. Obecnie w niektórych sektorach dobry dług nie jest już możliwy
na poziomie krajowym, ponieważ inwestycje dokonywane w izolacji nie mogą
osiągnąć skali niezbędnej do zwiększenia produktywności i uzasadnienia długu.
Tylko formy wspólnego długu mogą wesprzeć realizację europejskich projektów
na szeroką skalę, których nie dałoby się zrealizować przy niewystarczających,
rozdrobnionych wysiłkach na szczeblu krajowym.
Dotyczy to obronności, zwłaszcza badań i rozwoju; energetyki, w kontekście
niezbędnych inwestycji w europejskie sieci i infrastrukturę; a także
technologii przełomowych, czyli obszaru, w którym ryzyko jest bardzo wysokie,
ale potencjalny sukces ma kluczowe znaczenie dla przekształcenia naszych
gospodarek.
Sceptycyzm pomaga nam przejrzeć mgłę retoryki, ale potrzebujemy też nadziei na
zmianę i wiary we własne możliwości jej wdrożenia.
Wszyscy dorastaliście w Europie, gdzie państwa narodowe straciły na znaczeniu:
dorastaliście jako Europejczycy w świecie, w którym podróżowanie, praca i
studia w innych krajach są czymś naturalnym. Wielu z was akceptuje fakt, że
jesteście jednocześnie Włochami i Europejczykami; wielu z was dostrzega, jak
Europa pomaga małym krajom wspólnie osiągać cele, których nie mogłyby osiągnąć
same, zwłaszcza w świecie zdominowanym przez supermocarstwa, takie jak Stany
Zjednoczone i Chiny. Nic więc dziwnego, że liczycie na zmiany w Europie.
Widzieliśmy również, że na przestrzeni lat Unia Europejska potrafiła
dostosować się do sytuacji kryzysowych, czasami nawet wykraczając poza wszelkie
oczekiwania.
Udało nam się przełamać historyczne tabu, takie jak wspólne zadłużenie w ramach
programu Next Generation EU i pomagać sobie nawzajem w czasie pandemii. W
bardzo krótkim czasie zakończyliśmy masową kampanię szczepień. Wykazaliśmy się
bezprecedensową jednością i zaangażowaniem w odpowiedzi na rosyjską inwazję na
Ukrainę.
Ale to były reakcje na sytuacje kryzysowe. Wyzwaniem jest teraz, aby móc
działać z tą samą stanowczością w normalnych czasach, aby sprostać nowym
wyzwaniom świata, w który wkraczamy. To świat, który nie patrzy na nas z
sympatią, który nie czeka, aż długość naszych wspólnotowych rytuałów narzuci
nam swoją siłę. To świat, który wymaga od nas braku ciągłości w celach, ramach
czasowych i metodach działania. Obecność pięciu europejskich przywódców oraz
przewodniczących Komisji Europejskiej i Rady na ostatnim spotkaniu w Białym
Domu była demonstracją jedności, która w oczach obywateli znaczy więcej niż
wiele spotkań w Brukseli.
Jak dotąd znaczna część wysiłków adaptacyjnych pochodziła z sektora
prywatnego, który jak dotąd wykazał się odpornością, pomimo znacznej
niestabilności nowych relacji handlowych. Europejskie firmy wdrażają
najnowocześniejsze technologie cyfrowe, w tym sztuczną inteligencję, w tempie
porównywalnym do Stanów Zjednoczonych. Silna europejska baza produkcyjna będzie
w stanie sprostać zwiększonemu zapotrzebowaniu na zwiększoną produkcję krajową.
Pozostał sektor publiczny, w którym najbardziej potrzebne są zdecydowane
zmiany.
Rządy muszą określić, na których sektorach skoncentrować swoją politykę
przemysłową. Muszą usunąć niepotrzebne bariery i zrewidować strukturę pozwoleń
na energię. Muszą uzgodnić, jak sfinansować ogromne inwestycje, których wartość
szacuje się na około 1,2 biliona euro rocznie, niezbędne w przyszłości. Muszą
również opracować politykę handlową dostosowaną do świata odchodzącego od zasad
wielostronnych.
Krótko mówiąc, muszą na nowo odkryć jedność działania i muszą to zrobić nie
wtedy, gdy okoliczności stały się nie do utrzymania, lecz teraz, gdy wciąż mamy
moc kształtowania naszej przyszłości.
Możemy zmienić trajektorię naszego kontynentu. Przekształć nasz sceptycyzm w
działanie, spraw, by Twój głos został usłyszany. Unia Europejska to przede
wszystkim mechanizm osiągania celów wspólnych dla jej obywateli. To nasza
największa szansa na przyszłość pokoju, bezpieczeństwa i niepodległości: to
demokracja, a to my, Wy, jej obywatele, Europejczycy, decydujemy o jej
priorytetach.
* Mario Draghi: profesor, b. szef Europejskiego Banku Centralnego, b. premier
Włoch, autor raportu o kształcie przyszłej Unii Europejskiej (niestety
niewdrażanego, lub wdrażanego zbyt powoli z powody beznadziejnej głupoty
liderów państw członkowskich).
Włoscy tajni detektywi pizzy
https://www.bbc.com/travel/article/20250801-italys-undercover-pizza-detectives
Wraz ze wzrostem popularności pizzy na całym świecie grupa tajnych agentów
wyrusza na wyprawę szpiegowską w poszukiwaniu prawdziwej pizzy.
W upalny dzień, wybielony przez przerażające słońce południowych Włoch, grupa
międzynarodowych podróżników zebrała się o rzut beretem od katakumb San Gennaro
w Neapolu, nazwanych na cześć patrona miasta.
Ale ci goście nie przybyli tu, by oddać cześć starożytnemu męczennikowi;
przybyli w służbie czegoś równie ważnego dla tożsamości miasta. Pochodzący z
Belgii, Francji, Japonii, Korei Południowej, Kanady i Brazylii, ci mężczyźni i
kobiety to aspirujący pizzaioli (tradycyjni włoscy wytwórcy pizzy) i wkrótce
poddadzą się największemu testowi pizzy w swoim życiu.
Praktykanci przebywają w siedzibie Associazione Verace Pizza Napoletana
(Stowarzyszenia Prawdziwej Pizzy Neapolitańskiej, w skrócie AVPN). Organizacja,
założona w 1984 roku, istnieje po to, by „promować i chronić” wymagającą wizję
najsłynniejszego kulinarnego cudu miasta i odegrała kluczową rolę w wpisaniu
„sztuki” wyrobu pizzy neapolitańskiej na listę niematerialnego dziedzictwa
kulturowego UNESCO kilka lat temu.
Od skromnych początków neapolitańskiego jedzenia ulicznego pod koniec XIX
wieku, pizza stała się jednym z najpopularniejszych i najpowszechniejszych dań
na świecie. Chociaż istnieją dwa tradycyjne rodzaje pizzy neapolitańskiej
(margherita, z sosem pomidorowym, mozzarellą i świeżą bazylią; oraz marinara,
która zamiast bazylii zawiera oregano i czosnek oraz nie zawiera sera), w
ostatnich dekadach na całym świecie pojawiło się mnóstwo współczesnych odmian –
od kawałków pizzy z serem pleśniowym i miodem po kremową Crisommola del Vesuvio
z skórką cytrynową szefa kuchni Franco Pepe (Pieprz – D.O.).
Ale tak jak istnieją ścisłe kryteria określania „autentycznego” szampana lub
parmezanu , tak ta grupa kulinarnych strażników postawiła sobie za cel zadbanie
o to, by to wyśmienite danie pozostało wierne swoim neapolitańskim korzeniom –
przynajmniej jeśli chcemy je nazwać „prawdziwą” pizzą.
„Tego rodzaju jedzenie jest silnie powiązane z duszą Neapolu” – mówi Massimo Di
Porzio, wiceprezes AVPN, którego zdjęcie profilowe w firmie pokrywa mąka.
Dzięki szkoleniu zawodowemu, konkursom, targom i dużej brązowej figurze pizzy,
świecącej tuż przed siedzibą, AVPN stał się prawdziwym imperium autentyczności
pizzy. Jego obszerne wytyczne stanowią, że wszystkie certyfikowane pizze muszą
składać się z „okrągłego, przyprawionego krążka” z wysokim, puszystym brzegiem
(cornicione, czyli gzyms) o wysokości nie większej niż 1-2 cm. Nie powinno być
„dużych pęcherzyków powietrza” ani „przypalonych miejsc”. Pizza musi być
„miękka”, „elastyczna” i składalna. Pizzaioli nie mogą używać wałka ani blachy
do pieczenia. Pieczenie pizzy dłużej niż 90 sekund jest świętokradztwem.
Produkt końcowy musi zostać spożyty w ciągu 10 minut od wyjęcia z pieca.
W upalny, ostatni dzień rygorystycznego, comiesięcznego kursu szkoleniowego
AVPN, studenci zagraniczni wystawią na próbę swoją nowo zdobytą wiedzę o pizzy.
Uczestnicy zgłębiali techniki wyrastania ciasta i jego nawadniania, tajniki
drożdży, niuanse doboru świeżych dodatków i idealne proporcje soli do wody.
Ćwiczyli zawiłości wkładania pizzy do pieca – pozornie prosty, ale trudny krok
– a wszystko po to, by upiec idealnie wypieczone ciasto.
„Byłam bardzo zdenerwowana, zwłaszcza gdy ludzie zaczęli wracać z egzaminów” –
mówi Gemma Eldridge, kanadyjska producentka pizzy. „Ale tak naprawdę jesteś tam
tylko trzy minuty. Nie ma czasu na nerwy”.
AVPN okresowo wysyła tajnych agentów pizzy na misje szpiegowskie, aby
dyskretnie szpiegować restauracje.
Od 10:00 do 18:00 podczas dziewięciodniowego kursu Eldridge i jej koledzy
pizzaioli piekli każdego dnia nawet 40 ćwiczebnych ciast. Dziś studenci
wybierają swoje próbne Margherity, oczekując na powrót pozostałych stażystów z
egzaminów, pod czujnym okiem lokalnych gwiazd pizzy, Gino Sorbillo i Paolo
Surace.
Szefowie kuchni są oceniani na podstawie niekwestionowanego klasyka:
Margherity. Podczas gdy pizzaioli doskonalą swoją wiedzę techniczną w ramach
tego intensywnego programu, kurs jest dopiero pierwszym krokiem do mistrzostwa
w pizzy. Prawdziwa praca zaczyna się od utrzymania tych standardów w pizzeriach
w ich ojczyźnie – to ciągły test, który będzie kontynuowany przez resztę ich
kariery, jeśli kiedyś będą pracować w prestiżowych pizzeriach.
Chociaż szkolenie dla mistrzów pizzy jest dostępne dla każdego, poprzeczka dla
restauracji jest wyższa, aby uzyskać akredytację. Pizzerie muszą najpierw
zatrudnić pizzaiolo przeszkolonego przez AVPN. Następnie muszą wypełnić mnóstwo
formularzy, w których przysięgają „akceptować, szanować i promować tradycję
pizzy neapolitańskiej”. Muszą oni sfotografować swoją kuchnię, sprzęt i
składniki, a także nagrać filmy, jak szef pizzy przygotowuje ciasto oraz
przygotowuje i piecze pizzę. Wszystko to jest przesyłane do siedziby AVPN w
Neapolu bez gwarancji zatwierdzenia.
Do tej pory około 1000 pizzerii od Japonii po Syberię, od Ekwadoru po Wielką
Brytanię zgłosiło się do tego elitarnego klubu pizzerii. Po uzyskaniu
akredytacji mogą eksponować certyfikat AVPN przedstawiający pasiastą postać z
łopatą do pieczenia. Razem tworzą globalną sieć pizzerii, w których podróżni
wiedzą, że mogą dostać prawdziwe pizze.
Jednak kontrola restauracji nie kończy się po uzyskaniu akredytacji, ponieważ
AVPN okresowo wysyła tajnych agentów ds. pizzy na misje szpiegowskie, aby
dyskretnie szpiegować restauracje. Każda pizzeria, która nie spełnia standardów
grupy, jest przez tych szpiegów ds. kontroli jakości narażona na usunięcie z
listy.
Według jednego z agentów, którego nazwiska nie możemy ujawnić:
„Najpoważniejszym błędem, jaki znalazłem, była chrupiąca pizza, której ciasto
zdecydowanie nie było zatwierdzone”. Stowarzyszenie zweryfikowało problem i
natychmiast usunęło tę restaurację ze swojej listy pizzerii.
W Japonii pizzeria, która została wyrzucona z organizacji – ale nadal
eksponowała jes certyfikat – przekonała się o konsekwencjach na własnej skórze.
„Pojechaliśmy do Osaki i go usunęliśmy” – śmieje się Di Porzio, wspominając
prawnika towarzyszącego egzekutorom pizzy.
Jak twierdzi Karima Mover-Nocchi, historyczka żywności z Uniwersytetu w Sienie,
misja zdefiniowania autentycznej pizzy ma ciekawy efekt uboczny. Jej zdaniem
cały proces polega w równej mierze na tworzeniu mitów, co na utrzymywaniu
tradycyjnych standardów.
Kodyfikując „autentyczną” pizzę, AVPN, jak twierdzi, tworzy „wewnętrzne grono”
posiadaczy certyfikatów na prawdziwą pizzę. Krótko mówiąc: cała ta
ekskluzywność sprawia, że ludziom ślinka cieknie na samą myśl o pizzy.
„AVPN nie tylko pielęgnuje tradycję, ale ją tworzy” – mówi. „[AVPN podnosi
pizzę] do rangi transcendentalnego doświadczenia. Chronią danie, ale także
tworzą aurę tajemniczości – i sprawiają, że czujesz się częścią czegoś
trwałego”.
Mimo wszystko, biorąc pod uwagę skalę dramatyzmu tych ściśle tajnych śledztw w
sprawie pizzy, ironią jest, że tak rygorystyczne standardy utrzymania
„tradycyjnych” neapolitańskich pizz nie zawsze obowiązywały.
Według Di Porzio, wieki temu neapolitańscy rzemieślnicy zajmujący się produkcją
pizzy stosowali różne techniki, zazwyczaj przekazywane z ojca na syna. Jednak
pod koniec XX wieku, w obliczu fali tandetnych podróbek w fast foodach, które
oferowały imitację pizzy neapolitańskiej, założyciel AVPN, Antonio Pace –
pochodzący z długiej linii pizzaioli – zebrał 16 innych rodzin zajmujących się
produkcją pizzy, aby ustalić, co stanowi „autentyczny” placek.
Na drodze do powstania „17 rodzin”, jak się je nazywa, pojawiły się pewne
trudności. Wybuchł poważny spór o szczegóły fermentacji ciasta, ale wstępne
wytyczne opublikowano w 1984 roku i utworzono AVPN.
W 1998 roku organizacja nawiązała współpracę z pobliskim Uniwersytetem
Parthenope w Neapolu, aby badać naukę o pizzy, najnowocześniejszą technologię
pieczenia i szerszy wpływ żywności na środowisko, współtworząc Obserwatorium
Społeczno-Ekonomiczne Pizzy Neapolitańskiej. Coroczna konferencja czołowych
producentów pizzy debatuje nad tym, czy nowe odkrycia, takie jak udoskonalenia
w produkcji mąki, wymagają zmiany przepisów.
Jednak mimo całej tej precyzji i opiekuńczości w stosunku do pizzy
neapolitańskiej, Antonio Puzzi, redaktor naczelny magazynu Pizza e Pasta
Italiana, zauważa, że we Włoszech istnieją dziesiątki różnych rodzajów pizzy”.
…
O, to to: D.O. pizzy neapolitańskiej nie lubi i nie jada; lubi rzymską,
na cieniutkim cieście, może być chrupiąca.
https://wyborcza.biz/biznes/7,147582,32190552,podatek-od-wiary-minimum-400-zl-miesiecznie-takim-pomyslem.html?_gl=1*uqym0l*_gcl_au*MTg0MDUxODk0NC4xNzQ4NDE1MTM5*_ga*MTgwOTU0OTU1MS4xNzQwNjM2Njg3*_ga_6R71ZMJ3KN*czE3NTU4NzMzNjIkbzUzMiRnMSR0MTc1NTg3MzQzNCRqNjAkbDAkaDA.#s=S.TD-K.C-B.6-L.1.duzy
„W najbliższych dniach w parlamencie odbędzie się prawdopodobnie jedna z
najbardziej ożywionych dyskusji. Do Senatu wpłynął bowiem pomysł, aby tak jak w
Niemczech każdy wierzący płacił podatek kościelny. Są już nawet stawki. Gdy
zarabiasz 5 tys. zł, podatek brutto ma wynieść 400 zł miesięcznie, a gdy 8 tys.
zł danina wzrasta do 640 zł miesięcznie. …
Tomasz Hajto, były polski piłkarz rozgłos zdobył grając w niemieckiej
Bundeslidze. I to właśnie tam na własnej skórze przekonał się jak działa
podatek kościelny. …
Gdy zjawił się w Niemczech, urzędnik zapytał go czy jest katolikiem. Jeszcze za
dobrze nie znał niemieckiego, dlatego w tłumaczeniu rozmowy pomagał piłkarzowi
kolega.
- Powiedz, że tak, jestem katolikiem - mówię do kolegi. A on do mnie na ucho:
-Posłuchaj, jak powiesz, że jesteś katolikiem, to płacisz 7 proc. od zarobków
netto na Kościół w Niemczech, z którego w ogóle nie korzystasz, bo w Polsce
chodzisz do kościoła - relacjonował sportowiec (w rzeczywistości podatek jest
inaczej naliczany).
Ostatecznie kolega przekazał, że Hajto jest katolikiem. Hajto jednak zmienił
zdanie i ostatecznie wrócił do urzędu, by sprostować, że nie jest katolikiem, a
wcześniejszego pytania nie zrozumiał.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby cztery lata później wychodząc na murawę się nie
przeżegnał. Pech chciał, że akurat na trybunie siedział urzędnik skarbowy.
Niedługo potem Hajto pojechał na stację benzynową i gdy chciał płacić za paliwo
okazało się, że ma zablokowane karty i konto. Jak się okazało, urząd skarbowy
wysłał do kurii warszawskiej pismo, w którym zapytał, czy Hajto został
oficjalnie wypisany z Kościoła. Gdy okazało się, że nie, niemiecki urząd
skarbowy naliczył piłkarzowi zaległe podatki od wyznania. Wyszło 100 tys. marek
plus 50 tys. marek kary za próbę zatajenia, że jest katolikiem”. …
https://tvn24.pl/polska/jest-akt-oskarzenia-wobec-blaszczaka-cenckiewicza-i-dwoch-innych-osob-st8610986
… „Jak podała w komunikacie prokuratura okręgowa, jest to "akt
oskarżenia przeciwko: byłemu Ministrowi Obrony Narodowej – aktualnie posłowi na
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej – Mariuszowi Błaszczakowi, byłej Zastępcy
Przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – aktualnie
Przewodniczącej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – Agnieszce Glapiak,
byłemu Dyrektorowi Wojskowego Biura Historycznego – aktualnie Szefowi Biura
Bezpieczeństwa Narodowego – Sławomirowi Cenckiewiczowi oraz byłemu Dyrektorowi
Departamentu Strategii i Planowania Obronnego Ministerstwa Obrony Narodowej –
Piotrowi Z.".
Prokurator oskarżył Błaszczaka, że podczas pełnienia funkcji ministra obrony
narodowej pod koniec lipca 2023 roku przekroczył on swoje uprawnienia w celu
osiągnięcia korzyści osobistych dla partii PiS. Miało to polegać na odtajnieniu
fragmentów dokumentów, między innymi planu użycia Sił Zbrojnych
"Warta".
W ocenie śledczych "działał na szkodę interesu publicznego oraz spowodował
wyjątkowo poważną szkodę dla Rzeczypospolitej Polskiej". …
Dwie uwagi D.O.:
*Wszystkie te xrvsyny powodują bez przerwy wyjątkowo poważne szkody dla
Rzeczypospolitej Polskiej. Czemu wszystkie pozostałe prokuratura i sądy
ignorują?
*Bardzo oryginalna ilustracja artykułu o tym chłystku w wykonaniu redakcji
tvn24.pl, nieprawdaż?
https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,32193139,pomnik-smolenski-stoi-bez-zadnego-trybu-upadl-dokument-na.html?_gl=1*1brza80*_gcl_au*MTg0MDUxODk0NC4xNzQ4NDE1MTM5*_ga*MTgwOTU0OTU1MS4xNzQwNjM2Njg3*_ga_6R71ZMJ3KN*czE3NTU4NzMzNjIkbzUzMiRnMSR0MTc1NTg3MzQzNCRqNjAkbDAkaDA.#do_w=461&do_v=1459&do_st=RS&do_sid=2125&do_a=2125&do_upid=1459_ti&do_utid=32193139&do_uvid=1755790869648&s=S.PW-K.C-B.3-L.3.duzy
„Decyzji lokalizacyjnej dla pomnika smoleńskiego na pl. Piłsudskiego nie
wolno było wydać - stwierdził wojewoda mazowiecki. Upadł dokument, na podstawie
którego go zbudowano. Czy jest teraz samowolą budowlaną”? … Decyzji
lokalizacyjnej nie ma, pomnik zatem stoi teraz, cytując klasyka, "bez
żadnego trybu". … Przypomnijmy: decyzję lokalizacyjną dla pomnika
smoleńskiego wydał w 2018 r., w trzy dni od złożenia wniosku, urząd wojewody
mazowieckiego (był nim wtedy Zdzisław Sipiera z PiS). Normalnie w Warszawie pozwolenia
na budowę pomników wydaje stołeczny ratusz. Ale żeby go ominąć, rząd PiS nadał
placowi Piłsudskiego status terenu zamkniętego, takiego, jaki mają np. bazy
wojskowe. Na takich terenach pozwolenia na budowę i decyzje lokalizacyjne
wydaje wojewoda. … Młyny sprawiedliwości mielą w Polsce bardzo powoli. Zajęło
aż pięć lat, zanim po kolejnych odwołaniach sprawa doszła aż do Naczelnego Sądu
Administracyjnego, który przyznał rację miastu i wyrokiem z 9 listopada 2023 r.
uchylił decyzję ministerstwa odmawiającą cofnięcia decyzji lokalizacyjnej. NSA
wytknął wadę popełnioną jeszcze przez wojewodę Sipierę: nie miał prawa odmówić
stołecznemu samorządowi prawa strony na etapie wydawania decyzji
lokalizacyjnej. … mimo że decyzja wojewody zburzyła prawny fundament pomnika,
nie wchodzi w grę jego rozbiórka. Ochronę daje mu uchwalona w 2021 r.
specustawa o odbudowie Pałacu Saskiego, która wymienia go razem z sąsiednim
pomnikiem Lecha Kaczyńskiego jako "nienaruszalny element układu
urbanistycznego placu Piłsudskiego". A do tego jeszcze ochronę pomnika
smoleńskiego obiecał Rafał Trzaskowski. Protestujący podczas miesięcznic
smoleńskich regularnie przynoszą transparenty z napisem "Nie ma nic
wiecznego na placu Piłsudskiego", sugerując, że pomnik ofiar katastrofy
smoleńskiej kiedyś zniknie z placu. Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek
miało się to stać, mimo że pomnik zbudowano wbrew procedurom”.
https://tvn24.pl/tvnmeteo/ciekawostki/jak-gesi-wybieraja-swoich-przywodcow-nowe-badania-st8607351
… Badacze uważają, że mechanizm wyboru przywódców wśród ptaków może być
wskazówką do analiz zachowań społecznych ludzi.
Badania przeprowadzone przez Centrum Badań im. Konrada Lorenza na Uniwersytecie
Wiedeńskim w Austrii ujawniły mechanizmy wyboru przywódców wśród gęsi gęgaw.
Badacze przez cztery lata obserwowali wolno żyjące stado gęgaw w stacji
badawczej im. Konrada Lorenza w dolinie Grunau im Almtal w Górnej Austrii. Gęsi
sprowadził tam w latach 70. XX wieku laureat Nagrody Nobla Konrad Lorenz. Był
to twórca etologii - nauki o zachowaniu zwierząt - który zajmował się
obserwacją dzikich ptaków. Twierdził on, że każda gęś ma niepowtarzalną
osobowość oraz że ptaki te nawiązują silne relacje z członkami swoich rodzin, a
także tworzą monogamiczne związki.
Biolodzy przyglądali się grupie zaobrączkowanych i oznakowanych kolorowymi
opaskami ptaków w wieku od roku do 23 lat. W czasie, kiedy prowadzono badania,
stado liczyło od 92 do 144 osobników. Autorzy pracy opublikowanej w czasopiśmie
"iScience" sprawdzali, czy dane gęsi mają bardziej tendencje do
przewodzenia grupie czy raczej do podążania za innymi ptakami. Badali również
to, jak wzorce ich zachowań można powiązać z takimi cechami charakteru jak
śmiałość, impulsywność czy ciekawość świata.
W ciągu czteroletniej pracy naukowcy udokumentowali setki zbiorowych przelotów
gęgaw i odnotowywali, które ptaki inicjowały lot, a także to, które reagowały
na ich wezwanie i jak duże były odlatujące grupy. Osobowość ptaków badacze
ustalali przy użyciu testów. Odwagę gęsi oceniano według odległości, przy
jakiej zrywały się do lotu, kiedy podchodził do nich człowiek. Poziom agresji
stwierdzano za pomocą testu lustra, czyli reakcji ptaków na swoje odbicie, a
ciekawość - na podstawie zachowania gęgaw, gdy w ich otoczeniu pojawiały się
nowe przedmioty.
Wyniki badań wykazały, że gęsi mają stabilne cechy osobowości. Okazało się
również, że gdy sygnał do odlotu dają śmiałe osobniki, podąża za nimi najwięcej
gęsi. Te, które naśladują przywódców, to zazwyczaj ptaki o dużej ciekawości.
Jak wyjaśnili ornitolodzy, gęsi codziennie podejmują decyzje, czy lecieć na
nowe żerowiska i szukać kolejnego schronienia, czy pozostać w dotychczasowych
miejscach. Odkrywanie nowych terenów może przynieść im takie korzyści, jak
bogatsze źródło pożywienia. Ku zaskoczeniu naukowców badania wykazały też, że
za śmiałymi gęgawami lata znacznie więcej ptaków niż za agresywnymi i
dominującymi, chociaż to one mają zwykle wyższą pozycję w stadzie.
A ty, za kim podążasz, Polaku?
https://tvn24.pl/polska/sondaz-partyjny-z-sierpnia-polska-2050-i-psl-poza-parlamentem-ko-i-pis-na-rowni-st8611124
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńDzień dobry...
OdpowiedzUsuń