DRUGI OBIEG
Sobota, 9 sierpnia 2025.
Robotniczo-chłopska Polska Rzeczpospolita Ludowa.
1.
Powtarzaj, powtarzaj kłamstwa bez wytchnienia, ciągle, nieprzerwanie, aż do
znudzenia, powtarzaj przez miesiące, lata i stulecia. Im większe, im bardziej
absurdalne kłamstwo, tym lepiej. Tym łatwiej zostanie przyswojone przez ludzki
mózg. Mózg ludzki jest słaby i przyjmuje kłamstwa równie chętnie, jak prawdę;
mózg ludzki przestaje widzieć zjawiska i przedmioty, które ma przed oczami,
ponieważ zalęgnięte w nim kłamstwo widzenie to uniemożliwia.
Gdyby D.O. teraz napisał, że Niemcy są dobre, okrzyknięto by go zdrajcą. I nic
nie pomogą argumenty, że prawie cała „druga Polska”, jaka powstała po przełomie
roku 1989 została wybudowana za niemieckie pieniądze, za podatki postponowanych
Niemców, bo to oni wpłacają prawie połowę budżetu Unii Europejskiej. Nic nie pomoże
przekonywanie, że oni to robili chętnie i cieszyli się z tego, jak Polska
rośnie i pięknieje. Każdy Niemiec miał świadomość ogromu zbrodni dokonanych
przez ich przodków i choć to nie on ich dokonywał to poczuwał się do
odpowiedzialności; miał świadomość, że potomkom ofiar należy się
zadośćuczynienie.
Niemiec tak, Polak nie, Polak nie poczuwa się do odpowiedzialności za
prześladowanie i mordowanie Żydów, odkąd oni wśród Polaków byli, nie przyjmuje
nawet do wiadomości, że ich przodkowie byli potworami dla wszelkich mniejszości
i dopuszczali się na nich najcięższych zbrodni.
Na dodatek na własnej skórze doświadczył niewymuszonej, spontanicznej dobroci
Niemców, zwłaszcza na Zachodzie tego kraju. Zapytana w czasach
przednawigacyjnych o drogę pani powiedziała: „jedźcie za mną, pokażę wam”,
zboczyła z drogi i jechała przed nami 20 kilometrów, a potem wylewnie, z
uśmiechem pożegnała, kiedy dojechaliśmy do celu. Sprzedawca w sklepie
elektronicznym na widok smutnej miny D.O., któremu zepsuła się część do kamery (kiedy
jeszcze znajdował radość w kręceniu filmów krajoznawczych, wiedząc, że osobno
takiej części nie ma, z dobroci serca poszedł do magazynu, wykręcił z innej,
podobnej kamery, dał D.O. i powiedział, że zamówi ją u producenta i do
magazynowej kamery przykręci, kiedy z Tokio, po trzech miesiącach, ta cześć
dotrze. D.O. nie wyobraża sobie takiej spontanicznej dobroci w Polsce, we
Włoszech, czy gdziekolwiek indziej. No, może poza Irlandią.
Ale wystarczy, że paru wyjątkowo obrzydliwych ludzkich pluskiew zacznie szczuć
na Niemców – najbardziej demokratyczny i otwarty naród w Europie – a już połowa
Polaków uważa ich za najgorszych wrogów. „Karol Nawrocki obroni nas przed
Niemcami” – odpowiedziała głupia polska jejmość do kamery na pytanie, dlaczego
cieszy się z jego zaprzysiężenia. Przeciętna, głupia Polka.
Ten trick z powtarzaniem absurdalnych kłamstw opatentowali kapłani różnych
religii. Dzięki temu przeciętny Polak wierzy w dzieworództwo, w
zmartwychwstania po trzech dniach, we fruwające anioły i diabły, dziobiące
widłami biedne dusze, smażące się w smole. Wieży we wszystkie możliwe cuda.
Wierzy, że bycie pokornym poddanym jakiegoś amorficznego stworu stanowi
najwyższą formę szczęścia, że najwyższą nagrodą za rozmodlone życie będzie
oglądanie owego stworu bez znudzenia przez całą wieczność. Wierzy w to tak
mocno, że dla tej wiary jest gotów prześladować i zabijać i być prześladowanym
i zabitym.
Jeśli tyko odpowiednio często będą tę historię słyszeli, powtarzaną, powtarzaną
bez końca, bez przerwy, przez lata i przez stulecia. Z całym sztafażem
rytuałów, ruchów i pieśni: stary D.O. jest prześladowany przez religijne
pieśni, które przemocą wpajano mu, gdy był jeszcze małym pacholęciem. To się w
głowie zakotwicza, zalęga i pozostaje na zawsze, zaciemniając, a czasem nawet
uniemożliwiając ogląd rzeczywistości.
Więc kłam, człowieku, kłam wytrwale, kłam najbardziej jak potrafisz, powtarzaj
najbardziej absurdalne kłamstwa: tylko tak dotrzesz do głębin mózgu swoich
bliźnich, tylko dzięki kłamstwu, będziesz mógł nimi manipulować jak tylko ci
się podoba.
2 lata temu
Zastanawiając się na casusem profesora Jedraszkowskiego, czy też
Roszkoszewskiego, jakoś tak, no, tego od podręcznika HiT, D.O. dochodzi do
wniosku, że fides odbiera ludziom ratio. Zdarza się, że czyni z nich bardzo
szkodliwych poyebów.
Są nie do pogodzenia, wbrew stanowisku wyrażonemu przez JPII e jego ostatniej
encyklice. Utrzymuje w niej, że ratio, owszem, niech będzie, ale fides jest
ważniejszy i powinien przeważać w kalkulacjach intelektualnych.
A D.O. wręcz przeciwnie.
D.O. nie ufa profesorom zabałamuconym fides. Naukowiec powinien, naukowiec MUSI
posługiwać się wyłącznie ratio i odłożyć fides na bok, inaczej jego analizy i
spekulacje są funta kłaków warte, przeczą samej idei sapientii.
D.O. śmie twierdzić, że naukowcy wyznający fides nie powinni być wprowadzani w
obieg oświaty, bo konsekwencje przewagi fides nad ratio mogą być katastrofalne.
Widać to na przykładzie wielu społeczeństw, a szukać ich nie trzeba daleko.
D.O. rzuca tezę, że u podstaw wszelkich ekstremizmów, wszelkich aberracji
politycznych stoi fides, a to w bóstwo niebiańskie, a to w bóstwo ziemskie.
A nie ma nic groźniejszego dla ludzi niż polityczne aberracje.
Gdyby nie fides, szajka w Polsce nigdy nie doszłaby do władzy.
Fides ze wszech sił zwalcza idee Oświecenia.
Fides ze wszech sił wspiera umysłową ciemnotę, gdyż ludzie oświeceni fides
masowo porzucają.
Fides ze wszech sił wspiera nędzę, gdyż dobrostan odbiera mu wyznawców.
D.O. uważa Berufsverbot, obowiązujący w dawnych Niemczech Zachodnich zakaz
nauczania dzieci i młodzieży przez wyznawców faszyzmu, czy jego siostry –
komunizmu, za całkiem niegłupi pomysł.
Gdy w Niemczech został zniesiony – otóż i faszyzm, co się tam i sam odradza w
landach, w których obowiązywał fides w idee komunizmu i niezwyciężony Związek
Sowiecki.
5 lat temu
Wczoraj po sąsiedzku zakwaterowała rodzina z trzema kilkuletnimi
dziewczynkami. Wprowadziły zaraz jazgot o wiele dla uszu przykrzejszy od
jaskółczego. Odłączyłem się, ściubiąc coś na laptopie, kiedy zwróciło moją
uwagę głośne: „To nieprawda”. Średnia z trójki powtarzała to raz po raz, z
coraz większą determinacją, coraz większą desperacją, z rozpaczą nawet. „To
NIEPRAWDA”!
„To Nieprawda, to NIEprawda, to NIEPRAWDA!” …
Tak, tak, drogie dziatki… Nieprawda burzy porządek świata, uwiera i doskwiera,
bardzo doskwiera. Powtarzana z uporem może prowadzić słuchających jej do
rozpaczy, a potem do szaleństwa.
Nic to… Wytrzymajcie. Dorastając, przywykniecie.
Nieprawda zacznie was otaczać i oblepiać, wiązać w niemożliwym do rozerwania
uścisku, ale ból zacznie ustawać. Zaakceptujecie nieprawdę. Może same staniecie
się przekaźnikami i wzmacniaczami nieprawdy? Tak, jak wasi rodzicie, dziadkowie,
sąsiedzi, wasi nauczyciele i kapłani?…
Jak ludzie, którzy wami rządzą?
A ty, czytelniku, ile miałeś lat, kiedy zaakceptowałeś otaczającą cię
Nieprawdę?
3 lata temu
1.
Kiedy się człowiek zbliża do rozgrzanego pieca, czuje żar. Nie podchodzi zbyt
blisko, by się nie poparzyć. I w każdej chwili może się cofnąć o krok, by
wrócić do bardziej przyjaznych człowiekowi temperatur.
W Rzymie w tych tygodniach cofnąć się nie ma gdzie. Żar jest wszędzie. I
oślepiające światło z oczywistą żółtą dominantą, nie niebieską, do której
przyzwyczajone są oczy przybysza z Północy. Kiedy jest żar – D.O. powtarza –
trudno rozmawiać o czymkolwiek innym, trudno myśleć o czymkolwiek innym, co nie
jest tym, o co na Północy tak łatwo: ochłodzie.
Dlatego – D.O. ma wrażenie – tak trudno przekonać Polaków, że ocieplenie
klimatyczne jest problemem dla świata. Bo przecież zawsze mogą się cofnąć o
krok od pieca.
Do tego dochodzi – wybacz, Czytelniku, generalizację – polonocentryzm, by nie
powiedzieć nacjonalistyczny egoizm: „niech na całym świecie wojna, byle polska
wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”.
A jeśli jesteś, Czytelniku, członkiem szajki lub „suwerenem”, to do twojego
zakutego łba nie dotrze żaden argument, przekonujący, że nie należy palić węgla
ani innych paliw kopalnianych, że należy oszczędzać wodę, energię elektryczną,
że nie należy palić traw, śmieci, że należy ograniczać użycie plastiku i
segregować śmieci…
Biedna planeta…
2.
Takie niewesołe refleksje naszły D.O. po niedzielnym spacerze. Temperatura byłą
znośna: 37 stopni Celsjusza, odczuwalna 40. Ale sobotni, 5-minutowy deszczyk
nieco sytuację pogorszył, bo miało co parować, a wilgotny żar jest bodaj
jeszcze uciążliwszy niż żar suchy. Oczywiście D.O. był w różnych miejscach na
paru kontynentach, w których temperatura zbliżała się do 50 stopni. Ale był
biały i miał pieniądze: nieduże, jak na białego, ale wystarczające, żeby i tam
zrobić krok wstecz, ku temperaturze bardziej organizmowi człowieka
sprzyjającej: do air-conditioningu. W samochodzie, w hotelu. W najgorszym
wypadku nad brzeg tropikalnego morza lub oceanu, skąd wiał ożywczy wietrzyk.
Nad brzeg basenu, zacienionego palmami. Bo miał pieniądze, które pozwoliły mu
być po tej dobrej stronie muru, oddzielającego ciemniejszych tubylców od
białych przybyszów.
Ach…
3.
Porzuciwszy samochód Syna, państwo D.O. wybrali się własnym do Villa Borghese.
We własnym króluje air-conditioning i muzyka klasyczna, więc było milutko i
były „I pini di Villa Borghese” Respighiego. Co kto lubi, Respighiemu D.O. miał
za złe flirty z reżimem Mussoliniego, choć nie tak jednoznaczne, jak Wagnera. Z
dzisiejszego punktu widzenia ta muzyka może być anachroniczna, natrętnie
„literacka”, opisowa. Ale była, wraz z muzyką Saint-Saënsa, punktem dojścia
neoromantyzmu, a neoromantyzm to już kwestia gustu: jedni uwielbiają, inni
deprecjonują. W każdym razie Respighi – sądzi D.O. – jest ojcem wszystkich
wielkich kompozytorów muzyki filmowej, echa jego kompozycji dają się słyszeć i
u Nino Roty (co zrozumiałe), i u Hansa Zimmera i u Johna Williamsa.
D.O. tam lubi. Nie, żeby ciągle, ale co jakiś czas takie zanurzenie w brawurowy
neoromantyzm, równie brawurowe efekty i orkiestracje, dobrze mu robią na duszę.
4.
Korzystając z niedzieli, kiedy „Zona a traffico limitato” nie działa, tj. kiedy
można samochodem wjechać do historycznego centrum Rzymu, państwo D.O.
podjechało i zaparkowało pod samym Kościołem Trinità dei Monti, który wieńczy
wspinaczkę po Schodach Hiszpańskich. Kościół jest „francuski”: przede wszystkim
kamienie do jego budowy przyjechały aż z Narbony, a po osławionym,
barbarzyńskim „Sacco di Roma” z 1527 roku przez niemiecko-hiszpańskie wojska
cesarza Karola V, które położyło kres epoce Odrodzenia, został od i rozbudowany
za pieniądze francuskich kardynałów. Fasadę ukończono w 1570 r.; zaprojektowali
ją i ozdobili dwiema słynnymi dzwonnicami Giacomo Della Porta i Carlo Maderno,
geniusze.
Nb. obok kościoła Trinità dei Monti, w “Pałacyku Zuccarich” (zwanym też „domem
potworów”, ze względu na zewnętrzne dekoracje, mieszkała znana nam skądinąd
Maria Kazimiera de La Grange d’Arquien, zwana Marysieńką. Przeszkadzały jej
różnice poziomów okolicznych terenów, więc kazała zbudować drewniany most,
łączący dwa pobliskie wzgórki, zwany „Arco della Regina”, rozebranym w r. 1799.
5.
Dwa kroki stamtąd, w najwyższym punkcie Rzymu stoi Villa Medici. Jej prosta
architektura ma s sobie coś porywającego, emanuje jakimiś dobrymi fluidami i
przyciąga wzrok, którego nie sposób potem oderwać, bo każda inna perspektywa
będzie jakoś pośledniejsza. Jak sama nazwa mówi tę willę zbudowali sobie w
Rzymie florenccy Medyceusze, ale od 1803 r. jest siedzibą Akademii Francuskiej.
Bez niej kultura Rzymu byłaby o wiele uboższa: tam odbywają się najwspanialsze
wystawy, najciekawsze wykłady i seminaria, tam wreszcie są pyszne ogrody, dające
radość i nieco ochłody.
6.
To miejsce ma dobrą tradycję, bo właśnie tam rozciągały się Horti Luculliani,
ogrody Lukullusa. Lucius Licinius Lucullus (Rzym, 117 pne - Neapol, 56 pne)
zaczynał jako polityk i żołnierz, zręczny orator zarówno na Forum Romanum, jak
i na polu bitwy, a skończył jako wielbiciel i głęboki znawca dzieł literackich
i filozoficznych antycznej Grecji. Postanowił spędzić starość przy „przyjemnych
lenistwach filozofii, wzbudzających spekulatywną część jego geniuszu”
(Plutarch, Żywot Lukullusa). Lukullus założył bibliotekę w willi Tusculum, dla
której pozyskał piękny księgozbiór, głównie w wyniku swoich podbojów w Poncie.
Bibliotekę udostępnił każdemu, zwłaszcza Hellenom, którzy znaleźli w nim
pociechę „jakby to był dom Muz” (ibidem).
Podczas podbojów, zwłaszcza po zwycięstwie nad Mitrydatesem w 63 roku pne.,
pozyskał nie tylko księgozbiory, ale i spory majątek, który pozwolił mu
wystawić w Rzymie okazałą willę, otoczoną bujnymi ogrodami, Horti Luculliani
właśnie.
Po pewnym czasie willa trafiła w ręce Messaliny, rekordzistki, jeśli chodzi o
czarny p.r. (Juwenalis i Kasjusz Dion!!!), co się często przytrafia pięknym
kobietom. To właśnie w Horti Luculliani wierny adiutant cesarza Klaudiusza,
wyzwoleniec Tiberius Claudius Narcissus ją zamordował, za potajemny ślub z
pewnym senatorem, pod nieobecność prawowitego małżonka cesarza.
Willa Lukullusa była później jeszcze siedzibą cesarza Honoriusza (przełom IV i
V wieku) i Belizariusza, który choć eunuch, był wielkim generałem cesarza
Justyniana i z Konstantynopola podbił dla niego pół znanego wówczas świata.
7.
Willa Lukullusa znikła na prawie tysiąclecie (są – jak się przypuszcza, ale bez
pewności niewielkie jej pozostałości archeologiczne), a tereny do niej niegdyś
należące, w 1564 roku, kupili siostrzeńcy kardynała Giovanniego Ricci di
Montepulciano. Budowę, a właściwie rozbudowę niewielkiego domu kardynała
zlecono Annibale Lippiemu, choć mówi się, że szkic budowy nakreślił sam Michał
Anioł.
W 1576 r. majątek nabył kardynał Ferdinando de 'Medici, który zlecił ukończenie
prac Bartolomeo Ammannatiemu (temu samemu, który wyrzeźbił słynny posąg Naptuna
obok Palazzo Vecchio we Florencji). I obok willi - budową dużego, 7-hektarowego
ogrodu przypominającego ogrody botaniczne stworzone przez jego ojca Cosimo w
Pizie i Florencji, bogaty w miejscowe i egzotyczne drzewa oraz w rzadkie
rośliny i pełne rzeźb. Wewnątrz kardynał stworzył „antykwarium” dla
najwspanialszych dzieł sztuki. Wiele z nich zabrał potem do Florencji, kiedy w
1587 roku został Wielkim Księciem Toskanii. Przez półtora wieku willa była
jednym z najbardziej eleganckich miejsc spotkań ówczesnego high-life’u w
Rzymie. W 1633 Galileo Galilei przebywał w gościnnej willi Ferdynanda II
Medyceusza, najpierw z własnej woli, a potem pod przymusem, podczas procesu
przed Sądem Inkwizycji.
Kiedy w 1737 r. wymarła linia wielkoksiążęca Medyceuszy, willa przeszła we
władanie książąt Lotaryngii, jak i całe Wielkie Księstwo (dzięki decyzji
Stanisława Leszczyńskiego, który zgodził się zamienić księstwami ze
spadkobiercami Medyceuszy). Ostateczne opuszczenie willi nastąpiło z woli
Wielkiego Księcia Piotra Leopolda Lotaryńskiego, który kazał przetransportować
wszystko, co się dało. I tymi dobrami wypełnione są dziś, P.T. Czytelniku,
Galerie Uffizi, Palazzo Pitti i Muzeum Archeologiczne we Florencji.
W 1787 Piotr Leopold wystawił willę na sprzedaż. Po latach, w okresie wielkiego
napięcia politycznego po kampanii włoskiej, w 1803 roku Napoleon Bonaparte
podpisał umowę kupna i przeniósł rzymską Akademię Francuską do Villa Medici,
ponieważ jej poprzednia siedziba spłonęła w 1793 roku. Akademia Francuska miała
wśród swoich dyrektorów Ingresa i Balthusa.
8.
No i tuż za Villa Medici zaczyna się Villa Borghese, a trzeba P.T. Czytelnikom
wiedzieć, że nazwa „Villa” niekoniecznie dotyczy budynku; nierzadko chodzi o
park, będący własnością którejś z rodzin arystokratycznych. Takich „villi” jest
w Rzymie bodaj kilkanaście; czasami mają w środku zabudowania, czasem już nie,
ale nazwa „villa” pozostała.
No i Villa Borghese jest właśnie parkiem, ogromnym parkiem, 80-hektarowym, choć
najokazalsza z jej budowli, Casina Nobile, gościła członków rodu Borghese. Dziś
o tej budowli nikt nie mówi już „Casina Nobile”, ani nawet „Villa Borghese
Pinciana” (czyli leżąca na wzgórzu Pincio; tak ją kiedyś również nazywano)
tylko po prostu „Galleria Borghese”. D.O. porwie się i zaryzykuje twierdzenie,
że jest to jedno z najbardziej prestiżowych muzeów świata. Są tam wystawiane
prace Gian Lorenzo Berniniego, Agnolo Bronzino, Antonio Canovy, Caravaggia,
Rafaela, Perugina, Lorenzo Lotto, Antonello da Messina, Lukasa Cranacha,
Annibale Carracciego, Pietera Paula Rubensa, Giovanniego Belliniego, Tycjana i
wielu innych geniuszy malarstwa i rzeźby.
9.
Ale państwo D.O. w niedzielę do Galerii nie poszli, również dlatego, że ze
względu na swoje stosunkowo niewielkie rozmiary, obowiązuje tam numerus clausus
zwiedzających, a zapisy przyjmowane są na wiele tygodni, jeśli nie miesięcy
przed wyznaczonym terminem zwiedzania. Oczywiście D.O. ma świstek, który prawdopodobnie
pozwoli mu przeskoczyć kolejkę i odświeżyć dawne wrażenia, ale jeszcze nie wie,
czy z niego skorzysta.
Państwo D.O. spacerowali wzdłuż Viale Adamo Mickiewicz, poeta e patriota
polacco, oraz po części pinciańskiej parku. Koło obelisku, zamówionego w
Egipcie przez cesarza Hadriana na cześć zmarłego tragicznie swego nastoletniego
greckiego kochanka Antinoo. Z tej ożywiającej wspomnienia przechadzki
zapamiętają głównie zalewający oczy pot, pot cieknący strumyczkiem po nogach
podczas kawy na siedząco w kawiarence koło zegara wodnego, ciężko dyszące psy,
z językami wywalonymi aż do ziemi i wejście do samochodu, nierozsądnie
nieposiadającego srebrnej, odblaskowej płachty izolacyjnej na przednią szybę.
A obiadek? D.O. planował upichcić zgrabne kluseczki w domu, ale samochód jakoś
tak sam zawiózł nas pod „Rigatoni Democratici” na Zatybrzu, gdzie państwo
oddali się w fachowe i życzliwe ręce panów Corrado, Angelo i Paolo. Jedzone
było „il solito”, czyli to co zwykle, pite białe, lodowate, aromatyczne wino.
Po powrocie państwo zalegli pod klimatyzatorem, a kiedy pokój wychłódł i
klimatyzator ucichł, rozległo się niepokojące bzyczenie.
- Komar! – zakrzyknęła Żona D.O.
- Psiakość, rzeczywiście! – odparł D.O.
- I nie zamierzasz nic z tym zrobić? – zapytała Żona D.O.
- Zamierzam wyrazić głębokie zaniepokojenie – odparł D.O.
10.
W sierpniu zazwyczaj jest upiornie gorąco, to nie nowina. Ale sierpień w Rzymie
ma też swoje zalety, choć trudno do nich D.O. przekonać swoich Przyjaciół,
którzy, nierozsądnie, odrzucają namowy do odwiedzin Wiecznego Miasta właśnie w
tym okresie.
Największą zaletą sierpnia w Rzymie jest brak Rzymian. Nagle pod domem robi się
dużo wolnych miejsc do parkowania. Nagle ulice, nawet te najbardziej
zatłoczone, robią się puste i przestronne. Nagle z knajpeczek zupełnie znika
język włoski i zapanowuje niepodzielnie język angielski. Nagle można wejść do
różnych sklepów bez przeciskania się w tłumie, można odwiedzić to i owo muzeum,
zwiedzić taki czy owaki kościół…
Jeśli to nie są zalety, to co nimi jest?!
PS. W nocy wyłączyli w Rzymie energię elektryczną, przynajmniej w dzielnicy
D.O. Kiedy kwadrans po 7 ją przywrócono,
rozległy się syreny tysiąca alarmów, zainstalowanych prawie w każdym domu.
11.
Swoją drogą D.O. przejrzał listę krajów z największymi zasobami dziedzictwa
kulturalnego ludzkości UNESCO. Przejrzał i gula mu urosła. To jest tak
niesprawiedliwe, tak stronnicze, tak nieodpowiedzialne, że to się w głowie nie
mieści.
Owszem, co prawda na czele są Włochy, ale Unesco, z miliona, do dziedzictwa
kulturalnego zaliczyło im zaledwie 58, a Rosja ma 30, Australia 20, podobnie,
jak Kanada (!), a Grecja ma tylko 18, czyli niemal tyle samo, co Polska (17,
choć część ma wspólnych z innymi krajami), Polska ma więcej niż Czechy (16)…
No bądźmy poważni!
3 lata temu
1.
Jedna z części poematu symfonicznego wspaniałego i chyba wciąż niedocenianego
kompozytora włoskiego Ottorino Respighiego nosi tytuł „Pinie z Via Appia”.
Jakieś ma D.O. przeczucie, że niewielu Czytelników dało się namówić i posłuchać
tego dzieła; żałujcie, bo byście się zakochali i chcieli odkrywać kolejne
utwory Respighiego.
Via Appia Antica nie bardzo się nadaje do spacerów przy 40-stopniowych upałach,
a od ćwierćwiecza nie można jeździć nią samochodami. DO. Jeszcze się załapał,
nie raz i nie dwa, chociaż nie były to miłe przejażdżki.
- Dlaczego – zapytają P.T. Czytelnicy?
- No bo, jakby tu powiedzieć, starożytna koncepcji nawierzchni szlaków
komunikacyjnych była nieco odmienna od dzisiejszej. Innymi słowy, jazda po tych
głazach wytrząchała pasażerom pojazdów flaki. I D.O., choć nie ma pogłębionej
wiedzy na ten temat, gotów się założyć, że legiony i handlarze, woleli
maszerować obok regina viarorum, niż po jej nawierzchni. Sądzi też, że konie
również za Via Appia nie przepadały. Co innego woły, ciągnące wozy, pełne a to
broni, a to towarów na sprzedaż. One harują, jak wół i nikt ich nie pyta o
zdanie.
2.
Turyści są podwożeni furgonami lub dojeżdżają wypożyczonymi na początku Via
Appia rowerami; ci najwytrwalsi poznają około 5 kilometrów Królowej Długich
Dróg (Appia longarum teritur regina viarum – jak napisał Publiusz Papiniusz
Stacjusz w I wieku naszej ery) na najbliższej, południowej peryferii Rzymu.
Ale Via Appia ma 650 kilometrów! To jedno z największych i najbardziej
imponujących przedsięwzięć inżynieryjnych starożytności.
Budowę rozpoczęto w 312 pne., właśnie tego odcinka, który niektórzy Czytelnicy
znają: prowadził do Kapui, w połowie drogi do Neapolu (Dziś ta miejscowość jest
znana jako Santa Maria Capua Vetere, czyli stara. Poznało ją wielu
cudzoziemców, ponieważ tam w czasie I wojny światowej mieścił się obóz dla
internowanych i jeńców wojennych, a potem, w latach 80., przez obóz ten
przewinęło się kilka tysięcy Polaków, którym udało się zbiec z kraju po zamachu
generała Jaruzelskiego).
Polecenie budowy wydał cenzor Appius Claudius Caecus (czyli Ślepy, wspaniały
literat, bodaj pierwszy w Rzymie, znany z imienia i nazwiska) z ważnego w
Republice rodu Klaudiuszy. To, gdyby Czytelnicy pytali, skąd się wzięła nazwa
Via Appia: Droga Appiusza.
W połowie III wieku pne. trasa została przedłużona do Maleventum. Zabawne:
„Maleventum” oznacza „złe zdarzenie”, „miejsce złych zdarzeń”. Kiedy wraz z Via
Appia dotarli tam rzymscy koloniści, szybko zmienili nazwę na „Beneventum”,
„miejsce dobrych wydarzeń”. Nazwę miasto zachowało do dzisiaj, choć w
zitalianizowanej formie „Benevento”.
W drugiej połowie III wieku. pne., Via Appia dotarła do Tarentu (Taranto), zaś
prace budowlane zakończono na początku II w., ok. 190 r. p.n.e., kiedy droga
dotarła do najważniejszego portu w południowej części Półwyspu – Brundisium,
które dziś nazywa się Brindisi. Brindisi, które było ważnym portem, w tym
wojennym, do II Wojny Światowej, lecz alianckie bombardowania niemal zrównały
je z ziemią i znaczenia (ani urody) już nie odzyskało.
Ale wtedy… Chociaż zrujnowana i nie w pełni dostępna, w średniowieczu Appia
stała się szlakiem krzyżowców: Fryderyk II wypłynął z portu Brindisi w kierunku
Ziemi Świętej w 1228 roku.
3.
Podstawową funkcją Via Appia było zapewnienie szybkiego ruchu wojsk w kierunku
południowych Włoch, w celu utrwalenia panowania Rzymu nad tą częścią półwyspu.
Ale od samego początku Via Appia stała się podstawowym szlakiem handlowym do
Urbe (wystarczyło powiedzieć „Miasto”, by wiedzieć, że chodzić o Rzym; zabawne,
że również Konstantynopol doczekał się podobnego traktamentu: grecka fraza „εἰς
τήν Πόλιν” (co się czyta albo „istinˈpolin”, albo, w dialekcie iońskim „εἰς τάν
Πόλιν” - w zaimku „istamˈbolin”, co oznacza albo „w mieście” albo „do Miasta”;
stąd „Islanbul”).
Nie tylko handlowym! Droga ułatwiała napływ wyrobów wyrafinowanego rzemiosła,
wytwarzanych w kwitnących miastach Magna Graecia (Μεγάλη Ἑλλάς, Megálē Hellás:
wschodnie wybrzeże jońskie podeszwy włoskiego buta i północna Sycylia – tam
kultura grecka kwitła od VIII w. pne. do pierwszych wieków naszej ery).
Co więcej, skrócenie czasu podróży między Rzymem a dużymi ośrodkami Południa, a
także większy komfort i bezpieczeństwo, przesądziły o wielkim otwarciu
zamożnych warstw społeczeństwa rzymskiego na kulturę grecką: w
dziesięcioleciach po wybudowaniu drogi, królował w Urbe teatr, a greka stawała
się lingua franca również w cesarstwie. Rosło uznanie dla sztuki i literatury
helleńskiej; rozpowszechniały się nowe doktryny filozoficzne, takie, jak
pitagoreizm i religijne jak panteon grecki, którego przedstawicielom nadawano
często rzymskie imiona Zeus = Jowisz.
To wszystko dzięki jednej drodze!
Ale było i drugie oblicze Via Appia; w 71 roku pne. 6000 schwytanych w bitwie
zbuntowanych niewolników dowodzonych przez Spartakusa, zostało ukrzyżowanych
wzdłuż tej drogi na odcinku od Rzymu do Kapui jako przestroga dla innych
niewolników obecnych na terytorium Włoch.
4.
W latach 50. i 60. XX wieku. na początkowym odcinku Via Appia wybudowano
ekskluzywne wille - rezydencje wyższych sfer stolicy. No i gwiazd filmowych –
Sophia Loren z Carlo Pontim, Gina Llolobrigida, Alberto Sordi, Franco
Zeffirelli (ostatnio mieszkał tam Berlusconi podczas pobytów w Rzymie)
Niektóre z nich są na sprzedaż; niektóre z nich już za 19 milionów euro (ta
Sophii Loren), z tym, że jest do dość gruntownego remontu i unowocześnienia.
8 lat temu
SPACERY PO TITANICU (5)
Podróże kształcą.
Obudziłem się, a tu Cédric Herrou. Przestępca. Właśnie został skazany przez sąd
apelacyjny w Aix-en-Provence na 4 miesiące więzienia w zawieszeniu. Wina?
Pomagał uchodźcom na granicy włosko-francuskiej: dawał im schronienie, dawał
jeść.
I proszę sobie wyobrazić, że francuskie pięknoduchy sądzą, że to państwo
francuskie, jego system sądowniczy, jego wymiar sprawiedliwości popełniły
sensacyjny błąd. Telewizje cytują tweety tysięcy ludzi, apelujących do
prezydenta Emanuela Macrona, by zastosował wobec dobrego Cédrica prawo łaski;
mało tego, by natychmiast przyznał mu Légion d'honneur.
Ale to nie są prawdziwi Francuzi, ci prawdziwi chętnie by go powiesili na
gałęzi: pomagać uchodźcom?! Fuj!
Bardzo, bardzo ciężko być przyzwoitym człowiekiem w obrzydliwych czasach, kiedy
wszyscy dookoła ciebie się świnią. Nadmę się teraz i głębokim głosem wyrecytuję:
„ale warto, trzeba być przyzwoitym, niech mnie co chce kosztuje”!
Taka moja rola: mówić głębokim głosem i z jeszcze głębszym przekonaniem słuszne
rzeczy.
Ale moje poczucie odosobnienia, marginalizacji rośnie. Nachodzą mnie
wątpliwości: a może to oni są „prawdziwi”, a ja „lipny”, oni – narodem, a ja –
wyrzutkiem? Oni to sugerują tak głośno, może pora uwierzyć? Oni przechodzą do
faktów, bo odmieńców nienawidzą, a jam przecie odmieniec. Tu, wśród Was takich
odmieńców jest sporo, ale dzisiejszy sondaż wskazuje, że jesteśmy marginesem i
tylko się naszymi racjami nadymamy. „Chcesz w ryja”? zdaje się silniejsze od
lamentów naszych autorytetów, od papieża do Władka Frasyniuka…
Co nas spotka? Gilotyna? Wszak Ludwik XVI złożył przysięgę na wierność
rewolucyjnej Konstytucji, kiedy jeszcze nie musiał, jeszcze topór nie wisiał mu
nad głową… Lud jednak nie pragnął lojalności, pragnął upokarzającej śmierci,
żądał krwi, podniecającego odoru świeżej krwi. Przez stulecia egzekucje były
ulubioną rozrywka gawiedzi, czemużby nie miały być dzisiaj? Ludzie się wszak
nie zmieniają, zmieniają się narzędzia i gadgety, ale to nie jest PRAWDZIWY
postęp. Do tej pory starczało hasło „inteligencja wy…ć”, ale apetyt rośnie w
miarę jedzenia.
Jaka jest hierarchia rzeczy ważnych? Bezsilne, wściekłe płakanie w poduszkę na
widok triumfującego barbarzyństwa i miałkości słusznych protestów ludzi
sprawiedliwych, czy dobrze przycięty trawnik z na okrągło przyciętym krzewem
ozdobnym, leżak, grill, parasol, piwo?
Dla mnie dziś najważniejsza była pogoda. Źle spałem. Wiadomości z kraju.
Gwałtowny spadek ciśnienia połączony z wysokością. I nocna burza, a w górach
grzmot nigdy się nie kończy.
I co z tego, że nagle pochmurno? Że na Col de la Madelaine jest 9 stopni? Że
przez większość ponad stukilometrowej, górskiej, pełnej zakrętów i niczym nie
chronionych przepaści dróżce mgła tak gęsta, że przeważnie nic nie widać? Że
wycieraczki nie nadążają eliminować strumieni wody lejącej się z nieba?
Dałem radę, dojechałem, zmęczony i wcale nie szczęśliwy. I po co to opowiadać?
Może, gdybym to jakoś udramatyzował, najeżył plastycznymi opisami?... Ale czy
to warto?
A wczoraj jeszcze złorzeczyłem na tłumy, plączące się po Alpach, po drogach,
szlakach i najodleglejszych zakątkach, samochodami, motocyklami, rowerami i
pieszo, ale takiego people watching, jak teraz to już dawno nie miałem! Cóż to
za ludzka różnorodność!
Idzie sobie dziarsko z plecakiem szczupła dama w słomianym kapeluszu, podchodzi
bliżej, podnosi na mnie twarz, a tam spod kapelusza niesfornie rozłażą się we
wszystkich kierunkach rzadkie, siwe włosy. „Starowinka – pomyślałem – nie w
fotelu? Po co się pcha na tę górę”? Ale zaraz zrozumiałem: chce naładować oczy
możliwie dużą ilością piękna przed Wielką Podróżą… Sam wlazłem wczoraj
stromościami w górę, powolutku, przystając, żeby uspokoić nagle oszalałe serce
i rytmiczne łupanie tętna w uszach. Zrozumiałem, że mam namiastki w miejsce
niegdysiejszych nóg. Ale byłem z siebie dumny, bo pokonałem ból, aż do momentu,
w którym, gdy schodziłem powoli, żeby się nie wywrócić, minął mnie schodzący
pan, który, sądząc po chodzie, musiał mieć zamiast jednej nogi protezę.
Zastanawiam się jak i po licho wlazły tu cykady i urządzają mi pod oknem
koncert.
Może to ta orkiestra, która, mimo wszystko, gra nadal?
2.
Kiedyśmy mieszkali w czasie poprzednich wakacji w hotelach, Córka zrywała się,
jak D.O. o świcie i schodziliśmy na śniadanie razem z najbardziej obowiązkowymi
Niemcami, kiedy jeszcze kucharze i kelnerzy byli cali rozziewani.
Dziś, kiedy jest w domu państwa D.O.stwa, śpi jak suseł do bób wie której. Co
jej się nigdy nie zdarza, bo, jak D.O. jest ciągle napięta, ciągle uwikłana w
prawdziwe lub urojone obowiązki, ciągle nie umiejąca się zrelaksować.
I choć D.O. cholera ciska, że marnujemy w ten sposób wiele godzin, zamiast
biegać po Warszawie, oglądać dotykać, wąchać i smakować wszystkie nowe,
egzotyczne rzeczy, to jednak jej odprężenie, jej spokojny i długi sen, dają
D.O. szczęście. Czuje, że jest u siebie, że nic nie musi, że ktoś za nią
wszystko pomyśli i zrobi, kiedy będzie potrzeba.
Rodzina.
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńDzień dobry. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDiagnoza właściwa. Wspomnienia dodają sił z samego rana. Kocham Włochy .
Rządy PiS od kłamstw się zaczęły i na kłamstwa h stały przez całe osiem lat. Kłamstwa ufundowały prezydenturę Dudy i Alfonsa i powoli torują drogę drogę do jego powrotu.
OdpowiedzUsuńPS.
A do "Pinii rzymskich" wracam regularnie, bacząc jednak, żeby się nie przejadły, bo i miód w nadmiarze się przeje
Nie jest prawdą że rządy PiS zaczęły się od kłamstwa, rządy PiS zaczęły się od upodmiotowienia najbiedniejszych żeby nie pracowali za 5 zł za godzinę, cały problem narracji na tym na tym portalu w wykonaniu szanownego D.O polega na tym że on zamiast odwoływać się do nauki Jezusa Chrystusa cały czas odwołuje się do kultury rzymskiej a kultura rzymska jest podstawą kościoła rzymsko katolickiego, ktorý dopisując księgi wtórno kanoniczne w przemierzył się słowu bożemu
Usuń" .... Oświadczam zaś każdemu kto słucha słów proroctwa tej księgi jeśli ktoś dołoży coś do tego dołoży mu też Bóg blak opisanych w tej księdze a jeśli ktoś odejmie coś ze snów księgi tego proroctwa odejmie też Bóg jego dział z księgi życia i ze świętego miasta i z rzeczy które są opisane w tej księdze objawienie Jana rozdział 22 wersety 18 i 19"