DRUGI OBIEG
Środa, 27 sierpnia 2025
1.
Ufff… No wreszcie.
D.O. już tu kiedyś był, wstyd powiedzieć, 21 lat temu, o ile dobrze pamięta. To
była najprzyjemniejsza podróż służbowa w życiu. Żeby w miarę tanio dolecieć tu
z Rzymu, D.O. przyleciał 4 dni przed wydarzeniem, które miał dziennikarsko
obsługiwać.
I co człowiek ma robić, kiedy musi spędzić bezczynnie cztery dni w Palma de
Mallorca? No cóż: zaciska zęby i jedzie.
Hotel był zarezerwowany przez polską delegację rządową z premierem Jerzym
Buzkiem na czele, był w pierwszym rzędzie nad samym morzem i miał uroczy basen
z cieplutką, nagrzaną na słońcu wodą na wielkim tarasie pierwszego piętra. Do
miasteczka był jakiś kilometr spacerem pod palmami, obok jachtów i jachcików,
cudo. O ile D.O. dobrze pamięta, to był czerwiec, szczególnie cieplutki, więc
nim doszedł – on, Rzymianin! – w okolicę katedry, był mokrzusieńki, ale
szczęśliwy.
Wypożyczył sobie skuter i pojechał – pyr, pyr, pyr – wzdłuż morza na zachód, aż
do Palma Nueva i dalej. I, jadąc, myślał sobie, że to jest raj na ziemi. Cudne
klify, między nimi żółciutkie plaże, na klifach pojedyncze wille, jak z bajki –
mówiono, że należą do Niemców, którzy sobie Majorkę szczególnie upodobali,
pinie, palmy, bugenwille, no i oczywiście morze hibiskusów, które, jak wiadomo,
swoją nazwę biorą od pobliskiej Ibizy. Cuuudooo!
I zapragnął zostać milionerem, tu zamieszkać i kupić sobie lub wybudować taką
willę, jak te, należące do Niemców.
No, nie wszystko poszło po myśli D.O., nie został, niestety, milionerem, willi
sobie nie kupił, na Majorkę przez 21 lat nie wrócił, ale miał pod oczami te
cudne widoki.
Nijak się niestety mają, do tego, co jest dzisiaj: wszystko zostało zapaćkane
milionami ton betonu, pojedynczych willi już nie widać zza wielopiętrowych
potworów, otwarte przestrzenie znikły prawie zupełnie, sama Palma jest już 6
miastem w Hiszpanii pod względem ludności, wszędzie korki i zero, słownie zero
miejsc do parkowania. Hotelowy parking, trzy ulice niżej – 22 euro (czyli
stówę) za dobę, płatne z góry.
Ale D.O. nie narzeka, to był jego świadomy wybór, wiedział, co go czeka i
ochoczo na to przystał.
Majorka to był wybór ostatniej chwili, niespodziewany. Rozważany był kot, a
dokładniej Kot Lazurowy (Côte d'Azur), Istria, a nawet Czarnogóra (ale tam
hotele droższe niż na Kocie).
Jakoś D.O. przypomniał sobie o istnieniu Majorki, Żona zażądała, żeby ją tam
zawieść i oto państwo D.O.stwo o zmierzchu dotarli do hotelu, mają wspaniały
widok na port i miasto (ale ze wzruszenia D.O. się trzęsły ręce, więc nocne
zdjęcia nieostre). Ale…
Ale D.O., stary podróżniczy wyga, odstąpił od swoich zasad i zarezerwował
hotel, kierując się zdjęciami. A kiedy już zarezerwował i popatrzył na mapę, to
zrozumiał, że od morza hotel dzieli może sto metrów w linii prostej, ale linii
prostej brak, a zygzakami idzie się do morza 20 minut! W dół, bo pod górę –
stromizna jak wszyscy diabli – idzie się dwie godziny, używając lin, czekanów i
raków, o ile oczywiście nie dostanie się zawału w połowie drogi. Stąd też
decyzja o wynajęciu samochodu.
Na lotnisku, pani wypożyczaczka zagadała do D.O. po polsku, okazało się, że
tutaj od dawna zamężna za miejscowego, rozmowa był miła i D.O. wyjechał o wiele
lepszym samochodem, niż zarezerwował. Poobijany, co prawda, ale obszerny. Aż za
obszerny, jak na tutejsze uliczuszki. No i stąd wydatek na parking, bo, jak
łatwo się domyślić, w promieniu wielu kilometrów od hotelu żadnej dostępnej
dziury na małego SUVa nie było.
Nic to, odpokutuje, odgłoduje bez skargi (bo jest na diecie), ale przynajmniej
część zwiedzania spędzi w miłej klimatyzacji, co pan doktor D.O. zapewne
pochwali, bo kazał się nie forsować i „polegiwać” w ciągu dnia.
Od polegliwania D.O. zrobił się już niezłym specjalistą, bo po porannych
zastrzykach albo idzie spać, albo ma na to spanie wielka ochotę.
Wtedy, te 21 lat temu, na wypożyczonym skuterze popyrkał sobie do Valdemossy,
oczywiście, do celi Chopina i Jerzego Sand, a obejrzawszy ją, zapłakał łzami
rzewnymi nie tyle nad ich losem, co nad ich głupotą, że się w takie to to dali
wrobić! Zdarzyło wam się trafić do kwatery, a tam wszystko nie takie, jak na
zdjęciach? No, to oni coś takiego kupili! Latem piekło, zimą też piekło, wiatr
hula po celi jak wściekły.
Teraz też się wybierze, pokazać Żonie, ale nie ma pewności, że z marszu
wejdzie, wtedy ten wstęp był jakoś odgórnie załatwiony przez delegacje rządowa
i D.O. wchodził, jak w masło.
A propos delegacji rządowej.
Do Palmy przyleciał z Rzymu, ale z Palmy do Madrytu odleciał rządową Tutką, tą
samą, co się rozbiła pod Smoleńskiem. Samolot wystartował prosto w
najczarniejszą, burzową chmurę, jaka D.O. widział i oczywiście zaraz oberwał
piorunem. Już wcześniej, D.O. obrywał piorunem w samolocie, było trochę huku,
samolotem trochę rzuciło, ale nic strasznego. Tym razem jednak, po uderzeniu,
na skrzydle Tutki zrobiła się na chwilę kula ognia, więc się D.O. nawet
przestraszył, ale nie zdążył na dobre, bo kula znikła, a Tutka dalej leciała
spokojnie. Siedzący obok D.O. przedsiębiorca (jeden z 50, których Buzek zabrał
do Madrytu na rozmowy) złapał D.O. za rękę, wyznał, że on pierwszy lar leci
samolotem, no, może drugi, bo do Palmy przyleciał z Warszawy, i zapytał,
„Panie, czy to normalne”? Więc D.O. mógł już spokojnie odpowiedzieć: „Tak,
normalne”.
A w Madrycie zrobił swój pierwszy wywiad po hiszpańsku i to od razu z premierem
Aznarem, który go bardzo uprzejmie przyjął w rządowym kompleksie Moncloa,
pilnie strzeżonym, bo przecież ETA nie dawała wytchnienia.
Późno już, więc dobranoc!
2.
Jak to, u was już jasno? Dzień?
U D.O. jeszcze nie! Jednak te parę tysięcy kilometrów na zachód robi swoje. Dopiero
z dala widać lekkie rozjaśnienie nocy.
D.O. trochę zmarznięty, bo, wbrew obietnicom
serwisu meteo, w Warszawie, nie było 30 stopni, tylko 36, a to już poważnie
ciepełko. Więc w pokoju klima na 21 stopni, a to – jak się okazało – za mało,
jak na prześcieradełko, które służy za kołdrę.
Jaśnieje, pora wstawać.
Rekonstrukcja, rozwiązanie... Możliwe
scenariusze po głosowaniu wotum zaufania 8 września
https://www.lefigaro.fr/politique/remaniement-dissolution-les-scenarios-possibles-a-l-issue-du-vote-de-confiance-du-8-septembre-20250826
Francja przygotowuje się na kolejny kryzys
polityczny, gdyż mniejszościowy rząd François Bayrou najprawdopodobniej
zostanie obalony w głosowaniu nad wotum zaufania, które odbędzie się w
przyszłym miesiącu. Dojdzie do tego w obliczu głębokich podziałów politycznych
na temat niepopularnego budżetu oszczędnościowego i planu redukcji długu.
„Będę walczył jak pies” – powiedział centrowy premier dziennikowi L'Express we
wtorek po swojej zaskakującej decyzji o zarządzeniu głosowania nad wotum
zaufania dla parlamentarzystów.
Oczekuje się, że 74-letni Bayrou, bliski sojusznik Emmanuela Macrona, przegra
głosowanie, ponieważ partie opozycyjne, zarówno skrajnie prawicowe, jak i
lewicowe, oświadczyły, że chętnie skorzystają z okazji, by odsunąć go od władzy
po niecałych dziewięciu miesiącach.
Boris Vallaud, szef socjalistycznej grupy parlamentarnej, powiedział w
wywiadzie dla telewizji BFM: „Musimy zmienić politykę, a w tym celu musimy
zmienić premiera”. …
No właśnie: kto tknie niezbędnych reform w kraju, obciążonym długiem
publicznym, przekraczającym 100% PKB, umiera na skutek głupoty partnerów
koalicyjnych, którym zależy tylko na własnej pieczeni, a nie na dobru kraju.
Macron, Merz i Tusk w Mołdawii wspierają Maię
Sandu
Proeuropejska i proukraińska prezydent jest zagrożona utratą bezwzględnej
większości głosów w wyborach parlamentarnych 28 września z powodu ingerencji
Rosji.
https://www.lemonde.fr/international/article/2025/08/26/macron-merz-et-tusk-en-moldavie-pour-soutenir-maia-sandu_6635474_3210.html
Kurczy się liberalna część Europy..
OdpowiedzUsuńMiłego pobytu i dobrego odpoczynku Państwu Pałasińskim życzę, a Valdemossy bez tłoku.
OdpowiedzUsuńDzień dobry
OdpowiedzUsuń