DRUGI OBIEG
Poniedziałek, 15 września 2025
1.
No i pada, a w niedzielę galerie handlowe zamknięte.
Więc krokomierz z pewnością napluje D.O. w twarz i będzie miał rację.
2.
Faszysta i islamofob, rasista i brutalny przestępca, przyjaciel putinowskiej
Rosji i niemieckich neonazistów, przywódca brytyjskiej skrajnej prawicy i jedna
z najbardziej prominentnych postaci europejskiego ekstremizmu. Taki jest w
skrócie, Tommy Robinson, organizator sobotniej ogromnej demonstracji w
Londynie, w której 110 000 osób maszerowało ulicami, skandując hasła Charlesa
Kirka, młodego aktywisty ruchu MAGA i przyjaciela Donalda Trumpa, zamordowanego
w tym tygodniu podczas wiecu w Stanach Zjednoczonych.
Robinson zorganizował wiele marszów protestacyjnych w swoim życiu, ale żaden
nie cieszył się tak dużym napływem zwolenników. To alarmujący sygnał dla
Wielkiej Brytanii, gdzie zarówno rządząca Partia Pracy, jak i konserwatywna
opozycja zdają się być w odwrocie, a sondaże dają najwięcej głosów Partii
Reform, protrumpowskiej, populistycznej i nacjonalistycznej partii kierowanej
przez Nigela Farage'a, byłego zwolennika Brexitu.
Nawet tak kontrowersyjna i budząca podziały postać jak Farage nie chciała jak
dotąd mieć nic wspólnego z Robinsonem. To nie jest jego prawdziwe nazwisko:
kiedy urodził się 43 lata temu na londyńskim przedmieściu Luton, nazywał się
Stephen Yakley-Lennon. Pseudonim Tommy Robinson przyjął znacznie później, na
cześć przywódcy chuliganów z Luton Town, swojej lokalnej drużyny piłkarskiej.
Jego ojciec, Anglik, pozostał nieznany, a matka, Irlandka, pracowała w
piekarni, a następnie jako robotnica w fabryce samochodów.
Po rzuceniu szkoły, odbył praktykę jako mechanik, ożenił się, miał troje dzieci,
rozwiódł się i był właścicielem salonu fryzjerskiego. Ale w międzyczasie
rozpoczęło się jego prawdziwe powołanie: polityka. A raczej ekstremizm, dzięki
któremu otrzymał darowizny w wysokości 2 milionów funtów z nie zawsze
przejrzystych źródeł, zbankrutował, uniknął płacenia podatków w wysokości setek
tysięcy funtów i wciąż jest objęty śledztwem brytyjskich organów podatkowych.
To jednak najmniejszy problem. W 2004 roku Robinson dołączył do Brytyjskiej
Partii Narodowej (BNP), brytyjskiej partii faszystowskiej, ruchu białych
suprematystów założonego w 1982 roku. Początkowo charakteryzował się
antysemityzmem i negowaniem Holokaustu, ale później jego głównym filarem stała
się islamofobia, a także kampanie przeciwko liberalnej demokracji, feminizmowi
i prawom osób LGBT. Wielu jej członków zostało zdelegalizowanych i oskarżonych
o różne przestępstwa.
https://www.repubblica.it/esteri/2025/09/14/news/tommy_robinson_razzista_misogino_filo-putin_chi_e_organizzatore_marcia_ultradestra_londra-424845832/?ref=RHLM-BG-P3-S1-T1-fdg6
W 2009 roku założył English Defence League, skrajnie prawicową organizację
znaną również z islamofobii, rasizmu, homofobii i ultranacjonalizmu, której był
najpierw współprzewodniczącym, a następnie liderem. Często obracał się w
towarzystwie gangów przestępczych i chuliganów piłkarskich. [No popatrz, co za
podobieństwo!]
W 2020 roku odwiedził Moskwę i Petersburg, wyrażając poparcie dla Putina i
spotykając się z przychylnym przyjęciem rosyjskiej prasy, która przedstawiała
go jako ofiarę europejskiej cenzury i ucisku. Jednak według „New York Timesa”,
prawdziwym celem podróży było założenie konta bankowego w Rosji, aby ukryć
pieniądze.
Robinson był pięciokrotnie skazany na karę więzienia za napaść na
funkcjonariuszy policji, przemoc wobec mniejszości, nękanie dziennikarzy,
oszustwa i fałszowanie paszportów. Utrzymywał kontakty z neonazistowskimi
ekstremistami w całej Europie. Jest oskarżony o podżeganie do poważnych
zamieszek miejskich latem 2024 roku poprzez rozpowszechnianie fałszywych
plotek, że sprawcą masakry w Southport był imigrant.
W zeszłym miesiącu pomógł zorganizować marsze protestacyjne przeciwko hotelom,
w których mieszkali migranci, i współpracował w kampanii na rzecz wywieszenia
na latarniach w wielu miastach flag z Krzyżem Świętego Jerzego, oficjalną flagę
Anglii, powiewającą jako symbol ugrupowań ultranacjonalistycznych.
Teraz on stoi za wielką, skrajnie prawicową demonstracją w Londynie. Napisał
autobiografię zatytułowaną „Wróg państwa”; teraz ten „wróg państwa” czuje, że
ma ponad 100 000 ludzi gotowych maszerować z nim ulicami stolicy.
Liczba uczestników antyrasistowskich kontrmanifestacji była niewielka
(5000), ale to nie wszystko. To odzwierciedlenie nastrojów w kraju, który po
dekadach polityki sprzyjania imigracji, gwałtownie skręca w prawo, o czym
świadczy absolutna dominacja Nigela Farage'a w sondażach.
W fali „Białej Dumy”, która ogarnęła centrum Londynu, od Waterloo po Trafalgar
Square, obecne były flagi Union Jack, angielskie flagi, chuligani, ale także
wielu „zapomnianych ludzi” i robotników z klasy robotniczej, którzy już nie
wierzą w Partię Pracy.
Były okrzyki ku czci Robinsona i zamordowanego amerykańskiego influencera
Charliego Kirka. Antyimigranckie koszulki z napisami: „Przestańcie importować,
zacznijcie deportować”. Na transparentach widniały napisy: „Dlaczego biali są
pogardzani, mimo że płacą wyższe podatki?”. I hasła: „Mówcie po angielsku w
call center!”.
To idealne tło dla nieoczekiwanego wystąpienia Elona Muska, który od dawna
podsyca skrajną prawicę na Zachodzie: „Musicie pozbyć się rządu Starmera. Nie
możemy czekać kolejne cztery lata na wybory, bo inaczej szkody będą
nieodwracalne. Parlament musi zostać rozwiązany. BBC jest współwinna
zniszczenia Wielkiej Brytanii”. Na koniec jeszcze bardziej niepokojący
komunikat: „Jeśli to się utrzyma, nadejdzie przemoc. Albo się zbuntujecie, albo
zginiecie”.
3.
https://x.com/donaldtusk/status/1967176203447701546
4.
https://tvn24.pl/swiat/rosja-wystrzelila-pocisk-cyrkon-w-ramach-manewrow-zapad-st8648545
… „Do wystrzału miało dojść na Morzu Barentsa podczas rosyjsko-białoruskich
manewrów Zapad-2025.
Według rosyjskiej propagandy Cyrkon ma osiągać prędkość 9 machów, a jego zasięg
ma wynosić do tysiąca kilometrów.
Pocisk Cyrkon wraz z inną hipersoniczną "rakietą Ch-47 Kindżał, stanowi
tak zwane wunderwaffe Władimira Putina" - pisał Defense Express. …
Pociski hipersoniczne Cyrkon po raz pierwszy zapowiedział Władimir Putin w 2018
roku, twierdząc, że są one częścią nowej generacji rosyjskiej broni, która może
uderzyć w niemal każdy punkt na świecie i ominąć zbudowaną przez USA tarczę
antyrakietową. Rok później Putin "zademonstrował" Cyrkona jako
"najnowsze rosyjskie osiągnięcie". …
Rosjanie prawdopodobnie po raz pierwszy użyli rakiety Cyrkon w czasie swojej
inwazji na Ukrainę 7 lutego w ataku na Kijów. Drugie potwierdzone użycie miało
miejsce 25 marca, a szczątki dwóch zestrzelonych wówczas pocisków umożliwiły
ukraińskim specjalistom ich analizę”. …
D.O. odsyła zainteresowanych do poprzedniej rozmowy w „Allegro ma non
troppo” z Wojciechem Łuczakiem, który mówił o tak ogromnej energii kinetycznej
pocisków hipersonicznych, że efekty jej uderzenia można porówna do wybuchu
ładunku nuklearnego.
5.
Austria: Trzy zakonnice uciekają z domów opieki i wracają do klasztoru,
korzystając ze wsparcia swoich byłych uczennic.
Siostra Bernadetta (88 lat), siostra Regina (86 lat) i siostra Rita (82 lata)
były ostatnimi zakonnicami w klasztorze Goldenstein w Elsbethen, niedaleko
Salzburga. Ponieważ były jedynymi zakonnicami w kompleksie, władze kościelne
zdecydowały się na ich przeprowadzkę. Ich sprzeciw okazał się daremny. „Nikt
nas o to nie pytał. Miałiśmy prawo pozostać tam do końca naszych dni, a to
prawo zostało naruszone” – powiedziała mediom siostra Bernadetta. „Jestem taka
szczęśliwa i wdzięczna, że jestem teraz w domu. Zawsze tęskniłam za tym
miejscem” – radośnie powtórzyła siostra Rita.
Klasztor znajduje się w zamku Goldenstein, w którym od 1877 roku mieści się
również prywatna szkoła dla dziewcząt. Instytucja, działająca do dziś, zaczęła
przyjmować chłopców w 2017 roku. Siostra Bernadette uczęszczała do szkoły,
przybywając tam jako nastolatka w 1948 roku. Wśród jej koleżanek z klasy była
aktorka filmowa Romy Schneider. Siostra Regina przybyła do klasztoru w 1958
roku, a siostra Rita cztery lata później. Wszystkie trzy nauczały w tej
placówce, a siostra Regina przez pewien czas pełniła nawet funkcję jej
dyrektorki.
Następnie, w 2022 roku, budynek został przejęty przez archidiecezję salzburską
i klasztor Reichersberg, klasztor augustianów. Od początku 2024 roku klasztor
nie przyjmował już nowych zakonnic, ale pozostałym zakonnicom przyznano
dożywotnie prawo pobytu, o ile pozwalał na to ich stan zdrowia i sprawność
umysłowa.
https://www.bbc.com/news/articles/c5y8r2gk0vyo
W przeciwieństwie do sióstr zakonnych,
władze kościelne nie są zachwycone ucieczką. W oświadczeniu opat Grasl
stwierdził, że decyzja sióstr zakonnych jest „całkowicie niezrozumiała”.
Podkreślił, że dom opieki zapewnił siostrom „niezbędną, profesjonalną i
wysokiej jakości opiekę medyczną”. Najwyraźniej jednak to nie wystarczyło, by
zastąpić im ciepło domu, które znały przez większość życia.
Dla Grasla „pomieszczenia klasztorne nie nadają się już do użytku i nie
spełniają wymogów odpowiedniego utrzymania”. Proboszcz stwierdził, że „słabe
zdrowie” sióstr oznacza, że niezależne życie w klasztorze Goldenstein nie jest
już możliwe”.
Na swoim koncie na Instagramie zakonnice dzielą się z obserwatorami swoimi
codziennymi zajęciami: modlitwą, mszą, obiadem i schodzeniem po stromych
schodach. I nie są same. Grupa byłych uczennic pomogła im wrócić do klasztoru
na początku września, zatrudniając ślusarza, który pomógł im ponownie wejść do
klasztoru. Od czasu ich powrotu woda i prąd zostały częściowo przywrócone, a
solidarność była powszechna. Osoby wspierające, zwłaszcza młodzież, codziennie
przynoszą siostrom jedzenie i artykuły spożywcze. Zostały również zbadane
przez lekarzy. „Goldenstein bez nich jest po prostu niewyobrażalny” – mówi była
uczennica Sophie Tauscher. „Kiedy nas potrzebują, po prostu dzwonią, a
my na pewno tam będziemy. Poprawiły życie tak wielu osób”.
Jak donosi BBC, Alisha, inna uczennica, powiedziała, że zakonnice zawsze
rozpoznawały swoje byłe uczennice.
„Byłam posłuszna przez całe życie, ale to było zbyt wiele” – powiedziała
siostra Bernadetta, zdecydowana pozostać ze swoimi współsiostrami.
Do końca.
Cokolwiek miał na myśli zupełnie nieceniony przez D.O. p. Roman Kuźniar,
to po pierwsze nie było to w żadnej mierze oryginalne, więc szkoda się nad tym
pochylać, a po drugie, to truizm, albowiem wszystkie wypowiedzi pomarańczowego
debila stawiają go w groteskowym świetle.
Paramount planuje przejąć Warner Bros. Discovery
Fuzja dwóch hollywoodzkich gigantów zmieniłaby branżę medialną, umieszczając
pod jednym dachem niektóre z najbardziej znanych marek
informacyjno-rozrywkowych, w tym CBS News i CNN.
https://www.nytimes.com/2025/09/11/business/media/paramount-warner-bros-discovery-bid.html
David Ellison, potentat medialny,
który przejął Paramount zaledwie w zeszłym miesiącu, już obrał sobie za cel
kolejną przebojową transakcję: chce kupić Warner Bros. Discovery. …
Warner Bros. Discovery już reorganizuje swoją działalność medialną. Firma
ogłosiła w tym roku, że oddzieli swoje sieci kablowe od streamingu i
działalności studyjnej, postępując podobnie w Comcast.
Pan Ellison jest zainteresowany przejęciem całej firmy, zgodnie ze swoją
strategią podwojenia zaangażowania zarówno w streaming, jak i tradycyjną
telewizję, poinformowały osoby znające plany. Oferta zostanie złożona głównie w
gotówce.
Umowa przejęcia Warner Bros. Discovery byłaby kosztowna. Firma jest warta 41
miliardów dolarów i ma 35 miliardów dolarów długu, co stanowi pozostałość po
fuzji z 2022 roku, która ją powołała do życia. Rodzina Ellisonów ma jednak
środki: ojciec pana Ellisona, Larry, jest współzałożycielem Oracle i jednym z
najbogatszych ludzi na świecie, z majątkiem netto szacowanym na 383 miliardy
dolarów, według Bloomberga. …
Wiadomość o potencjalnej ofercie spowodowała wzrost akcji Warner Bros.
Discovery w czwartek o 27 procent. …
Inni na Wall Street zastanawiają się, czy giganci technologiczni zechcą
inwestować w treści, tocząc zaciętą walkę o zwycięstwo w wyścigu o sztuczną
inteligencję.
Po jednym z najgorszych wyników kasowych w swojej 102-letniej historii w
zeszłym roku i na początku tego roku, Warner Bros. nagle odnotowało kolosalny
sukces w kwietniu dzięki filmowi „Film Minecraft”. Od tego czasu studio
wyprodukowało sześć kolejnych filmów numer 1, co według Comscore wystarczyło,
by zająć pierwsze miejsce pod względem udziału w rynku krajowym w tym roku.
Szczególnie kontrowersyjnym punktem może być połączenie CNN, które Trump
potępił jako „fake news”, z CBS News, które prezydent uważnie śledził.
Niektórzy regulatorzy, biorąc pod uwagę jego krytykę, mogą być niechętni
umieszczaniu CNN pod tym samym korporacyjnym parasolem, co sieć informacyjna.
Według D.O. takie odebranie Davidowi Zaslavowi kontroli nad TVN byłoby
korzystne i dla stacji, dziś wyciskanej jak cytryna i w oczach gasnącej, jak i
oczywiście dla Polaków. Więc chwilowo kibicuje Davidovi Ellisonowi, a potem się
zobaczy.
https://www.repubblica.it/il-gusto/2025/09/12/news/in_cilento_nel_primo_ristorante_al_mondo_interamente_dedicato_al_fico-424844047/?ref=RHLM-BG-P27-S6-T1-mgzn
W panteonie owoców figa (która botanicznie wcale nie jest owocem, lecz małym
kwiatostanem zawierającym setki drobnych owoców) zawsze odgrywała swoją rolę z
rozbrajającą dwuznacznością: symbol obfitości i płodności, ale także
skromności, z liśćmi wybranymi przez Adama i Ewę, by okryć to, co nazbyt
ludzkie. Jeśli jednak spojrzeć na nią z wyobraźnią, przypomina aktora z
Commedia dell'Arte: wybujałego, bezczelnego, gotowego skraść show. Najpierw
szczypie, nieco cierpkie i garbnikowe, a potem ustępuje słodyczy swojego miąższu.
Francis Ponge (1899–1988), „poeta rzeczy”, nazwał ją „naszym cyckiem, cyckiem,
który na szczęście można zjeść”, obrazem zarazem cielesnym i infantylnym,
pierwotnym żywicielem i źródłem natychmiastowej przyjemności. Nie waha się
czcić go jako barokowego relikwiarza, w którego wnętrzu lśni lśniący ołtarz,
podczas gdy Lorenzo Lotto namalował go w „Świętej Rodzinie ze świętą Katarzyną
Aleksandryjską”, gdzie drzewo figowe wyróżnia się jako symbol płodności i życia
domowego.
Popularne powiedzenie głosi: „nie jesteś wart figi” (non vali un fico),
ponieważ rzymskim legionistom płacono solą (stąd słowo „salario” - „pensja”) i
garścią suszonych fig. W ten sposób wyrażenie to było używane do określenia
starzejącego się żołnierza, niezdolnego już do obrony miasta, stając się
synonimem bycia bezużytecznym.
Inne źródła, związane z religią katolicką, odwołują się do epizodu z Ewangelii
Mateusza (12,18-22): Jezus, widząc drzewo figowe bez owoców, przeklina je, a
drzewo usycha. Jałowe drzewo staje się obrazem tych, którzy nie wydają owoców
wiary, ponieważ bezowocne gałęzie wskazują na duchową jałowość.
Przez tysiąclecia figi były bardzo ważnym pożywieniem w diecie
śródziemnomorskiej, spożywane świeże latem i suszone zimą, spożywane przez
rolników, ale także wykorzystywane jako pożywienie dla żołnierzy i podróżnych.
W Cilento* figa** staje się symbolem tożsamości, złotą monetą, a w restauracji
Ficheria deus ex machina gastronomicznego doświadczenia.
W tej restauracji w Prignano Cilento, figa nie jest po prostu składnikiem: jest
opiekuńczym bóstwem, kulinarnym demiurgiem, narracyjnym wytrychem, za pomocą
którego szef kuchni otwiera skrzynie ze skarbami pamięci i wynalazków. Tam,
gdzie kiedyś starożytny sad zapuścił korzenie w gliniasto-piaskowcowej glebie,
dziś otwiera się scena gastronomiczna. Tutaj Dottato Cilento odgrywa tysiąc
przebrań: chrupiąca w skórce chleba, słodka w melasie, pachnąca w liściach,
które nadają smak eklerowi.
Otwarcie 19 czerwca przy Salita San Giuseppe zwiastowało narodziny pierwszej
restauracji w całości poświęconej figom: bezprecedensowego projektu, w którym
Santomiele – firma kojarzona z rzemieślniczym przetwórstwem fig z Cilento –
postanowiła przekształcić swoją historię rolniczą i rodzinną w opowieść
gastronomiczną. Za garnkami stoi Andrea Impero, urodzony w 1991 roku, zdobywca
gwiazdki Michelin w 2024 roku dla restauracji Elementi w Borgobrufa Resort, a
jego kariera zaprowadziła go do renomowanych kuchni we Włoszech, Hiszpanii i
Rosji.
Dottato (klasyczna włoska odmiana figi -Ficus carica-, bardzo ceniona zarówno za
smak, jak i walory dekoracyjne – D.O.), odmiana bìfera, która dobrze rośnie na
wysokości od 100 do 400 metrów nad poziomem morza na wzgórzach Castellabate,
Agropoli i Prignano Cilento, uprawiana jest na tych warstwowych glebach
gliniasto-piaskowych, smaganych ciepłym wiatrem, który osusza i chroni.
Santomiele przetwarza ją bez skrótów: naturalne suszenie na słońcu, brak
dwutlenku siarki i ręczne techniki przekazywane z pokolenia na pokolenie.
Właściciele, Corrado Del Verme i Antonio Luongo, prezentują projekt,
podkreślając chęć stworzenia miejsca, które celebruje figę we wszystkich jej
formach, wydobywając jej tekstury, aromaty i smaki. To nie tylko restauracja,
ale projekt kulturalny poświęcony przyszłości najbardziej autentycznej i
starożytnej kuchni Cilento.
Menu „Fig in Wonderland” ma w sobie coś teatralnego: barwena odbija się w
figowej zupie, risotto cytrynowe spotyka się z krewetkami Acciaroli i melasą
figową, a spaghetti z Gragnano „Duca d'Amalfi” bawi się sosem cacio e pepe,
zmiękczonym świeżym tatarem z fig. Do tego maki z ciasta francuskiego z figami,
czerwonym tuńczykiem i papryczkami crusco, smażonymi anchois „pofigowane”,
ekler z musem z liści figowych i galaretką ze słodkiego wina Fiano passito oraz
„Fichizzia”***, kreatywna reinterpretacja tradycyjnego deseru.
W menu znajdują się również wędliny i sery z dżemami santomiele, lokalnymi
warzywami i licznymi dodatkami, które eksplorują figi – świeże, suszone,
fermentowane lub przetworzone.
Nic tu jednak nie trąci stylistyczną gimnastyką: to raczej poważna gra artysty,
który rozumie wartość swojego bohatera i inscenizuje go z powściągliwością,
patrząc na Cilento z kosmopolitycznym zacięciem.
W Ficherii figa staje się bijącym sercem historii, która przeplata wiejskie
wspomnienia z twórczą śmiałością. Nawet przestrzenie odzwierciedlają tę wizję:
stara tłocznia oliwy, w której mieści się restauracja i winiarnia Santomiele,
została lekko odnowiona, odarta z elementów esencji; obok XIX-wiecznego
fortepianu na ścianach wiszą fotografie Normana Parkinsona, prowadzące
wyrafinowany dialog, jakby światło przeszłości zostało sprowadzone do
teraźniejszości.
Ficheria to tematyczna restauracja, która nigdy się nie nudzi: tworzy teatr
gastronomiczny, w którym drzewo figowe, starożytny aktor, zajmuje centralne
miejsce z łatwością rustykalnego Dionizosa, łagodnego, barokowego satyra. Z
powykręcanymi ramionami i zielonymi dłońmi o pięciu barbarzyńskich płatach,
jest gotowe objąć publiczność i zaoferować swoje słodkie, lekko bezczelne
skrzynie ze skarbami owoców. A jeśli to doświadczenie ma jakieś symboliczne
znaczenie, to jest nim pieczętowanie inicjatywy „Praesentia. Gusto di Campania.
Divina.” (Obecność. Smak Kampanii. Boskiej.), promowanej przez Region Kampanii
widzianej przez pryzmat smaku.
Figa z Cilento staje się zatem wizytówką, okrętem flagowym diety
śródziemnomorskiej, która nigdy nie przestaje się odnawiać i uwodzić, a
Ficheria jest jej gastronomicznym spełnieniem. Z tych wzgórz pochodzi nie tylko
owoc, ale sam obraz tożsamości, która wybrała smak jako formę obecności i
pamięci. To już nie przysłowie, które głosi swoją wartość, ale cała ziemia,
która tak mówi, mięsistym owocem.
Jednym słowem: figą.
*Cilento – włoski subregion w regionie Kampania, w praktyce długi pas wybrzeża
tyrreńskiego od Paestum do Sapri.
** Należy absolutnie unikać we Włoszech polskiej nazwy „figa” ponieważ to
wulgarne określenie kobiecych narządów płciowych.
*** „Być fico” lub „fica” znaczy byś szykownym lub szykowną.
1 rok temu
2.
Wujek z Polski 2050, podobno poseł, odcina się w radio od słów Donalda Tuska o
tym, że teraz mamy okres „demokracji walczącej”.
Bóg z operetkową, kanapową partyjką ludzi z Opus Dei.
Ale ta niespodziewana definicja Tuska doskonale oddaje stan ducha D.O. i –
zapewne – wielu ludzi, którym droga jest demokracja.
Mieliśmy do czynienia (nie „mieliśmy”: mamy) z cyniczną bandą przestępców,
którzy postępowali dokładnie tak, jak to opisał Bertold Brecht w sztuce
„Rozkwit i upadek miasta Mahagonny” (Aufstieg und Fall der Stadt Mahagonny):
zamiast szukać złota w ziemi, szajka postanawia poszukać go w kieszeniach
bliźnich. zakładają więc miasto górnicze pod nazwą Mahagonny (Pajęczyna). I
bezczelnie orzynają jego mieszkańców.
Pisowska banda wiedziała, że to, co robi pachnie kryminałem, więc warunkiem
powodzenia całego przedsięwzięcia pseudopolitycznego było zawładnięcie wymiarem
sprawiedliwości. Zabrali się do tego bardzo sprawnie i bezwzględnie. Planowali
zawładnąć też całą machiną informacyjną i gdyby nie twarda postawa Amerykanów,
też by to zrealizowali.
Tak więc wszyscy znaleźliśmy się w antydemokratycznym koszmarze, ze
zlikwidowanym trójpodziałem władzy i aparatem państwa nastawionym na wycyckanie
maksymalnej liczby przedsiębiorstw i obywateli.
Demokracji, uczciwości i przyzwoitości nie udało się i nie uda przywrócić
dekretem. Trzeba o nią walczyć, trzewa walczyć o jej ponowne zainstalowane w
strukturach państwa i sercach obywateli.
Tak, D.O. uważa, że teraz powinniśmy mieć okres demokracji walczącej.
Walczącej aż do zwycięstwa.
To jest wojna, której nie można toczyć w białych rękawiczkach.
3.
Taki Czarnecki.
Przecież, gdybyście zapytali pierwszego lepszego dziennikarza, nawet D.O.,
który od politycznej bieżączki stara się trzymać z daleka, to by wam
powiedział, że to łajdak i przestępca. Ile miesięcy musiało minąć, alby
dosięgnęła go ręka sprawiedliwości? Żeby go musnęła, bo przecież za 150 tysięcy
złotych (prawdopodobnie pochodzących z przestępstwa) wykupił się z aresztu,
chodzi na wolności i butnie opowiada, że to wszystko polityczny spisek
przeciwko niemu, który jest aniołem.
Oczywiście praworządność wymaga, by wszystkie procedury były skrupulatnie
przestrzegane, ale przecież dla każdego myślącego człowieka jest oczywiste, że
sam Kaczyński (ukradł 50 tysięcy swemu powinowatemu Austriakowi i chodzi
bezkarnie na wolności) i cały jego entourage to przestępcy, którzy powinni
siedzieć w więzieniu.
Dlatego w wymiarze sprawiedliwości naszego jeszcze nie całkiem demokratycznego
państwa powinna powstać komórka, zajmująca się w pełnym wymiarze przestępstwami
pisowskiego gangu, zbieraniem dowodów, świadectw i sprawnym wysyłaniem ich
przed kolegia orzekające.
Bez tego nasza demokracja ciągle będzie kulawa.
4.
I jednym z zadań demokracji walczącej powinno być zadbanie o rygorystyczne
oddzielenie państwa od Kościoła, wspólnika pisowskiego gangu w przestępstwie, a
często do tego przestępstwa podżegającego. I ewentualnie – odebranie pieniędzy
i dóbr, jakimi pisowscy gangsterzy dzielili się ze swoimi wspólnikami w
sutannach.
5.
Szajka czuje oddech wymiaru sprawiedliwości na swoich karkach. Dziś o 13 będzie
manifestować przez Ministerstwem sprawiedliwości przeciwko „patowładzy, w
obronie wolności, demokracji i gwałconej bezczelnie godności człowieka”. Sądzą,
że demokratyczne władze się ulękną, że zatrzymają proces dochodzenia do
sprawiedliwości. Kto wie, mają w koalicjantach z Trzeciej Drogi niemało cichych
popleczników. Część z nich, zwłaszcza z PSL-u, ma prawdopodobnie za uszami
przestępstwa posobne do tych pisowskich.
Gdybyśmy mieli dobro demokracji w sercach, gdybyśmy byli świadomym
społeczeństwem obywatelskim, to byśmy pod Ministerstwem szajkę godnie powitali.
2 lata temu
1.
Przykro jest D.O., że jego piękna ojczyzna zrobiła się taka brzydka.
Że zrobiła się taka niedomyta, rozmemłana, obleśna, nieestetyczna, z zepsutymi
zębami, niedouczona, agresywna, cwana, a pozbawiona elementarnej szlachetności
ducha, zadufana w sobie, gardząca wszystkim i wszystkimi i - przede wszystkim -
bezgranicznie głupia.
Że zrobiła się taka złodziejska, zawzięta, taka bezczelna, kłamliwa, mściwa,
małostkowa.
Czy taką Polskę można kochać i szanować?
A tak by się chciało…
2.
Wrzesień powinien być miesiącem rozpamiętywania klęski roku 1939. Pierwszego
jest dzień Nienawiści do Niemców, pozostałe – analizy tego, jak Obóz Wielkiej
Polski uczynił Polskę malutką, jak doprowadził do jej zagłady.
Może to zwiększyłoby szanse, że historia się nie powtórzy.
A powtarza się właśnie dzisiaj, na naszych oczach, wśród naszej obojętności.
Jeśli jesteśmy tak obojętni na losy Polski, to może nie zasługujemy, by była
Niepoległa?
5.
Ani myślały korzonki D.O. przez dwa miesiące zagranicznych wojaży zaboleć.
Trzeciego dnia po powrocie postanowiły narobić zaległości.
Ale D.O. musi się przemieszczać, a przemieszczając się w samochodzie, wymyśla
najgorsze, najbardziej obraźliwe i nawet najwulgarniejsze epitety po adresem
pań i panów, stawiających góry w poprzek samochodowych jezdni. Na każdej z nich
plecy i nogi D.O. przeszywa nieznośny ból.
No, ale przecież to jest Polska, struktury publiczne, rozbudowane do absurdu,
już o dawna koncentrują się, jak tu rodakom uprzykrzyć życie, przekonane, że po
to są, po to zostały powołane przez społeczeństwo, żeby mu doskwierać i je
karać.
Do tego dochodzi jeszcze wpisana w DNA Polaka misja dydaktyczna: bliźniego
trzeba pouczyć, nauczyć, wychować, bliźniemu wytknąć jego błędy i słabości.
Z Rzymu do Warszawy jest prawie 1900 kilometrów, D.O. jechał zygzakiem, więc
przejechał 2500. Przez pierwsze 2150 kilometrów nikt nie usiłował D.O. zabić,
żeby dać mu nauczkę, przez ostatnie 350 – co najmniej dwóch kierowców było tego
bliskich, bo D.O. jechał z przepisową prędkością, a wychowawcy o morderczych
tendencjach, dla zapisów prawa odczuwali pogardę. I D.O. przypadkowo stanowił
przeszkodę w ich planach.
To się nagrało na samochodowej kamerce, D.O. miał nawet pokusę, żeby się
nagraniem podzielić z policją, ale im mniej kontaktów z granatową policją, tym
lepiej, więc ci wychowawcy teraz wyładowują swoją frustrację i swoją pogardę
praw na innych uczestnikach ruchu drogowego.
3 lata temu
2.
Niedawno D.O. poprowadził „warsztaty” dziennikarskie, co było o tyle trudne, że
młodzi warsztatowicze nie wiedzieli, kto to jest Gorbaczow.
Teraz coś napisałby chętnie o zmarłym wczoraj wielkim reżyserze filmowym
Jean-Lucu Godardzie, ale boi się, że sporo Czytelników o nim mogło nie słyszeć.
A dla D.O. i młodych adeptów sztuki jego pokolenia był bogiem. Co film, to
objawienie. D.O. oglądał co się dało, głównie w kinie Muranów, choć „Pogardę”
obejrzał bodaj w klubie filmowym „Kwant” u Andrzeja Słowickiego w klubie
studentów Politechniki Warszawskiej Riviera-Remont.
Ale ci, co słyszeli o Godardzie, a nawet ci, którzy znają jego twórczość i jego
wpływ na francuskie i światowe kino, mogą nie wiedzieć, że by umrzeć, Jean-Luc
Godard uciekł się do wspomaganego samobójstwa (https://www.lemonde.fr/.../mort-de-jean-luc-godard-le...
).
Na szczęście był Szwajcarem. W wywiadzie udzielonym szwajcarskiemu kanałowi
radiowo-telewizyjnemu RTS w maju 2014 r., mówiąc o swojej śmierci powiedział:
„Nie mam ochoty kontynuować w ogóle. Jeśli będę zbyt chory, nie chcę być wożony
na wózeczku”.
Dlatego, jak powiedział Agence France-Presse Patrick Jeanneret, doradca rodziny
zmarłego, „Monsieur Godard skorzystał z legalnej w Szwajcarii pomocy w celu
dobrowolnego odejścia, po otrzymaniu raportu medycznego, z którego wynikało, że
cierpi na wiele patologii powodujących niepełnosprawność”.
Quentin Tarantino, Bernardo Bertolucci, Steven Soderbergh i Martin Scorsese –
przyznają się do bycia jego artystycznymi dziećmi. Emmanuel Macron powiedział,
że wraz ze śmiercią Godarda Francja straciła „skarb narodowy”.
Wspominając go, Guardian napisał, że „Ten geniusz zniszczył podręczniki do
robienia kina bez zadawania sobie trudu przeczytania ich”.
Narozrabiał też w polityce. Zainspirowany ruchem majem 1968 r., wraz ze swoim
długoletnim przyjacielem Francoisem Truffautem przewodził protestom, które
zerwały Festiwal Filmowy w Cannes, by okazać solidarność ze studentami i
robotnikami. Zaczął niszczyć swoją legendę.
Rewolucyjna i marksistowska retoryka Godarda przenikała zarówno jego filmy, jak
i publiczne wypowiedzi. Otwarcie krytykował wojnę w Wietnamie. W latach
1968-1973 zrealizowali serię filmów o silnym przesłaniu maoistycznym. Ale pod
koniec lat 70. Godard stracił wiarę w swoje maoistyczne ideały.
Po „Je Vous Salue, Marie” (1985) Kościół katolicki oskarżył go o herezję.
Po tym, jak w 1970 r. nakręcił propalestyński film, którego nigdy nie ukończył,
został oskarżony o antysemityzm, co wzmogło się po jego, hmmm… śmiałych uwagach
na temat Mojżesza, które wygłosił we francuskiej telewizji w 1981 roku.
Jednak w książce Everything is Cinema: The Working Life of Jean-Luc Godard,
autor Richard Brody twierdzi, że praca Godarda traktuje Holokaust z „wielką
moralną powagą” i mówi, że komentarze na temat Mojżesza zostały wyrwane z
kontekstu.
Po roku 1990 praktycznie zamilkł. Teraz zamilkł na zawsze.
3 lata temu
2.
Izrael ma plan „Dobrobyt za pokój”. Wymyślił go minister Spraw Zagranicznych
Yair Lapid. Wierzy, że Palestyńczycy zrozumieją, że głównym powodem, dla
którego żyją w ubóstwie jest przemoc islamistów z Hamasu, Islamskiego Dżihadu
itp. „Musimy zainicjować szeroki, wieloletni proces ekonomiczny by zapewnić
sobie bezpieczeństwo bez negocjowania z Hamasem, bo nie rozmawiamy z
organizacjami terrorystycznymi, które chcą nas zniszczyć – powiedział Lapid. -
Linie energetyczne zostaną naprawione, gaz zostanie podłączony, woda zostanie
odsolona, nastąpi znaczna poprawa systemu opieki zdrowotnej, odbudowane zostaną
domy i sieć drogowa. Gdyby pierwsza faza przebiegła gładko, w Gazie powstałaby
u wybrzeży sztuczna wyspa, która pozwoliłaby na stworzenie portu i „połączenia
transportowego” z Zachodnim Brzegiem. Nikt nie przyjedzie, by zainwestować
prawdziwe pieniądze i nikt nie będzie próbował budować gospodarki w miejscu, z
którego strzela Hamas i które Izrael regularnie bombarduje”.
Lapid dodał, że oczywiście konieczne będzie zaangażowanie społeczności
międzynarodowej i wyjawił, że przedstawił już ten plan także „partnerom świata
arabskiego”, a także USA, Rosji i UE.
3.
Gdy Lapid przedstawiał swój plan, premier Izraela Naftali Bennett rozmawiał w
Sharm el-Sheikh z prezydentem Egiptu Abdelem Fattahem al-Sisim. To była
pierwsza oficjalna wizyta premiera Izraela w Egipcie od dekady. Ostatnia miała
miejsce w styczniu 2011, kiedy Benjamin Netanyahu odwiedził w Sharm el-Sheikh
prezydentem Egiptu Hosniego Mubaraka.
Mubarakowi nie przyniosło to szczęścia: kilka dni później wybuchła
kontrrewolucja zwana idiotycznie „Arabską Wiosną” i obaliła najlepszego, choć
bardzo niedoskonałego, z prezydentów niepodległego Egiptu.
4.
Kiedy Lapid prezentował swój plan, a Bennett był z historyczną wizytą u
al-Sisiego, Izrael obchodził 28 rocznicę podpisania porozumienia z Oslo, w
którym Izrael i Palestyńczycy zobowiązywali się do trwałego pokoju.
Porozumienie zostało podpisane przez ówczesnego izraelskiego ministra spraw
zagranicznych Shimona Peresa, Mahmuda Abbasa z Organizacji Wyzwolenia Palestyny
i sekretarza stanu USA Warrena Christophera. I co?
I nic. Zobowiązania ekstremistów nic nie są warte.
5.
Wczoraj przed sądem w nowej stolicy Mjanmy Naypyidaw miała stanąć laureatka
pokojowej Nagrody Nobla Aung San Suu Kyi. Nie stawiła się na rozprawie z powodu
złego samopoczucia. Informację o tym przekazał członek jej zespołu prawnego.
Aung San Suu Kyi jest aresztowana przez juntę wojskową, która dokonała w
Mjanmie zamachu stanu i żyje w ścisłej izolacji. Jedynymi ludźmi, których może
widzieć poza strażnikami, są jej obrońcy, ale i ich dostęp do niej jest ściśle
reglamentowany. Adwokat powiedział, że: „Cierpi na zawroty głowy. Wydawała się
chora, kichała i powiedziała, że jest senna. Dlatego prawnicy rozmawiali z nią
tylko krótko”.
76 letnia córka bohatera narodowego, decydującego w walce o niepodległość
ówczesnej Birmy o niepodległość została przez zamachowców oskarżona o
przyjmowanie łapówek, w odrębnej i poważniejszej sprawie - o nieokreślone
„naruszenie ustawy o tajemnicy służbowej”, za co grozi do 14 lat więzienia.
D.O. poleca rozmowę niejakiego Pałasińskiego z Aung San Suu Kyi sprzed kilku
lat: https://tvn24.pl/.../aung-san-suu-kyi-dla-tvn24...
6 lat temu
W dzisiejszych czasach inteligenci polscy mają przechlapane.
Są niemodni, są napiętnowani: „nie są prawdziwymi Polakami”, nie są prawdziwymi
polskimi patriotami; to mówił expressis verbis jeden z wysokich urzędników
partyjno-państwowych, bo wiadomo, partia to państwo, partia to Polska, a reszta
to nihiliści, a nihil, to tyle, co nic.
I to nieistotne, czy to inteligenci się zmienili, czy zmieniła się definicja
Polaka i polskiego patrioty; efekt jest ten sam: inteligenci mają przechlapane.
Na dodatek inteligent polski ma naturę masochisty i do policzków, wymierzanych
im przez prawdziwszych od nich Polaków i prawdziwszych od nich polskich
patriotów, dokłada sobie klapsy w twarz samodzielnie, grzebiąc się na przykład
niepotrzebnie w książkach i papierzyskach, z których dowiaduje się o tym, co
Polacy zrobili innym nacjom: Żydom, Kaszubom, Mazurom, Gdańszczanom, by nie
wspomnieć o Ukraińcach, czy Litwinach, oraz o tym co Polacy zrobili innym
Polakom, a to za zaborów, a to za komuny, a to obecnie.
No i im bardziej inteligent grzebie się niepotrzebnie w takich papierzyskach,
tym bardziej staje się inteligentem, a im bardziej staje się inteligentem, tym
bardziej oddala się od odświeżonego właśnie ideału prawdziwego Polaka i
prawdziwego patrioty.
I dlatego inteligenci polscy mają przechlapane.
Cbdo.
11 lat temu
Jak wygląda nowe biuro Donalda Tuska? Znajduje się na rondzie Schumana, w
gmachu Consilium, zwanym częściej "Justus Lipsius", od patronującego
mu flamandzkiego humanisty. Na ostatnim piętrze tego gmachu przez wiele lat
odbywały się posiedzenia Rady Europejskiej, a parter gości biuro prasowe. W
Consilium znajdują się najdziwniejsze oznaczenia wind na świecie: pietro 1, 35,
40, 45, 70... Pięter chyba naprawdę jest 5 lub sześć w zależności od skrzydła,
ale ci, którzy mówią, że Unia wszystko komplikuje tu znajdują niezły argument.
Na jednym z ostatnich pięter (lepiej nie pisać którym ze względów
bezpieczeństwa!) jest dość długi, biały korytarz, przedzielony kolejnymi
drzwiami. Na początku korytarza, po prawej stronie jest biurko, a za nim pracownik/ca
sekretariatu, która filtruje gości. Vis-a-vis - wnęka z prostą kanapą i kilkoma
fotelami: poczekalnia dla "zwykłych" petentów. Zaraz potem, po lewej
stronie, gabinet, w którym podejmowani są oficjalni goście Unii Europejskiej.
Unia prezentuje tam skromne oblicze: żadnych brokatów, złoceń itp. Jakieś 50
metrów kw., pomieszczenie dość wąskie i długie, pod dalszą, wąską ścianą kanapa
dla przewodniczącego RE i jego gościa, po bokach kolejne, dla świt. Flaga Unii,
w razie potrzeby dostawia się flagi kraju z którego pochodzi gość. W lewym
rogu, obok kanap, wejście do gabinetu przewodniczącego. Herman Van Rompuy
urządził je niezwykle skromnie, spore biurko, wiele na nim papierów, przybory
biurowe, rozrzucone spinacze. Za biurkiem niska szafka, a na niej zdjęcia
rodziny. Po środku kilka krzeseł. Szafka na najpotrzebniejsze książki. Dalej, w
amfiladzie, kolejne drzwi prowadzą do sekretariatu, w którym urzędują
asystentki i asystenci przewodniczącego. Cały jego staff to 12 osób. Ogromną
cześć roboty musi odwalić sam...
Dzień dobry
OdpowiedzUsuńTe figi!!! Mnóstwo informacji o moich kochanych owocach i drzewach.
OdpowiedzUsuń