10 lat temu
Po pierwsze: morze. Zaniepokojonych moim wczorajszym wpisem pragnę uspokoić:
było. Już o świcie okazało się, że w nocnej czarnej dziurze była woda. Słona. I
nieco bardziej gorzka od ostatniego razu, kiedy ją próbowałem, bo doszło prawie
dwa tysiące ciał ludzi, którzy w niej utonęli, usiłując podczas ucieczki od
wojny i nędzy przedostać się do (jeszcze) spokojnej i (jeszcze) pełnej
dobrobytu Europy. Słońce, jak wiadomo, ignoruje i żywych, i martwych i
przegląda się w wodzie nie dbając o ich losy. Nim na dobre wzeszło woda miała
kolor mleka, niebo podobnie, więc nie bardzo było wiadomo, po czym pływały
łódeczki rybackie, to wyłaniające się, to znikające w tumanie. Pływały w kółko,
ciągnąc sieci. Zrobiło mi się żal ryb, ale potem pomyślałem, że wieczorem
pewnie jedną z nich spałaszuję i poczułem się głupio: taki ze mnie wstrętny
hipokryta. Potem zrobiło mi się jeszcze bardziej żal utopionych istot ludzkich.
Oto złożona i krótkotrwała natura zachwytu.
Po drugie: powietrze. Nic mi nie wiadomo, by okolice Neapolu wyłączono spod
jurysdykcji krajowej i unijnej, a jednak, kiedy się minie Casertę (kiep, kto
nie zwiedzał pałacu królewskiego i średniowiecznego miasta), zaczyna się łapać
powietrze, jak wspomniane ryby, bo katalizator to najwyraźniej wynalazek tu nie
znany, podobnie jak filtry na kominach fabryk i rafinerii. To jakiś kataklizm,
to się ciągnie przez dziesiątki kilometrów. Może kiedy natura przypomni sobie,
że jest listopad i trochę powieje, sytuacja się poprawi. Tj. nieczystości
zostaną przeniesione w inne miejsce, dostaną się do płuc dzieci w innych
częściach Europy i świata. O czym warto pamiętać, kiedy geniusze, na których
Państwo głosowali będą wypowiadać pakt o ochronie środowiska i redukcji trujących
wyziewów.
Po trzecie: droga. Zaryzykowałbym, że najpiękniejsza na świecie, ale cóż ja
wiem o świecie? Może gdzieś są jakieś piękniejsze, ale ja nie znam. Wykuta w
skale sięgającej 1100 m npm, kipiel po prawej, niebotyczność po lewej, nie
liczyłem dokładnie, ale na 38 km jest co najmniej milion zakrętów, od
najzwyklejszych, 90-stopniowych, do prawdziwych pętelek, 359 stopni co
najmniej. Przylepione do skał domy, a do domów przylepione kolorowe kwiaty,
którym nikt nie powiedział, że jest późna jesień i pora umierać.
Na takiej drodze, jak z Sorrento do Maiori odkrywa się co to jest przyjemność z
prowadzenia samochodu, pod warunkiem, że samochód jest dobry, ale mnie się
trafił, niestety, taki, który nawet cystersa doprowadziłby do białej gorączki:
najbardziej absurdalna skrzynia biegów, z jaką miałem do czynienia, czyli
fièrement fabriqué par la Peugeot coś, co hamuje przed każdą zmianą biegu,
której dokonuje z hałasem, jaką wydawały zwrotnice kolejowe za Gomułki. Na
takiej drodze, jak z Sorrento do Maiori jeszcze bardziej żal, że jakiś
barbarzyńca to wszystko zniszczy. Może Wezuwiusz? Może afrykańska płyta
tektoniczna? Ale najpewniej moi bliźni.
Po czwarte: Tahar Ben Jelloun. Towarzyszył mi przez całą drogę powrotną, bo
tutaj Radio Tre jest tym, czym Dwójka w Polsce, czyli przerażająco przegadaną
stacją radiową, poświęconą kulturze i sztuce. A ponieważ ten genialny
Marokańczyk jest właśnie we Włoszech, to zrobiono z nim długi, mądry wywiad.
„Po czym poznać fanatyka religijnego” – zapytał sam siebie. I sam sobie
udzielił odpowiedzi: „Po stosunku do kobiet, przemocy wobec nich i życia
płciowego. Każdy fanatyk ma na tym punkcie obsesję”.
Voilà: Je vous donne Tahar Ben Jelloun. Prenez le mot d’un génie et allez
avec eux par le monde. Weźcie te
słowa geniusza i idźcie z nimi w świat.
Po piąte: nieważkość. Moje słowa są nieważkie. Moje słowa nic nie ważą. Nie
znaczą, nie zamieniają się w czyny, pewnie nie zamieniają się nawet w myśli.
Boli, ale co zrobić. Od lat stanąłem tam, gdzie, jak sądzę, powinienem był
stanąć i mówię słowa, które, jak sądzę, powinienem był mówić. I nic. Wzbudzam
jakieś drgania, odbierane są przez membrany ludzkich uszu… I nic. Gdybym mógł
się chociaż przebić z moim przekonaniem, że jeśli coś strasznego wydarzyło się
gdzie indziej, może wydarzyć się i u nas, nie ma żadnego powodu, dla którego
nie miałoby się wydarzyć. To takie oczywiste: fanatycy, zwłaszcza religijni,
ale ideologiczni też (bo wszak ideologie to religie ateistów) czynią światu i
ludziom straszliwe szkody. Codziennie mówią o tym w mediach. A w ludzkich
mózgach informacja ta jest natychmiast klasyfikowana do szufladki z napisem „to
gdzieś daleko, to mnie nie dotyczy”. Szufladka – szuuuup! – zamyka się i po
kłopocie. Tahar Ben Jelloun wie, o czym mówi. Ostrzega przed fanatykami. A
Państwo oddali właśnie władzę nad nami fanatykom. Więc dlaczego miałoby się u
nas nie przydarzyć żadna z tych okropności, które dotychczas klasyfikowaliśmy
jako „to gdzieś daleko, to nas nie dotyczy”?
Po szóste: listopad. Jest słońce, jest ciepło (przynajmniej w dzień), jest
pięknie, ale jest jesienna mgiełka, więc z filmowania nici. To jest wychodzą
bardzo piękne zdjęcia, ale dziwnie impresjonistyczne, jak z Turnera, a filmu z
tego nie wykręcisz. Więc może i dobrze, że zapomniałem w domu ładowarki do
baterii?
Jacuś piękny i młody.
Pobudka, wstaje dzień!
Z czego słynie Costiera Amalfitana? Z tego…
… I z tego.
To jest dla D.O. optymalna lokalizacja knajpuni.
Si, Signore e Signori: to jest listopad we WLoszech.
28 stopni. Byłoby pięknie. Miłego popołudnia i wieczory.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję. Ach te wspomnienia i marzenia.
OdpowiedzUsuńDobrze, że są!.
Szanujmy wspomnienia, szanujmy wspomnienia... Nauczmy się je cenić... Wzorem Skaldów.
OdpowiedzUsuńwłaśnie, właśnie.
UsuńDobrze, że wspomnieniom towarzyszy garść wiedzy o odwiedzanych miejscach
OdpowiedzUsuń