9 lat temu

Muszę pokazać zdjęcia, bo inaczej nikt by mi nie uwierzył, że coś takiego istnieje. No, może poza tymi, którzy tu już byli.
Oderwałem się nie bez przykrości od morza, ale szybko zostałem ukojony przez ciągnący się po horyzont las wiekowych drzew oliwnych. Kolory, zapachy, wijąca się drożyna, w lewo, prawo, w dół i w górę. 50 km/h i ciągła linia pośrodku. Patrzę w lusterko jak bardzo kierowca za mną się denerwuje, że przestrzegam przepisów. Ile razy (ale to dopiero w ostatnich latach, kiedy we Włoszech bywam jako turysta) na puszczane pod moim adresem wiązanki odpowiadałem: „przepraszam, ale jestem cudzoziemcem i dlatego przestrzegam kodeksu drogowego”. To oczywiście napastników nie uspokaja, ale mnie daje – przyznaję się – złośliwą satysfakcję. Więc i tym razem patrzę, a za mną, w białej – ewidentnie prywatnej – kudze, za kierownicą siedzi pan karabinier. Nie byle jaki: maresciallo, odpowiednik nie marszałka, tylko sierżanta, czyli komendant posterunku w którymś z okolicznych miasteczek. „No – myślę - będzie spokój”. Nawet zwolniłem, bo jechałem 60, żeby się stróż prawa nie czepiał.
Ale tam! 50, zakaz wyprzedzania, niewidoczny zakręt w lewo pod górę, podwójna ciągła; pan maresciallo w rurę i mnie zirytowany wyprzedza.
Normalka. Jakieś 20 lat temu, w noc sylwestrową, zabił się w samochodzie prezes włoskiego Sądu Najwyższego. Rozbił się w centrum Rzymu, o mur Porta Portese. Nie jechał nawet szybko, ale za to bez obowiązkowych pasów. Więc proszę zrozumieć, jak ogromne poczucie krzywdy ma każdy, który we Włoszech dostaje mandat.

Mieszkając we Włoszech przez 30 lat też jeździłem jak wszyscy, z całą pogardą dla obowiązujących przepisów: ciągła, czerwone, zakaz wyprzedzania, ograniczenia, zakaz parkowania – to tylko farba nachlapana na różne podłoża. Jakiś czas temu podrosłem i zacząłem prowadzić indywidualną działalność pedagogiczno-edukacyjną i daję włoskim współobywatelom jeżdżące lekcje zachowania na drodze. Nie zrażam się brakiem jakichkolwiek liczących się sukcesów. Przestanę, kiedy mi wreszcie ktoś da w papę.

No więc spełniłem swoje marzenie i spędziłem noc w trullo.
A co trullo jest widać na zdjęciach. Wygląda na wynalazek neolityczny, ale nim nie jest, ba; to wynalazek całkiem świeży!
Możny Jan Hieronim Apulijski zwany Jednookim, na początku XVII wieku kazał ściągnąć chłopów w środek lasu, będącego jego rezerwatem myśliwskim. Był wasalem hiszpańskiego wicekróla Neapolu, który na mocy swego edyktu „Pragmatica de Baronibus” żądał drakońskiego podatku od każdego nowego osiedla. By podatku uniknąć i wicekróla wycyckać, kazał chłopom budować domy z suchych murów, a więc w świetle prawa prowizoryczne. Tak powstały trulli, typowe apulijskie tukule. W okolicy nie brakło kamienia wapiennego, bloki zeń układano w krąg, a w krąg zwężający się, samonośny, stożkowaty, układano łupki, stanowiące dach. Całość zwieńczano ozdobnym pinaklem, a im pinakiel ozdobniejszy, tym familia możniejsza i w hierarchii społecznej ważniejsza.
Kilka było takich osiedli, ale się wykruszyły i pozostało tylko Alberobello, jedyne miasto zbudowane z trulli. Budowle te urosły do rangi symbolu całej Apulii, na tyle, że dziś patrioci lokalni żądają stożkowanych dachów nad salonikiem nowobudowanego domu, żeby było comme il faut.
Apulia robi się coraz modniejsza w świecie i latem – mówią mi – przewalają się tu tłumy turystów z całej Europy. Ale w listopadzie przewalają się pojedynczy Anglicy i sporo Polaków, korzystających z dobrodziejstw nowej taniej linii lotniczej, dowożącej ich na miejsce. Innymi słowy wszędzie pustki, ale nie w Alberobello (co znaczy „ładne drzewo”, ale to tylko przekręcona przez ludek łacińska nazwa „Silva Alborelli”).
Tu są naprawdę tłumy – spore, jak na 10-tysięczne, zamożnie wyglądające, białe miasteczko – Amerykanie, a raczej Amerykanki, Japonki, Chinki, Szwajcarzy ze Szwajcarkami itd. No, bo to rzeczywiście czarodziejskie miejsce. Jest tu nawet jednogwiazdkowa michelinowa restauracja i kilka pomniejszych, z zaangażowaniem (może godnym lepszej sprawy), promujących kuchnię lokalną i ekologiczną. Zjadłem rodzaj ręcznie robionych orecchiette z mąki integralnej z duszonymi bakłażanami i miękkim, świeżym serkiem podpuszczkowym stracchino. O-r-y-g-i-n-a-l-n-e. Raz do roku chętnie coś takiego zjem.
Wcześniej, jako antipasto, lokalny ser caciocavallo (hmmm, dziwny, ostrawy, nie jak zazwyczaj), dla złagodzenia potraktowany marmoladą z białej, gigantycznej cebuli z sycylijskiej Giarratany. Marmoladę z cebuli uwielbiam, ale w małych dawkach, żeby trzustki na zbyt ciężką próbę nie wystawiać.
O 8 rano już cieplutko, w sam raz na polo, otwieram drzwi od mojego trullo i do domu wtacza mi się z miaukiem ciężarna kotka, która, ocierając mi się o nogi, tłumaczy mi przerywanym miaukiem, że chętnie by coś przegryzła.
To samo mi urządził pierwszego dnia duży kocur na Gargano, wrzeszczał jak niemowlę, więc się ulitowałem i dałem mu jedyną rzecz, jaką do jedzenia miałem, czyli crackersa. Popatrzył na mnie wymownie: „co ty, idiotę ze mnie robisz? Takie rzeczy to sobie sam jedz”! Miauknął dla porządku jeszcze parę razy i poszedł. Dzisiejsza kotka to samo: „no chyba żartujesz, jak ci się nie podobam, to powiedz od razu, a nie dawaj mi tu jakichś crackersów”! Ale mnie nie ofukała, tylko przyjaźnie zamruczała i poszła.
Opisy do zdjęć: 1. Alberobello w całej krasie. 2. -10. Zaczarowane uliczki Alberobello i trullo na trullu. I trullem pogania. 12., 13. Mój trullo w środku. 14. Warta honorowa. Z tyłu mamusia. 15. Mimo zachmurzonego nieba zimno nie było Daję słowo, że to w cieniu!


Alberobello w całej krasie.


Zaczarowane uliczki Alberobello.


Trullo na trullu …

… i trullem pogania.


Hej góry, nasze góry!


Niejeden rzeźbiarz by oszalał.


W środku zaś trullo wygląda tak. Hmmm …


W cieniu! W listopadzie!


Yyy, kotki trzy…

10 lat temu
Jeszcze nie mogę się otrząsnąć z wrażenia, jakie wywołało aresztowanie księdza Lucio Ángela Vallejo Baldy. Dlaczego? Bo to pierwsza poważna niekoherencja papieża Franciszka. Ksiądz Balda chciał, zapewne nie najmądrzej, pomóc papieżowi i za to znalazł się za kratami, w tej samej celi, w której siedział niegdyś Paolo Gabriele.
Po kolei:

1.
Ks. Balda trafił do seminarium niższego jako 8-latek i całą resztę swojego 54-letniego życia spędził wewnątrz Kościoła. Choć oba tytuły akademickie zdobył dzięki Teologii, to w krótkim czasie stał się dla hiszpańskiego episkopatu autorytetem w dziedzinie finansów; zawiadywał kasą Światowych Dni Młodzieży Katolickiej. Zreformował, unowocześnił, uczynił przejrzystymi finanse Konferencji Biskupów Hiszpańskich. Wkrótce potem ówczesny prymas Rouco Varela polecił go Watykanowi. Papież Benedykt, ujęty osobowością i umiejętnościami ks. Baldy mianował go sekretarzem Prefektury ds. Ekonomicznych Stolicy Apostolskiej, podobne wrażenie zrobił na papieżu Franciszku, który dodatkowo postawił go na czele "COSEA", specjalnej komisji do badania i naprawy finansów Stolicy Apostolskiej.

2.
Uruchamiając komisję, papież wystosował następujący okólnik (wiemy to z książki Gianluigiego Nuzziego "Via Crucis", która ukaże się w czwartek): [Wszystkie instytucje i biura watykańskie] "mają obowiązek skrupulatnie współpracować z komisją. Tajemnica służbowa czy jakiekolwiek inne ograniczenia ustanowione przez ordynację prawną nie ograniczają ani nie uniemożliwiają dostępu komisji do informacji związanych z wypełnianiem powierzonych jej obowiązków".

3.
Mimo to, komisji, kierowanej przez ks. Baldę nie dopuszczono do żadnych istotniejszych dokumentów finansowych, jak np. na co przeznaczany jest tzw. "Obol św. Piotra", czyli składki wiernych z całego świata, których istotna część przekazywana jest do Watykanu. Znów za książką Nuzziego: [w kwestii żądanych dokumentów] "do tej pory zachowywano absolutną dyskrecję [co do sposobów dysponowania tymi pieniędzmi], przestrzegając wskazówek najwyższych zwierzchników, jako, że są one wyłączone z bilansu skonsolidowanego Stolicy Apostolskiej". A Nuzzi pisze, powołując się na źródłowe dokumenty watykańskie, że 79,4% pieniędzy zebranych w ramach "Obola św. Piotra" idzie na utrzymanie aparatu.

4.
W 2013 r. z datków na tacę do Watykanu wpłynęło 78 mln USD. Na potrzeby aparatu z tej sumy przeznaczono 62.5 miliona. Zgodnie z definicją, pieniądze te są w suwerennej dyspozycji papieża, na wsparcie misji Kościoła i na pomoc dla ubogich. To z pozostałych 15,5 miliona papieski jałmużnik, ks. Konrad Krajewski realizuje swoje misje na rzecz ubogich.

5.
Ks. Balda, jak i pozostali członkowie COSEA informowali najwyższe władze watykańskie, w tym i samego papieża Franciszka (znów wiemy to z książki Nuzziego, który cytuje fragmenty listu jednego z członków komisji), o niemożliwości spełnienia wyznaczonej im misji: "Z goryczą informuję Waszą Świątobliwość, że komisja nie jest w stanie skompletować danych finansowych Stolicy Apostolskiej z powodu braku fundamentalnych danych" (Joseph Zahra). A Kanadyjczyk John F. Kyle, inny członek COSEA, pisze o "nieznośnym chaosie" w watykańskich finansach.

6.
Gorycz i brak reakcji ze strony papieża, "premiera", czyli sekretarza stanu, kard. Petro Parolina, spowodowały zapewne, że po dwóch latach bicia głową w mur, ks. Balda postanowił przekazać Nuzziemu część informacji na temat fiaska misji komisji, która miała uzdrowić watykańskie finanse. Chciał zapewne w ten sposób pomóc papieżowi, ale zdaniem rzecznika watykańskiego, ks. Federico Lombardiego, "to nie jest sposób pomagania papieżowi". Ks. Balda znalazł się w celi, chociaż on niczego nie ukradł, a winni niewiarygodnych wprost malwersacji, chodzą w chwale i podstawiają swoje biskupie pierścienie do pocałunków. Z pewnością nie stronią od umoralniających kazań.

7.
To zaskakująca i przykra analogia do losu abpa Carlo Marii Vigano', któremu na początku swojego pontyfikatu misję uzdrowienia finansów watykańskich powierzył papież Benedykt. Vigano' odkrył niewiarygodne przekręty, poinformował o tym swoich przełożonych, zwłaszcza ówczesnego sekretarza stanu kard. Tarcisio Bertone, który uznał Vigano za głównego wroga, odwołał go z funkcji i mianował nuncjuszem w USA. Vigano' odwołał się do papieża Benedykta, tłumacząc m.in., że jeśli już musi objąć nuncjaturę, to za jakiś czas, ponieważ chciałby towarzyszyć swojemu bratu, w terminalnej fazie choroby nowotworowej, ale Benedykt nie chciał wysłuchać ani wyjaśnień merytorycznych, ani prośby humanitarnej.

8.
Wraz z książką Nuzziego ukazuje się druga książka, Emiliano Fittipaldiego "Chciwość", w której opisany jest "czarny" fundusz przynoszącego dochody (dzięki m.in. dotacjom państwowym) rzymskiego szpitala "Dzieciątka Jezus" (Bambin Gesu'). Mimo papieskich nakazów, w watykańskim Banku IOR nadal trzymane są spore ilości "dziwnych" pieniędzy, między innymi prawie pół miliarda euro owego "funduszu", stworzonego przez szpital. Fittipaldi publikuje dokumenty, z których wynika, że z owego funduszu, przeznaczonego na leczenie chorych dzieci, wynajmowano helikoptery na podróże b. sekretarza stanu kard. Tarcisio Bertone (23.800 euro za podróż) i wyremontowano (za ponad 200 tys. euro) 1100 metrowy apartament, jaki kard. Bertone wyszykował sobie na ostatnim piętrze średniowiecznego Pałacu koło Watykanu. Potwierdzają to audyty E&Y i PwC.

9.
Zapytałem kiedyś Jego Świątobliwość Dalajlamę XIV o liczne spotkania z Janem Pawłem II. "Byliśmy jak bracia i znajdowaliśmy przyjemność w długich dyskusjach. to zaskakujące, ile nas łączyło, praktycznie wszystko" - odpowiedział. A ja: "a co was różniło"? - Właściwie tylko jedna rzecz: Jan Paweł II utrzymywał, że nie ma moralności poza religią, a ja upieram się, że jest".


Komentarze

  1. "Jan Paweł II utrzymywał, że nie ma moralności poza religią, a ja upieram się, że jest". Jak jest ta moralność to 10 lat temu Szanowny to opisał. Trullo zachwycające. Geniusz prostoty...

    OdpowiedzUsuń
  2. Moralność jest głównie poza religiami

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga