DRUGI OBIEG
Niedziela, 28 grudnia 2025
1.
D.O. generalnie podziela pogląd, że dzieci są zakałą świata.
Ale zgadza się również z powiedzeniem, że dzieci dzielą się na potwory i na
własne.
I w obawie dni świąt stary D.O., łamiąc obie powyższe zasady, z ogromną
przyjemnością patrzył na buzie dzieci wyjmujących swoje prezenty spod choinki,
a potem cieszących się nimi.
Te grudniowe święta to w gruncie rzeczy jakiś cholerny kierat, w który wszyscy
— z tego czy innego powodu — muszą wskoczyć. To, jak żona D.O. harowała przez
te wszystkie dni, żeby dogodzić rzymskim dzieciom i wnukowi, po prostu
przekracza ludzkie pojęcie. Więc gdyby nie dzieci — Syn i Córka, tak na co
dzień odlegli — państwo D.O.stwo w ogóle nie zwracaliby uwagi na jakieś święta
i żyliby spokojnym życiem staruszków, jak to zwykli robić na co dzień.
Ale kiedy przyjeżdżają Dzieci, trzeba stworzyć im — i zwłaszcza Wnukom —
atmosferę grudniowych świąt: z zapachem choinki, z kolorowymi światełkami, z
wykwintnymi potrawami i całym tym świątecznym sztafażem.
Co do tego, czy dorosłe Dzieci nadal znajdują w tym przyjemność, można by mieć
wątpliwości, ale one też są przejęte jakimś wewnętrznym obowiązkiem przekazania
tej tradycji swoim z kolei dzieciom, a naszym Wnukom.
I cała ta bieganina, cała ta harówka przy garach i przy świątecznym stole nie
miałaby większego sensu, gdyby nie widok tych buzi — podnieconych,
roześmianych, szczęśliwych.
Szczęście tak rzadko gości na tej ziemi.
2.
Ilekroć nadają jakiś film, którego akcja dzieje się w Wenecji, D.O. ogarniają
miłe wspomnienia.
Nie ze wszystkich włoskich miast ma wspomnienia dobre, ale choć był w Wenecji wiele,
wiele razy, te akurat pozostają wyłącznie jasne. Bywał tam w styczniu, bywał w
lutym, kiedy pogoda jest naprawdę parszywa: kilka kresek powyżej zera,
przenikliwy, wilgotny wiatr od laguny i częsta acqua alta. Ale to nic — urok
Wenecji wynagradza absolutnie wszystko.
Najdziwniejsze jest jednak to, że spośród wszystkich tych pobytów, nawet tego,
kiedy starał się nakręcić — jakże niedoskonały! — film o tym mieście z innej
planety, najbardziej zapadł mu w pamięć pobyt, podczas którego traktowano go
jak milionera. Albo prawie.
Bank UniCredit zamierzał zadebiutować na giełdzie warszawskiej, albo też
próbował umieścić akcje PKO S.A. na giełdzie mediolańskiej — D.O. już nie
pamięta — a jego ówczesny prezes, Alessandro Profumo, zaprosił polskiego
dziennikarza z Rzymu. Zarezerwował mu nocleg w najwytworniejszym w mieście
hotelu Bauer i tam, na koszt akcjonariuszy, karmił i poił D.O. jak króla.
Konferencja prasowa prezesa Profumo odbywała się po drugiej stronie wylotu
Canal Grande, w imponującym i przecudnym klasztorze św. Jerzego Wielkiego (San
Giorgio Maggiore). Pod hotelowy pomost podpłynęła po D.O. elegancka gondola;
wsiadł i pozwalając się kołysać falom, co jakiś czas szczypał się to tu, to
tam, żeby sprawdzić, czy to wszystko naprawdę dzieje się naprawdę.
Oczywiście w klasztorze, po konferencji prasowej, wydano wystawny bankiet.
Potem gondola odwiozła D.O. i część co dostojniejszych gości do hotelu, a po
kilku godzinach odpoczynku podpłynęła elegancka motorówka, którą zawieziono
D.O. i innych zaproszonych gości do jednego z pysznie odrestaurowanych pałaców
przy Canal Grande, gdzie odbyła się uroczysta i bardzo wystawna kolacja. Do
kotleta śpiewała nam wszystkim sama Cecilia Bartoli.
D.O. miał opłacony również następny dzień w hotelu Bauer, wraz z posiłkami. Był
wtedy u szczytu swojego maniactwa enologicznego, więc wdawszy się w rozmowę z
hotelowym sommelierem, zażądał kieliszka słynącego wówczas jeszcze tokaju
friulano. Sommelier wyjaśnił mu, że po długim procesie przed trybunałem Unii
Europejskiej — a może to była jeszcze Europejska Wspólnota Gospodarcza — między
Włochami a Węgrami, ci drudzy uzyskali wyłączne prawo do posługiwania się nazwą
„tokaj”. Dobrego tokaju D.O. na Węgrzech nigdy nie wypił, za to cuda słyszał o
tokaju friulańskim. Wiedział, że Włochom nie wolno już używać tej nazwy, ale
liczył, że w przepastnych piwnicach hotelu Bauer znajdzie się jeszcze jakaś
stara butelka.
Kelner rozejrzał się po okolicznych stolikach i, upewniwszy się, że nikt nie
podsłuchuje, powiedział teatralnym szeptem, że właściciele hotelu Bauer mają we
Friuli własną winnicę i tam produkują wino, na które nadal naklejają etykietę
„Tokaj”, ale jest ono przeznaczone wyłącznie dla przyjaciół i najbardziej
zaufanych klientów.
Tak więc ubogi oberwaniec D.O., od kilkudziesięciu godzin traktowany jak król —
nie: jak milioner — dostąpił niezwykłego zaszczytu i dostał nie jeden, lecz dwa
kielichy friulańskiego „tokaju”. Był już wtedy odpowiednio doświadczony, żeby
nie dać się zasugerować nazwie ani etykietce, więc całkiem uczciwie może
powiedzieć, że było to najlepsze białe, a właściwie żółte wino, jakie
kiedykolwiek w życiu pił. Po prostu miód w gębie — niezapomniany.
Zasadniczo D.O. uważa, że prawdziwe wino ma kolor czerwony, ale inne napoje
alkoholowe mają prawo mieć inne kolory. Ale kiedy zdarza mu się być
poczęstowanym, ma w tej dziedzinie swoje preferencje, wśród których na
pierwszym miejscu umieściłby portugalskie Alentejo Branco, a na drugim — ex
aequo — dwa autochtoniczne szczepy sycylijskie: grillo i inzolia.
No i w tych wspomnieniach szczęśliwych, bogatych chwil spędzonych w Wenecji,
D.O. nie jest w stanie z całą pewnością powiedzieć, czy bardziej zaimponował mu
królewski traktament w mieście z całkiem innej planety, czy też to wyjątkowe
wino, które do tej planety pasowało bardziej niż jakiekolwiek inne.
3.
2 lata temu
Rodzina się gzi w łóżkach do południa, a D.O. hasa, bo chciałby jak najwięcej z
tego Rzymu pożreć.
Rano skoczył nad morze, bo widok morza to coś, co D.O.ski lubią najbardziej.
Było ciepłe przedpołudnie, nad północną częścią horyzontu, za lotniskiem
Fiumicino, pełzały czarne chmurzyska, tu – gdzieniegdzie kumulusek, więc woda
nie była szara, tylko błękitna.
Kutry małe i duże kołysały się przy nabrzeżu, w świętego Szczepana gnuśne, ale
w powietrzu, z szykujących się do obiadu knajpeczek, unosił się zapach smażonej
ryby.
Zapach portu. Mieszanka słonej wilgoci i czego jeszcze?... Zgniłych resztek
ryb?
Niektórzy mówią, że to nie zapach, ale drażniący nozdrza smród. Ale D.O. się
nim upaja, upija, oszołamia. Lgnie do portów, by wciągnąć go w płuca, dać
oblepić twarz i ubranie, by trwał jak najdłużej.
Kiedy D.O. jako dziennikarz, z Kolegami po fachu, zwiedzał kantyny, zdarzało
się coś zupełnie niezwykłego. My się na winach znaliśmy, wielu z nas pisało o
nich do fachowych czasopism i portali. Ale – zdarzało się – spotykaliśmy w
takiej kantynie wycieczkę Japończyków albo Amerykanów, znających się może na
sake i na whisky, ale nie na enologii. My zawsze prosiliśmy o blind testy, żeby
się nie dać sugerować etykietkami.
Zaciekawialiśmy wycieczki zza ogromnych oceanów i oni też chcieli blind testu,
oni też chcieli wybrać najlepsze i uszeregować pozostałe w kolejności dobra.
I okazywało się niemal zawsze, że i zawodowcy i kompletni ignoranci wybierali
to samo wino!
- Nic dziwnego – mówili znawcy – wybrać najlepsze, porównując kilka, to żadna
sztuka. Sztuka wyrobić sobie pamięć zapachową i smakową.
Teraz D.O. pije wino od wielkiego dzwonu, ostatni raz przed przyjazdem do Rzymu
15 października wieczorem. Ale kiedyś miał całkiem niezłą pamięć węchową i
smakową, a dodając jeszcze kolory, potrafił z niezłą dokładnością odgadnąć
przynajmniej szczep lub blend szczepów, z którego dane wino powstało. No i
powiedzieć, czy było dobre, czy średnie, czy po prostu kiepskie.
I na tej podstawie chciałby jeszcze za życia spróbować blind testu z portami.
Dać się zawieźć z zawiązanymi oczami do jakiegoś portu i po jego zapachu
rozpoznać, gdzie się znajduje.
No tak… To niewykonalne, ale trochę D.O. męczy.
W każdym razie wczoraj przed południem wciągał do nosa zapachy portowe bardzo,
bardzo łapczywie.
Ciekawe, czy ty też, Czytelniku, tak masz, czy uznasz D.O. za dziwaka albo
zgoła szaleńca?
Po portowej ulicy, zamienionej teraz na deptak, snuły się dostojne pary,
spragnione spaceru po bożenarodzeniowym obżarstwie, w barach – rygorystycznie
otwartych – kłębił się tłum:
- A Se’, damme un cappuccio e un cornetto!
- Ciao Vince’, come lo vuoi il cornetto?
- Alla crema, Se’, alla crema!
No i na koniec obowiązkowe:
- Buon Natale, Se’!
- Buon Natale Vince’!
D.O. już po pięciu minutach zdjął z grzbietu paletko i przełożył przez ramię:
było cieplutko, o 5 stopni cieplej niż w Rzymie.
W otwartym supermarkecie niedaleko Watykanu D.O. kupił zgrzewkę wody i
serwetki, wypił espresso to tu, to tam. Mniam.
Rzym. Jeszcze mu nie spowszedniał.
Dlatego po południu dał nogę z domowych pieleszy i pojechał w miasto.
Albo przynajmniej chciał pojechać.
Puste przed południem miasto zamieniło się po południu w istne pandemonium.
Rozpuszczony sierpniowymi pustkami D.O. zapomniał, jakim to miasto potrafi być
piekłem na ziemi. Przed Watykanem wpadł w żelazną rzekę i spędził w niej trzy
godziny, ani razu nie wrzucając drugiego biegu. Przejechał przez ten czas może
trzy, może cztery kilometry. Ruch – pół metra do przodu, postój. Za
kilkanaście, czasem kilkadziesiąt sekund znów ruch i znowu pół metra. O
zatrzymaniu się gdziekolwiek nie było mowy, o znalezieniu miejsca parkingowego
nie można było nawet marzyć.
Ruszał za dnia, licząc na fotki i widoczki, nim dojechał do Watykanu była już
noc.
Siedząc więc w żelaznej, więziennej celi, do której sam, dobrowolnie się
wpakował, miał czas rozpamiętywać. Ostatnie Boże Narodzenie spędzał tu… Na
pewno w 2004. W 2005 już nie, był w Warszawie, choć jeszcze nie musiał. Potem
jeszcze kilka razy jeździł, aż do 2009 r., kiedy definitywnie opuściliśmy z
Żoną nasze rzymskie mieszkanie.
No tak: kilkanaście lat z pewnością.
Miał prawo nie pamiętać, jak wygląda jego miasto w świąteczne popołudnie? To
skleroza czy głupota; może jakaś forma podświadomego oblīvĭum, wyparcie,
autosugestia, wishful thinking?
Wiesz co, drogi Czytelniku?
D.O. kocha Warszawę.
Żeby tylko fanatycy przestali zwężać ulice, likwidować miejsca do parkowania,
żeby powstało więcej skrzyżowań dwupoziomowych w newralgicznych miejscach… To
może byłaby jak z książki Grzegorza Piątka: ‘najlepszym miastem na świecie’.
Boccaporto: ujście Kanału Fiumicino (czyli Rzeczułki) do Morza Tyrreńskiego w
poranek świętego Szczepana.
Zagadka: jakie to miasto, jakież, jakież?
O, a w tej bazylice chce być pochowany papież Franciszek. Jak się nazywa?
A to już Zatybrze. Co to za świątynia w tle?
Maszkaron i Mamma Roma – bohaterka filmu Pier Paolo Pasoliniego z 1962 r. Jak
się nazywała aktorka, której Rzym składa wciąż hołdy?
Co to byłyby za święta bez knajpeczek zatybrzańskich?
4.
4 lata temu
Tylko w Polsce nie.
Przez 15 lat D.O. dojeżdżał z domu do swojego biurka w siedzibie stowarzyszenia
prasy zagranicznej, które początkowo mieściło się w historycznym budynku przy
Via della Mercede 55, a później, kiedy na przełomie tysiącleci Senat zażądał
zwrotu należącego doń budynku, przy Via dell'Umiltà 83.
Via dell'Umiltà prowadzi spod Kwirynału do centralnej Via del Corso. Budynek
stowarzyszenia dzieli 100 metrów od Fontanny di Trevi i drugie 100 od
papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego. Obie siedziby, w których D.O. miał
swoje biurko, znajdują się w ścisłym, barokowym centrum Rzymu, które tym się
cechuje, że szczęśliwcy, którzy mogą wykupić za horrendalne pieniądze prawo do
wjazdu tam jakimś pojazdem mechanicznym, i tak nie mają gdzie go zaparkować.
Mimo, że dojeżdżał na skuterze, D.O. krążył czasem godzinę, zanim znalazł nań
jakąś dziurę. Zapinał dwoma srogimi łańcuchami i szedł do pracy.
Najczęściej udawało mu się postawić skuter w zakamarkach Piazza della Pilotta,
przed Uniwersytetem Gregoriańskim.
Dygresja 1. Nazwa placu wywodzi się od zwłoszczonego określenia hiszpańskiej
gry w pelotę, a na placu tym właśnie w pelotę – pilottę w rzymskim dialekcie –
grało się właśnie tam.
Dygresja 2. Uniwersytet Gregoriański założył w 1551 r. Ignacio de Loyola i
początkowo nazywał się „Collegium Romanum”. Loyola założył uczelnię
(„Archigimnazjum”) za pieniądze Francisco Borgii, wicekróla Katalonii, który po
śmierci żony wstąpił do Towarzystwa Jezusowego (jezuitów) i nawet doszedł do
stanowiska generała zakonu. Został świętym z woli papieża Klemensa X.
Początkowo „Archigimnazjum” zmieniało siedziby na coraz większe, ale niezbyt
okazałe, przynajmniej zdaniem papieża Grzegorza XIII, który sypnął groszem na
budowę dzisiejszej, okazałej siedziby Uniwersytetu, zainaugurowanej w r. 1584.
Koniec dygresji.
I kiedy już D.O. postawił i obłańcuszył swój skuter, podchodził do pana, który
stał w rogu placu i nic nie robił. Ale starzy bywalcy, a D.O. nim był,
wiedzieli, że ten pan nie bardzo ma co do ust włożyć, więc mu dawali jakąś
monetkę. A D.O., dawał mu banknot: 1000 lirów i czuł się z tym dobrze,
zwłaszcza, że pan w eleganckich słowach człowieka najwyraźniej wykształconego,
dawał wyraz swojej wdzięczności za wspaniałomyślny banknot. Kiedyś 1000 lirów
to był dolar, ale potem minister finansów Carlo Azeglio Ciampi wraz z premierem
Giuliano Amato „postanowili dać włoskim politykom nauczkę” (tak na pytanie D.O.
odpowiedział Ciampi, kiedy był już prezydentem Włoch) i lir stracił połowę
swojej wartości do dolara.
Ufff… To był wstęp. D.O. wie, że gdyby tak pisał wypracowanie, to dostałby
pałę, gdyby tak pisał artykuł, to naczelny ze schodów by go zrzucił, ale D.O.
jest na tyle stary, że może mieć reguły w nosie.
Do czego to wstęp?
A no do tego, że 1 stycznia 2002 r. D.O., postawiwszy i obłańcuszywszy swój
skuter, przestał dawać panu banknot tysiąclirowy, a zaczął dawać monetę o
nominale 1€.
1€ było warte 2000 lirów, ale pan tego już nie doceniał tak, jak dzień
wcześniej banknotu, o połowie mniejszej wartości a i D.O. przestał czuć się z
tym dobrze. Bo banknot to banknot, a na codzienny datek pierwszego w nowej
monecie banknotu o nominale 5 euro, D.O. stać nie było.
Koniec opowieści. A ta opowieść ze swoim paradoksalnym clou była wstępem do
zbliżającego się jubileuszu, ba, święta w oczach D.O.; święta Zjednoczonej
Europy, albowiem 1 stycznia 2002 r. na drodze do tego zjednoczenia postawiono
wielki kamień milowy: wspólną walutę – euro. D.O. do dzisiaj wspomina
wzruszenie i podniecenie, kiedy 2 stycznia 2002 r. wyciągał z bankomatu przy
Piazza Santissimi Apostoli w Rzymie swoje pierwsze euro.
Dziś € jest oficjalną walutą 343 mln mieszkańców 19 na 27 państw członkowskich
Unii Europejskiej: Austrii, Belgii, Cypru, Estonii, Finlandii, Francji, Grecji,
Hiszpanii, Irlandii, Italii, Łotwy, Litwy, Luksemburga, Malty, Niemiec,
Niderlandów, Portugalii, Słowacji i Słowenii. (Edit: to już nieaktualne: państw
z euro jest więcej).
Biorąc pod uwagę również te państwa trzecie, które używają walut powiązanych z
euro, wspólna waluta ma bezpośredni wpływ na ponad 480 milionów ludzi na całym
świecie.
Oprócz krajów - członków strefy euro, wspólna europejska waluta jest również
używana w sześciu innych państwach europejskich na podstawie umów
międzynarodowych lub jednostronnego przyjęcia. Andora, Watykan, Księstwo Monako
i San Marino przyjęły euro na podstawie wcześniej uzgodnionych umów o unii
walutowej z krajami członkowskimi UE. Natomiast Czarnogóra i Kosowo euro
przyjęły na podstawie jednostronnej decyzji. Europejski Bank centralny nie jest
tym zachwycony, ponieważ nie ma żadnej kontroli nad obiegiem emitowanych przez
siebie banknotów w dwóch państwach, ale nie robi z tego afery.
Euro jest również oficjalną walutą we wszystkich francuskich departamentach i
terytoriach zamorskich (DOM-TOM): Majotta (Afryka), Reunion (Afryka), Gwadelupa
(Ameryka Pn.), Martynika (Ameryka Pn.), Saint-Pierre i Miquelon (Ameryka Pn.),
Saint Barthélemy (Ameryka Pn.), Saint-Martin (Ameryka Pn.), Gujana Francuska
(Ameryka Pd.).
Euro jest również walutą Ceuty i Melilli, hiszpańskich eksklaw w Afryce
Północnej, na Wyspach Kanaryjskich, hiszpańskich „Plazas de soberanía” w Afryce
Północnej, oraz w regionach autonomicznych Portugalii: na Azorach i Maderze.
I tylko w Polsce nie.
I tylko w Polsce nie, bo jest rzeczą oczywistą, że przyjęcie euro oznaczać
będzie utratę niepodległości, tak, jak utraciły ją Włochy, Malta, Litwa, Łotwa
i Estonia, jak utraciły ją Hiszpania, Belgia czy Niderlandy: wszystkie te kraje
weszły w skład IV rzeszy niemieckiej.
Więc w Polsce nie i wała.
Banknot tysiąclirowy z panią Marią Montessori. To była poważna suma.
Bita we Włoszech moneta jednoeurowa z wizerunkiem człowieka witruwiańskiego.
Była dwa razy więcej warta niż banknot, ale mniej poważna.
5.
5 lat temu
„Nie przepadałem za tym, jak wyglądało moje życie, więc uwielbiałem oglądać
życie innych na ekranie kinowym” – napisałem jakiś czas temu.
Ten ekran zainstalowany był w niepozornym budynku kina „Wrzos” w Aninie, koło
kościoła. Ale czasem też w kinie „Słowik” w remizie w Radości albo w kinie
„Szpak” w Falenicy.
Ale były filmy i filmy. Były te szare, nawet nie czarno-białe, polskie, pełne
dramatów i wielopiętrowych cierpień, a ponieważ urodziłem się wrażliwy, to
wychodziłem z kina jeszcze bardziej zgnojony, niż tam wszedłem.
Były też takie, które lubiłem najbardziej: kolorowe, pełne egzotycznych
przygód, pełne śmiechu, beztroskie. Bardzo rzadkie w moim dzieciństwie,
niestety. Przenosiły mnie w inną, fascynującą rzeczywistość, nad błękitne
morza, pod szeleszczące palmy, na kręte, górskie drogi Lazurowego Wybrzeża,
gdzie za każdym zakrętem czekał nowy, olśniewający widok, na katarakty rzeki
Kongo w samym środku Afryki.
To chyba wtedy zatęskniłem za szerokim światem i kiedy tylko było to możliwe,
próbowałem go przejechać wzdłuż i wszerz, próbowałem pożreć, by został we mnie
na zawsze.
Studia w PWST odebrały filmom większą część magii. Nie potrafię już ich
oglądać, bez zastanawiania się, jak zostały ustawione kamery, jak światła, jak
zorganizowano poszczególne kadry, jak montowano poszczególne sekwencje. Irytuje
mnie, że bohaterowie nigdy nie chodzą na siusiu i to, że „dla uproszczenia”
przeważnie nie mają problemów finansowych, mieszkają w idealnych domach, jeżdżą
pięknymi samochodami i sami są piękni…
„Oderwanie tak nieistotnych drobiazgów
pozwala wyciągnąć na pierwszy plan uczucia” …
Jedyne, co mnie jeszcze fascynuje, to maestria aktorów. Mówi się, że, w
przeciwieństwie do teatru, w filmie aktor ma „być”, a nie „grać”; „gra” nie
mieści się w kadrze, tworzy zbędne cienie, gesty rozpraszają. Wszystko się
rwie, sceny nie są kręcone konsekutywnie, tylko według lokalizacji… A jednak,
przy całej tej szczupłości środków do dyspozycji niektórzy aktorzy tworzą
arcydzieła.
Ale podejrzewam, że „szeroka publiczność” tego nie zauważa, rozkosz ich
podziwiania zarezerwowana jest dla zawodowców.
A propos: na player.pl jest ze trzydzieści moich filmików i chociaż grają w
nich tylko piękne krajobrazy i cuda architektury, to też potrafią dać sporą
dawkę rozkoszy.
6.
7 lat temu
7.
Odpowiedź brzmi: nie.
8.
Republikanie, przytłoczeni niepopularnym prezydentem, przygotowują się na
miażdżącą porażkę w wyborach uzupełniających
https://www.theguardian.com/news/ng-interactive/2025/dec/27/trump-republicans-midterm-elections-approval-rating
Ponieważ Amerykanie mają już dość Donalda Trumpa, „tsunami” Demokratów w
wyborach uzupełniających może pozbawić Partię Republikańską władzy
… „gdy rok 2025 dobiega końca, a Trump ma problemy z zasypianiem na
spotkaniach, dominuje obraz kierowcy śpiącego za kierownicą. Sondaże opinii
publicznej sugerują, że Amerykanie odwracają się od niego. Republikanie
zmierzają do wyjścia z partii przed wyborami do Kongresu w listopadzie
przyszłego roku, które zapowiadają się ponuro dla partii prezydenckiej. …to
człowiek, którego spuścizną może być polityczny upadek Republikanów w tej erze.
… twierdzenie Republikanów o silnej gospodarce nie pokrywa się z codziennymi
doświadczeniami wielu osób w supermarkecie. Próby prezydenta, by zbagatelizować
kwestię dostępności cenowej jako „oszustwo”, „mistyfikację” i „przekręt” ze
strony Demokratów, okazały się bezskuteczne, gdy planuje on budowę sali balowej
w Białym Domu za 400 milionów dolarów.
Zważywszy na długi cień, jaki kładą na niego akta Jeffreya Epsteina, Trump
wydaje się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości. … W zeszłym miesiącu
sondaż Gallupa pokazał, że wskaźnik aprobaty dla pracy Trumpa spadł do 36%,
najniższego w jego drugiej kadencji, podczas gdy dezaprobata wzrosła do 60%
(jego najniższy wynik w historii wyniósł 34% w 2021 roku, pod koniec jego
pierwszej kadencji po ataku na Kapitol 6 stycznia). Co godne uwagi, jego
wskaźnik aprobaty był niższy niż w przypadku przestępczości (43%), spraw
zagranicznych (41%), handlu zagranicznego (39%) i imigracji (37%).
Sondaże wskazują, że grupy, które w 2024 r. opowiedziały się za Trumpem – w tym
młodzi wyborcy i wyborcy latynoscy – teraz go opuszczają i wracają do Partii
Demokratycznej …
9.
Terroryzm: Włoskie organizacje finansują Hamas, dziewięć aresztowań i osiem
milionów skonfiskowanych.
https://www.repubblica.it/cronaca/2025/12/27/news/terrorismo_associazioni_benefiche_finanziano_hamas_nove_arresti-425062101/?ref=RHLF-BG-P2-S1-T1-s3679
Był prezesem jednego z najważniejszych palestyńskich stowarzyszeń we
Włoszech. Miał bezpośrednie kontakty z politykami i był zapraszany do
parlamentu. Dziś – według śledztwa krajowej prokuratury antyterrorystycznej –
został aresztowany pod zarzutem bezpośredniego finansowania Hamasu: przesłał
ponad dziesięć milionów euro i założył jego komórkę we Włoszech.
Policja i Guardia di Finanza aresztowały Mohammeda Hannouna, postać wysoce
kontrowersyjną. Operacja doprowadziła do aresztowania dziewięciu osób i prewencyjnego
zajęcia aktywów finansowych o wartości ponad ośmiu milionów euro.
Śledztwo wszczęto po przeanalizowaniu doniesień o podejrzanych transakcjach
finansowych, a następnie rozwijano je, wykorzystując podsłuchy, monitorowanie
przepływów pieniężnych, zdobywanie dokumentów, w tym operacje pod przykryciem,
oraz intensywną międzynarodową współpracę sądową, w szczególności z Holandią i
innymi organami europejskimi, w tym za pośrednictwem Eurojustu.
Zostały również pozyskane zapisy i dokumenty przedłożone przez władze
izraelskie. Zgodnie z hipotezą oskarżenia, aresztowani, którzy prawdopodobnie
są członkami organizacji terrorystycznej to: Mohammad Hannoun, szef
zagranicznego oddziału Hamasu i przywódca włoskiej komórki. Jako prawny
przedstawiciel lub de facto administrator kilku stowarzyszeń, udawał, że
kierował systemem zbierania funduszy przez ponad dwadzieścia lat, rzekomo
przeznaczonych na cele humanitarne, podczas gdy w rzeczywistości przekierowywał
ponad 70 procent z nich na bezpośrednie finansowanie Hamasu lub jego podmiotów
stowarzyszonych. Jest oskarżony o transfery na łączną kwotę 7.288.248,15 euro,
głównie po 7 października 2023 r.; Dawoud Ra'Ed Hussny Mousa, Elasaly Yaser, Al
Salahat Raed i Albustanji Riyad Abdelrahim Jaber, zidentyfikowani jako członkowie
zagranicznego oddziału i członkowie włoskiej komórki, pełniący role operacyjne
w zarządzaniu lokalnymi biurami, propagandzie oraz zbieraniu i przekazywaniu
funduszy; Osama Alisawi, były minister w de facto rządzie Hamasu w Strefie
Gazy, współzałożyciel organizacji charytatywnej Palestyńskiej Solidarności
(ABSPP) z 1994 r., bezpośredni odbiorca części funduszy i stały kontakt z
Hannounem i innymi podejrzanymi.
Oprócz nich aresztowano również inne osoby pod zarzutem zewnętrznego
zaangażowania w organizację terrorystyczną: Abu Rawwę Adela Ibrahima Salameha,
przedstawiciela północno-wschodnich Włoch; Abu Deiah Khalila, założyciela i
prawnego przedstawiciela Stowarzyszenia Charytatywnego La Cupola d'Oro,
założonego w grudniu 2023 r., które prawdopodobnie odegrało kluczową rolę w
działalności finansowej organizacji; oraz Abdu Saleha Mohammeda Ismaila,
mieszkańca Turcji, oskarżonego o przyjęcie i przekazanie Hamasowi co najmniej
462.700 euro w gotówce.
Według śledczych grupa działała przez lata, zbierając fundusze przeznaczone
formalnie na rzecz ludności cywilnej Gazy.
W rzeczywistości fundusze te były przekazywane poprzez międzynarodową
triangulację, stowarzyszeniom uznanym za nielegalne przez państwo Izrael,
ponieważ uważano, że są kontrolowane przez Hamas, a także bezpośrednio członkom
organizacji. Część funduszy miała być przeznaczona na wsparcie rodzin
zamachowców-samobójców lub osób zatrzymanych za przestępstwa terrorystyczne, co
miało wzmocnić konsensus i poparcie dla strategii terrorystycznej. …
10.
„Widok wciąż szokuje”: 46 zdjęć opowiadających historię minionego stulecia
https://www.theguardian.com/artanddesign/2025/dec/27/the-sight-of-it-is-still-shocking-46-photos-that-tell-the-story-of-the-century-so-far
DRUGI OBIEG Wtorek, 28 stycznia 2025 1. Niech Czytelnicy wybaczą, staremu, sentymentalnemu D.O., ale kiedy dzieciaki prowadziły tych stulatków, ocalałych z obozu zagłady Auschwitz-Birkenau, żeby stawiali znicze, czczące 800 tysięcy zamordowanych w Auschwitz i miliony zamordowane w innych miejscach całej Europy, to D.O. miał ciężkie, gorzkie łzy w oczach. W człowieku tkwią pokłady bezgranicznego zła. Nie muszą wychodzić na zewnątrz. Ale w pewnych warunkach prawie na pewno wyjdą i na ziemi zapanuje piekło. Znowu. 2. Wzruszyły D.O też oklaski dla Zełenskiego. I te, nieco cichsze, dla Steinmeiera. I jak się wielcy tego świata korzyli przed ocalałymi. I samotny, chory na raka Karol III i stary prezydent Mattarella, ostatnia ostoja przyzwoitości w brunatniejących Włoszech. I przemówienie Piotra Cywińskiego. Ojojoj. Na kolejnej rocznicy pewnie nie będzie już ocalonych. Z nami, starymi, nikt się już nie liczy, więc obowiązek pamięci spadnie na dzieciaki. Będą chciały pamięt...
Święta, święta... A przeciez cukiernie pełne są tortów, rolad, garmazerie sałatek, a sklepy wędliniarskie wędlin wszelakich. Tylko kupić prezenty, ubrać choinkę złożona w styczniu do komórki i można świętować. Ale nie, domowe lepsze
OdpowiedzUsuńoczywiście, że domowe lepsze! 😋
UsuńDzień dobry
OdpowiedzUsuńDzień dobry. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńAresztowania siatki Hamasowskich-lączników-bandytów w Europie cieszy.
Podróże i wspomnienia Redaktora radują, a i my też kochamy różnorodność kultur, smaków, architektury i....niespodzianki jakie przynoszą. Pozdrawiam Państwa Pałasińskich najserdeczniej.
Serca z Ukrainą, Izraelem i wspólnotą Europejczyków!