DRUGI OBIEG
Poniedziałek, 29 grudnia 2025


1.
Stare przysłowie mówi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.
Jeśli chodzi o obecną rodzinę D.O., to to przysłowie zupełnie nie ma zastosowania.
Wczoraj, po raz drugi, zebraliśmy się wszyscy razem: państwo D.O., syn z „przyległościami” z Rzymu oraz rodzina z Mediolanu. Pod Mediolanem mieszka bowiem jedna z dwóch naszych ukochanych siostrzeniczek, ze swoim dobrym jak chleb włoskim mężem. Mają dwoje dzieci, zwanych pieszczotliwie ptaszynami.
Była też oczywiście druga nasza ukochana siostrzeniczka, choć nieco krócej, bo – święta nie święta – musiała lecieć na próbę przed występami noworocznymi. Byli również rodzice obu siostrzeniczek: mama, czyli siostra żony D.O., oraz jej mąż, pogrążony w żałobie po stracie siostry, a nasz odwieczny Przyjaciel.
Spotkaliśmy się już raz, w samym środku potwornej gołoledzi, w domu naszej grającej i śpiewającej siostrzeniczki, a wczoraj – drugi raz, w restauracji. I D.O. musi powiedzieć, że tak dobrze czuje się wyłącznie w towarzystwie rodziny oraz grona rzymskich przyjaciół, o których wielokrotnie pisał, również w książce „Najpiękniejsze słowa”. Roześmiane buzie dzieci, twarze dorosłych…
Na czas tego spotkania wszyscy zawiesiliśmy nasze codzienne problemy, troski i bóle. Miłość wisiała w powietrzu. No, może nie przy płaceniu rachunku za 12‑osobową komitywę, ale poza tym – jak najbardziej.
Po kolacji dzieci zapragnęły iść do pobliskiego Muzeum Grawitacji. Czworo dorosłych wybrało poczekalnię w postaci przyległej do muzeum uroczej, choć również nietaniej kawiarenki. Dzieci zniknęły na prawie dwie godziny w tym – jak opowiadały – arcyciekawym muzeum, a dorośli popijali sobie herbatki, koktajle i inne używki.
A potem – rozstanie było bolesne. Zostali jeszcze Syn, Synowa i Wnuk, ale i oni za kilka dni pojadą z powrotem do Rzymu, ze swoim rudym kocurem Leo, najsłodszym zwierzakiem, jakiego świat widział.


2.
Opowiadanie o podróżach jest trudne i niewdzięczne. Bo o ile można odtworzyć trasę i nazwy odwiedzanych miejscowości, o tyle najtrudniej oddać emocje, jakie podróży towarzyszyły.
D.O. nie wie, dlaczego spośród tylu wypraw do Stanów Zjednoczonych – kiedy jeszcze były krajem demokratycznym, a nie faszystowskim, kiedy rządzili nimi politycy będący patriotami amerykańskimi, a nie rosyjskimi agentami – najbardziej utkwiła mu w pamięci wyprawa śladami jednego z autochtonicznych plemion.
Oczywiście wielkie wrażenie wywarł na nim wykuty w skale przez Polaka Korczaka Ziółkowskiego monumentalny profil Crazy Horse’a, wodza indiańskiego – Szalonego Konia. Jeszcze większe wrażenie zrobił jednak niewiarygodny tłum turystów, którzy zjeżdżali ze Stanów i spoza nich, by ten pomnik – ku chwale bohaterskich obrońców przed europejską szarańczą – zobaczyć.

Potem D.O. skierował się na bezdroża Północnej i Południowej Dakoty i wjechał do Badlands – obszaru, któremu trudno byłoby nadać bardziej pasującą nazwę. To jeden z najbrzydszych, najbardziej przygnębiających krajobrazów, jakie D.O. spotkał na świecie, no, może poza Katarem. Dotarł do miejsca ostatniej wielkiej masakry ludności indiańskiej, czyli do Wounded Knee.
Stoi tam wielka tablica, na której łaskawe władze stanowe napisały, że jest to miejsce upamiętniające „ostatnią wielką batalię między armią Stanów Zjednoczonych a Indianami”.
Ale mieszkający w rezerwacie Indianie wycięli fragment o batalii i przyspawali słowo „masakra”. Masakra, nie bitwa – bo żadnej bitwy tam nie było. Uciekinierzy, eskortowani do tych obrzydliwych terenów Badlands, nawet się nie buntowali. Byli w dolinie, amerykańskie wojsko otoczyło ich obozowisko – pełne kobiet, dzieci i starców – i rozpoczęło rzeź.

Na niewielkim wzgórku, obok tablicy, znajduje się zaskakująco mały cmentarz. Zaskakująco – bo leży tam ponad 160 ofiar tej masakry. Cmentarz otoczony jest zwykłą metalową siatką, opartą na kilkunastu, może kilkudziesięciu palikach. Na tej siatce starzy Indianie wieszają „leki” - amulety, mające przynieść spokój duszom zamordowanych przodków.
I miał D.O. takie szczęście, że kiedy stał tam i filmował te miejsca, pod tablicą zatrzymał się rozklekotany pickup. Wysiadł z niego stary Indianin i młody chłopak w dżinsach – sądząc po urodzie, również członek plemienia Oglala Lakota.
Wspinali się powoli na wzgórek. D.O. filmował ich z daleka, z poczucia przyzwoitości, bo nigdy nie był i nie będzie jednym z tych dziennikarskich bydlaków, którzy lubują się w wtykaniu kamery pod nos płaczącym matkom.
Zobaczył, jak starzec zawiesił na ogrodzeniu swoje leki, a następnie zaczął pieśń żałobną w ojczystym języku. D.O. stał jakieś 20 kroków dalej i filmował; miał na mikrofonie tzw. kota, który tłumi odgłosy wiatru, ale i tak nic z tej porażającej pieśni się nie nagrało.

Młody Indianin, trzymający się nieco na uboczu, podszedł do D.O. i spytał czystą angielszczyzną, skąd pochodzi. D.O., jako weteran podróży po Ameryce, wiedział, że absolutnie nie warto odpowiadać „from Poland” czy nawet „from Italy”, bo na twarzach rozmówców nigdy nie pojawia się cień zrozumienia. Więc odpowiedział standardowo: „from Europe”.
– Z Europy? – zdziwił się młody Indianin. – A z jakiego kraju?
D.O. zaskoczony tą rzadką ciekawością odpowiedział szczerze: „from Poland”.
– Ach, from Poland! – ucieszył się Indianin. – Lech Wałęsa, Pope John Paul II, Solidarność!
D.O. myślał, że zamieni się w słup soli. Jeżeli masz, czytelniku, jakieś pojęcie o peryferii, to ono absolutnie nie pasuje do Dakoty. Tam psy już nawet dupami nie szczekają – tam psów po prostu nie ma. Nie ma domów, miast, miasteczek ani wsi. Co jakiś czas z drogi przecinającej Badlands widać starą, ubogą przyczepę samochodową – dom indiańskiej rodziny. To naprawdę przygnębiająca podróż.
I właśnie tam, na takiej peryferii, młody Indianin słyszał o Polsce i jej bohaterach. Słyszał o Solidarności, która najwyraźniej dała nadzieję nie tylko narodom europejskim, ale także niektórym ludziom po drugiej stronie Atlantyku. D.O. był wzruszony.
– I ty jechałeś taki kawał drogi z Europy, z Polski, żeby tu kręcić film?
– Tak. Historia Indian amerykańskich to jeden z najtragiczniejszych epizodów w dziejach ludzkości. D.O. nie może przejść do porządku dziennego nad tym, co wam zrobiono, do czego was zmuszono, jak bardzo was pognębiono, upokorzono i upodlono.
Wtedy wzruszył się także rozmówca. Zdjął z szyi naszyjnik zrobiony z koralików i kilku niedźwiedzich zębów i włożył go D.O. na szyję.

No i jak, opowiadając o takim wydarzeniu, oddać wszystkie uczucia, które targały D.O. podczas tej podróży?
Najpierw, kiedy jechał przez Badlands, przypominał sobie, jak w 1941 roku Amerykanie postanowili wypróbować swoje bomby przed walką z Imperium Japońskim. Do zrzucania ich z samolotów wybrali właśnie Badlands. Dali mieszkańcom rezerwatu siedem dni na opuszczenie domostw. Bombardować zaczęli po pięciu.
A potem – jak opisać uczucia, które targały nim podczas wizyty w Wounded Knee? Zwłaszcza gdy później pod wzgórek cmentarny zajechała elegancka limuzyna z numerami z Illinois. Wysiadła z niej rodzina – nieco zalękniona, w eleganckich ubraniach. Stali pod tablicą, czytali ją uważnie. Ojciec długo tłumaczył coś 12‑latkowi, matka dyskretnie ocierała oczy. Widać było, że dla tych już całkowicie zeuropeizowanych, zapewne dobrze wykształconych ludzi było to pierwsze tak pełne zanurzenie w tragiczną przeszłość swoich przodków.
To też było niezapomniane.


D.O. spędził w Wounded Knee o wiele więcej czasu, niż planował. A kiedy ruszył na południe, po kilkudziesięciu kilometrach – gdy tylko skończyły się Badlands – przed nim rozpostarła się wielka, zielona płachta upraw: pszenicy, kukurydzy. Skręcił w lewo, bo z mapy wynikało, że za jakieś 80 km będzie miasteczko ze stacją benzynową, a Wounded Knee jest oddalone od jakichkolwiek osad o dziesiątki kilometrów.
Jechał więc D.O. wzdłuż tej ściany zieleni, bez jednego domu w zasięgu wzroku. Uprawy były koliste, nawadniane przez ogromne, powoli kroczące deszczownie. Rosły tam bujnie wszelkie dobra przeznaczone dla ludzi znacznie zamożniejszych niż Indianie z Badlands.
I myślał sobie D.O., że nie ma takiej niesprawiedliwości na świecie, jakiej cywilizowani Europejczycy nie potrafiliby wyrządzić innym ludziom i narodom


2 lata temu
1.
Śmigając po wąskiej, wyłożonej sampietrini Via Anicia D.O. zdał sobie sprawę, że on i jego Rzym znowu są w symbiozie. Od razu, już bez żadnych (prawie) wahań.
Automatycznie, bez żadnego myślenia i wyrachowania pierwszą jej część przejechał pod samym murem koszar policyjnych, drugą, wręcz przeciwnie, koło zabudowań kościelnych. Żeby ominąć wyboje, przywodzące na myśl niewielkie górotwory, jakże charakterystyczne dla Wiecznego Miasta.
Jak w III w. p.n.e. wyboiście zaczęli budować Via Appia, tak wyboiście budują do dziś.
Ale trzeba to zsomatyzować, wyboje uliczne muszą wejść do podświadomości, stać się częścią mentalnego krajobrazu Rzymu: wtedy przestaje się o nich myśleć, z zaczyna akceptować jako coś, co na dobre i na złe jest. I, skoro nie możemy nic na to poradzić, trzeba się nauczyć jeździć raz jedną, raz drugą stroną ulicy.
Aż – może, może – pewnego dnia pojawi się ktoś, kto nie będzie chciał akceptować zastanego Rzymu i postanowi to zmienić.
Raczej to nie będzie demokrata.
Tutaj demokraci rządzili od 1945 roku i ludzie już wiedzą, że nie starczy im woli i determinacji.
Zwłaszcza, że to nie tylko drogi potrzebują gruntownej odnowy i przebudowy.
Ale D.O. nie o tym. Fakt, że znowu „z automatu” jeździ po Rzymie z zamkniętymi oczami, pamiętając, gdzie są dziury i wyboje, fakt, że kiedy widzi korek, zawczasu skręca w „kanały”, czyli w nieutarte szlaki większości i śmiga dalej, na pamięć, daje mu poczucie komfortu. Symbioza jest OK, symbioza jest fajna.
Acha: a tamto „(prawie”) powyżej, to dlatego, że od pierwszych dni września, kiedy z Rzymu D.O. wyjeżdżał, władze miasta zmieniły kierunek ruchu w kilku ulicach jednokierunkowych, zwłaszcza wokół Watykanu. Zaskoczenie i, hmmm… brak aprobaty, bo to takie „usprawnienie” jak zwężanie szerokich wcześniej i przejezdnych ulic w Warszawie przez Trzaskowskiego. Ze szkodą dla obywateli.

4.
Wczorajsze popołudnie było rozkoszne: państwo D.O.stwo zostało zaproszone do Alfreda i Helle, Przyjaciół, przy czym co wierniejsi Czytelnicy pamiętają, że Helle, Dunka, jest geniuszem kulinarnym. Był też Rossend, Katalończyk i Bruno, Kolega z francuskiego TF1. Miał być też Tetsuro, ale jego córka Jumi złapała covida.
A ponieważ syn Alfreda i Helle Vincent i jego żona Giulia są świeżutkimi rodzicami, więc Tetsuro wolał nie przychodzić. Co prawda Vincent i Giulia mieszkają w sąsiednim mieszkaniu, ale było podejrzenie, że nie wytrzymają i zechcą się pochwalić malutką Emmą. Podejrzenie, jak widać na załączonym obrazku, okazało się słuszne.
Jak był młody, D.O. śmiał się do rozpuku, kiedy w „Spaghetti i miecz” Różewicza, grupa starszych panów na pytanie „Co tu robicie”? odpowiedziała: „Wspominamy”.
Teraz, kiedy sam jest starszym panem, już się nie śmieje.
Uwielbia wspominać w gronie Przyjaciół, zwłaszcza dziennikarzy.
W Polsce też to uwielbia, ale wspomnienia D.O. ze wspólnych przygód zawodowych i pozazawodowych urwały się wraz ze zwolnieniem, a Koledzy przeżywają kolejne i kolejne i nasze wspomnienia rozchodzą się w nieco przykry sposób.
A wczoraj… Przerzucaliśmy się wspomnieniami i przygodami, a to ze wspólnych eksploracji enogastronomicznych, a to ze wspólnych podróży z papieżem po całym świecie, a to opiniami o naszych krajach i dlaczego, mimo wszystkich, często nieznośnych przeciwności, zamiast w swoich, na ogół lepiej zorganizowanych krajach, postanowili zamieszkać we Włoszech i połączyć swoje losy z losami Italii, a Rzymu w szczególności.
Tylko D.O. …
D.O. po 30 latach Rzym i Italię porzucił, bo chciał służyć.
I właściwie wszyscy wyliczali powody, dla których przedkładają Włochy nad swoje własne kraje. A potem popatrzyli na D.O., by i on wyliczył.
Ale lista była krótka: spora część Polaków co jakiś czas głupio głosuje i wpędza kraj w straszne kłopoty, z utratą niepodległości włącznie.
No, bo w gruncie rzeczy to szczęście, że Polska dołączyła do wspólnoty międzynarodowej później niż inne kraje europejskie.
Bo teraz nadal się rozwija, pięknieje i bogaci.
A ojczyzny współbiesiadników D.O. zwijają się. Szarzeją ściany dawniej zbudowanych kamienic, we wcześniej pobudowanych autostradach robią się coraz głębsze dziury, systemy socjalne zostały klientelistycznie tak rozbuchane, że krajom tym grozi finansowa implozja…
A między rezygnacją, przyjęciem do wiadomości, że „nic nie da się zrobić”, że „to za trudne”, a nadzieją, że jeszcze to i owo można wybudować, jeszcze można zwiększyć produkcję tego i owego, uratować jeszcze jakieś połacie niezdewastowanego środowiska naturalnego – jest cały kosmos. D.O. ma lepiej niż jego Koledzy.

Fajnie jest czasem popatrzeć na swój kraj z pewnego dystansu, fajnie jest dokonać pewnych porównań i móc na zakończenie powiedzieć sobie: „jest nadzieja”.
Tylko, że… Zrobiliśmy się już tacy starzy…
Wszyscy współbiesiadnicy pytali D.O.: „teraz, jak jest Tusk”, zaczniesz znowu pracować, znów być liderem opinii?
I co miał D.O. odpowiedzieć?
Że starego nikt nie weźmie, że świat należy do młodych?
Pewnie by tak odpowiedział, gdyby mówił do młodszych od siebie, ale do rówieśników, a nawet starszych od siebie? Wybitnych dziennikarzy, którym po 40 i więcej latach pracy i sukcesów już powiedziano „jesteś niepotrzebny”?
Sza…

5.
Tak się zdarzyło, że jednego dnia zmarli dwaj długowieczni protagoniści polityki europejskiej: Jacques Delors i Wolfgang Schaeuble.
Można powiedzieć, że Delors stworzył Unię Europejską. Był jej przewodniczącym (tak się wówczas ta funkcja nazywała), stał na czele „Komisji Delorsa”, która dała zielone światło na przekształcenie EWG w UE i wprowadzenie wspólnej waluty euro (obyśmy do niej jak najszybciej przystąpili!). Ale to, co uderzało w Delorsie – D.O. miał przywilej obserwować na wielu szczytach europejskich i nie tylko – to jego niezłomna wiara w możliwość naprawienia rzeczy zastanych, wiara w możliwe braterstwo narodów – skoro odwieczni wrogowie: Niemcy i Francja mogli, to czemużby inni nie – i może przede wszystkim jego niesamowity autorytet. Słuchali się go wszyscy bez wyjątku, włącznie z panią Thatcher. To jego wola przeważyła w tym epokowym skoku.
A Schaeuble? Wieloletni minister Finansów Republiki Federalnej, autor jej niezwykłego exploit finansowego, człowiek, który sprawił, ze przez 7 kolejnych lat Niemcy miały – uwaga, uwaga – dodatni bilans państwa, podpora Angeli Merkel. Znienawidzony przez kraje PIGS (Portugal, Italy, Greece, Spain) za niezłomność w żądaniu utrzymywania ich długu publicznego w ryzach i jednocześnie przekonany europeista, piewca braterstwa narodów.
Odeszli wielcy, następców nie widać, Europa jest targana przez narodowe szajki, Niemcy mają potężny deficyt i recesję, za co głową zapłaci prawdopodobnie już niedługo Olaf Scholz.
Europeiści, rygoryści: jeśli gdzieś tam jesteście – objawcie się, Europa Was potrzebuje!

Może być zdjęciem przedstawiającym tekst
Rano D.O. był w swoim ulubionym sklepie z cukierkami.
O mamma mia, jakie ceny! Kiedyś ryby i owoce morza to były groszowe towary, jedzenie biedoty, dzisiaj to przywilej naprawę zamożnych.

Może być zdjęciem przedstawiającym 4 osoby
A po południu wśród Przyjaciół. Na zdjęciu nie ma Helle, żony Alfreda, który robił zdjęcie, ani Żony D.O. ze względów oczywistych. Od lewej: Bruno, Rossend, D.O., Vincent i Giulia, państwo młodzi. W wózeczku kilkunastodniowa Emma.

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba
Żeby było sprawiedliwie, Helle i Alfred. Zdjęcie z lata br.


6 lat temu
Wierzba.
Brak dostępnego opisu zdjęcia.
13 stycznia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
19 stycznia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
20 stycznia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
26 stycznia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
 3 lutego

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
7 lutego

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
23 marca

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
30 marca

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
14 kwietnia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
20 kwietnia. 50 lat wcześniej zdecydowaliśmy z jedną dziewczyną, że będziemy parą. No i jesteśmy.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
4 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
11 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
18 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
24 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
25 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
25 maja

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
15 czerwca

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
14 lipca. Pierwsze wyjście po operacji kręgosłupa. Cierpienia nieopisane.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
21 lipca.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
26 lipca

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
30 lipca

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
15 sierpnia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
29 sierpnia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
7 września

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
15 września

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
22 września

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
29 września

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
6 października

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
12 października

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
27 października

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
10 listopada

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
16 listopada

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
23 listopada

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
7 grudnia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
15 grudnia. Zaorana trawa odrasta.

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
21 grudnia

Brak dostępnego opisu zdjęcia.
25 grudnia


3.
Bardot in Jean-Luc Godard’s Le Mépris (Contempt) in 1963.
Brigitte Bardot zmarła w wieku 91 lat.
Była aktorką i piosenkarką, która stała się międzynarodowym symbolem seksu, nim odwróciła się od przemysłu filmowego i poświęciła się działalności na rzecz praw zwierząt.
Emmanuel Macron, który napisał: „Francja opłakuje legendę stulecia”, „jej filmy, jej głos, jej olśniewająca chwała… jej smutki, jej szczera pasja do zwierząt, jej twarz, która stała się Marianne, Brigitte Bardot, uosabiała życie pełne wolności”.
Śmierć zastała ją domu w Saint-Tropez, La Madrague, na Lazurowym Wybrzeżu. Przyczyna jej śmierci nie została podana do publicznej wiadomości. Powiedziała, że chciałaby uniknąć obecności „tłumu idiotów” na swoim pogrzebie i dodała, że życzy sobie, aby na jej grobie w ogrodzie umieszczono prosty drewniany krzyż – taki sam, jaki mają jej zwierzęta.
Urodzona w 1934 roku w Paryżu, Bardot dorastała w zamożnej, tradycyjnej rodzinie katolickiej, ale osiągnęła na tyle dobre wyniki w tańcu, że pozwolono jej studiować balet, co pozwoliło jej dostać się do prestiżowego Konserwatorium Paryskiego. W tym samym czasie znalazła pracę jako modelka, pojawiając się na okładce magazynu „Elle” w 1950 roku, mając zaledwie 15 lat. Dzięki pracy w modelingu otrzymała propozycje ról filmowych; na jednym z przesłuchań poznała Vadima, którego poślubiła w 1952 roku, po ukończeniu 18 lat. Bardot grała w drugoplanowych rolach, zyskując coraz większą popularność, grając ukochaną Dirka Bogarde'a w filmie „Doctor at Sea”, który odniósł wielki sukces w Wielkiej Brytanii w 1955 roku.

Ale to film Vadima „I Bóg stworzył kobietę”, w którym Bardot zagrała rozwiązłą nastolatkę w Saint-Tropez, umocnił jej wizerunek i uczynił z niej międzynarodową ikonę. Film odniósł ogromny sukces we Francji i na świecie, katapultując Bardot do czołówki francuskich aktorek filmowych.
Oprócz widzów kinowych, Bardot szybko stała się inspiracją dla intelektualistów i artystów; zwłaszcza młodego Johna Lennona i Paula McCartneya, którzy żądali, by ich ówczesne dziewczyny farbowały włosy na blond. Felietonista Raymond Cartier napisał obszerny artykuł o „przypadku Bardot” w „Paris-Match” w 1958 roku, a Simone de Beauvoir opublikowała w 1959 roku swój słynny esej „Brigitte Bardot i syndrom Lolity”, przedstawiając aktorkę jako najbardziej wyzwoloną kobietę Francji. W 1969 roku Bardot została wybrana jako pierwsza prawdziwa modelka Marianne, symbolu republiki francuskiej.
Na początku lat 60. Bardot wystąpiła w szeregu głośnych francuskich filmów, w tym w nominowanym do Oscara dramacie Henri-Georgesa Clouzota „Prawda”, „Bardzo prywatna sprawa” Louisa Malle’a (u boku Marcello Mastroianniego) oraz „Pogardzie” Jean-Luca Godarda. W drugiej połowie dekady Bardot skorzystała z szeregu hollywoodzkich propozycji: między innymi w „Viva Maria!”, meksykańskiej komedii kostiumowej z Jeanne Moreau oraz „Shalako”, westernie z Seanem Connerym.
Bardot prowadziła również równolegle karierę muzyczną, nagrywając m.in. oryginalną wersję utworu Serge'a Gainsbourga „Je T'Aime… Moi Non Plus”, którą Gainsbourg napisał dla niej, gdy byli w związku pozamałżeńskim. (Obawiając się skandalu po tym, jak jej ówczesny mąż, Gunter Sachs, dowiedział się o tym, Bardot poprosiła Gainsbourga, aby nie wydawał utworu. Ten nagrał go ponownie z Jane Birkin, odnosząc ogromny sukces komercyjny).
Bardot była czterokrotnie zamężna: z Vadimem w latach 1952–1957; z Jacques’em Charrierem w latach 1959–1962, z którym miała syna Nicolasa w 1960 r.; z Sachsem w latach 1966–1969); oraz z byłym doradcą Le Pena, Bernardem d’Ormale, którego poślubiła w 1992 r. Była również w licznych głośnych związkach, m.in. z Jeanem-Louisem Trintignantem i Gainsbourgiem.
Bardot odczuwała coraz większą presję związaną z gwiazdorstwem, mówiąc w 1996 roku w wywiadzie dla „Guardiana”: „Szaleństwo, które mnie otaczało, zawsze wydawało mi się nierealne. Nigdy tak naprawdę nie byłam przygotowana na życie gwiazdy”. Przeszła na emeryturę w 1973 roku, w wieku 39 lat, po nakręceniu historycznego romansu „The Edifying and Joyous Story of Colinot”. Jej głównym celem stał się aktywizm na rzecz dobrostanu zwierząt, dołączając do protestów przeciwko polowaniom na foki w 1977 roku i zakładając Fundację Brigitte Bardot w 1986 roku.
Bardot wysłała następnie listy protestacyjne do światowych przywódców w związku z takimi kwestiami, jak eksterminacja psów w Rumunii, zabijanie delfinów na Wyspach Owczych i ubój kotów w Australii. Regularnie wyrażała również swoje poglądy na temat religijnego uboju zwierząt. W swojej książce z 2003 roku „Krzyk w ciszy” (A Cry in the Silence) opowiadała się za prawicowymi poglądami politycznymi i atakowała gejów i lesbijki, nauczycieli oraz tzw. „islamizację francuskiego społeczeństwa”, co doprowadziło do skazania za podżeganie do nienawiści rasowej.

Jordan Bardella, przewodniczący skrajnie prawicowej partii Marine Le Pen, Zjednoczenia Narodowego (RN), którą popierała Bardot, napisał: „Brigitte Bardot była kobietą o wielkim sercu, przekonaniach i charakterze. Jako żarliwa patriotka, oddana zwierzętom, które chroniła przez całe życie, uosabiała całą francuską epokę, ale przede wszystkim ideę odwagi i wolności”.
Le Pen, którą Bardot kiedyś nazwała „Joanną d'Arc XXI wieku”, napisała w mediach społecznościowych, że Bardot była „wyjątkowa ze względu na swój talent, odwagę, szczerość i urodę”. „Była niesamowicie francuska” – powiedziała. „Wolna, niezłomna, pełna energii. Będzie jej bardzo brakowało”.

Rola Bardot w panteonie kulturowym skrajnej prawicy była tak wielka, że hołd oddał jej również włoski rząd, a wicepremier Matteo Salvini nazwał ją „nieśmiertelną gwiazdą, ale przede wszystkim kobietą wolną, nonkonformistką, bohaterką odważnych walk w obronie naszych tradycji”.
Włoski minister kultury, Alessandro Giuli, powiedział: „Brigitte Bardot była nie tylko jedną z największych protagonistek światowego kina, ale także niezwykłą interpretatorką fundamentalnych wolności Zachodu”. Dodał, że „zdecydowanie broniła swojej wizji wartości kulturowych i społecznych oraz zaangażowania obywatelskiego”.
Podżegające komentarze Bardot na temat mniejszości etnicznych, imigracji, islamu i homoseksualizmu doprowadziły do serii wyroków skazujących za podżeganie do nienawiści rasowej. Francuskie sądy ukarały ją grzywną sześć razy w latach 1997-2008 za jej komentarze, szczególnie te skierowane przeciwko francuskiej społeczności muzułmańskiej. W jednym przypadku sąd w Paryżu ukarał ją grzywną w wysokości 15.000 euro (13 000 funtów) za nazwanie muzułmanów „ludnością, która nas niszczy, niszczy nasz kraj narzucając swoje czyny”. (Za „The Guardian)


4.
Obraz zawierający ubrania, Ludzka twarz, człowiek, zrzut ekranu

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.
Bułgaria przygotowuje się do przystąpienia do strefy euro wśród obaw przed dezinformacją wspieraną przez Rosję
Kraj na Bałkanach stanie się 21. państwem, które przyjmie walutę UE, a decydenci liczą, że ten krok pobudzi gospodarkę
https://www.theguardian.com/world/2025/dec/28/bulgaria-europe-eurozone-russia-disinformation-economy
Nie dalej niż wczoraj D.O. o tym pisał
Zapyziały polski grajdół jednak dla D.O. za ciasny.


5.
Obraz zawierający tekst, zrzut ekranu, na wolnym powietrzu

Zawartość wygenerowana przez AI może być niepoprawna.
Polska przygotowuje budowę umocnień przeciwdronowych wartych 2 mld euro wzdłuż swojej wschodniej granicy w obliczu zagrożenia ze strony Rosji
Wiceminister obrony twierdzi, że nowe systemy obrony powietrznej zostaną ukończone w ciągu 24 miesięcy
https://www.theguardian.com/world/2025/dec/27/poland-anti-drone-fortifications-eastern-borders-cezary-tomczyk
„Spodziewamy się, że pierwsze możliwości systemu zostaną osiągnięte za około sześć miesięcy, a może nawet wcześniej. Ukończenie całego systemu zajmie 24 miesiące” – powiedział wiceminister obrony Cezary Tomczyk w wywiadzie dla Guardiana w Warszawie.
Tomczyk powiedział, że nowe systemy obrony powietrznej zostaną zintegrowane ze starszą linią obrony, zbudowaną dekadę temu. Dodał, że będą one obejmować różne poziomy obrony, w tym karabiny maszynowe, działa, pociski rakietowe i systemy zagłuszania dronów.
„Część z nich jest przeznaczona do użytku wyłącznie w warunkach ekstremalnych lub wojennych. Na przykład, te wielolufowe karabiny maszynowe są trudne w użyciu w czasie pokoju, ponieważ wszystko, co idzie w górę, musi spaść” – powiedział.
We wrześniu kilkanaście podejrzewanych o rosyjskie dronów wtargnęło do polskiej przestrzeni powietrznej. Incydent doprowadził do zamknięcia lotnisk, poderwania myśliwców i uszkodzenia budynków na ziemi w wyniku zestrzeleń dronów. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski powiedział wówczas dziennikowi „Guardian”, że ataki, w których wykorzystano drony bez amunicji, były próbą Rosji „wypróbowania nas bez wywoływania wojny”.
Od tego czasu Polska zaktualizowała już plany wzmocnienia swoich wschodnich granic. Chociaż żaden system antydronowy nie jest w pełni skuteczny w walce z systematycznymi i masowymi atakami, jakich doświadczyła Ukraina, państwa europejskie na wschodniej flance starają się unowocześnić swoje systemy, aby sprostać nowemu zagrożeniu. Tomczyk powiedział, że projekt kosztowałby ponad 2 mld euro (1,75 mld funtów) i zostałby w większości sfinansowany ze środków europejskich w ramach programu pożyczek obronnych SAFE (Security Action for Europe), a także z części składek do budżetu państwa.
W ciągu prawie czterech lat wojny na Ukrainie, Polska coraz częściej stawiała się w sytuacji wojennej, ponieważ rośnie liczba przypadków sabotażu i podpaleń, które polskie służby łączą z rosyjskimi służbami wywiadowczymi. Kraj planuje przeszkolić setki tysięcy obywateli w zakresie umiejętności przetrwania, podczas gdy inni biorą udział w dobrowolnych szkoleniach wojskowych.
Oprócz muru przeciwdronowego, Polska prowadzi również prace fortyfikacyjne wzdłuż granic lądowych z Białorusią i rosyjską enklawą Kaliningrad, znaną jako Tarcza Wschodnia, mające na celu zapobieżenie przyszłej inwazji rosyjskiej. Tomczyk zapowiedział, że w każdej gminie przygranicznej powstaną specjalne centra logistyczne, w których będzie przechowywany sprzęt do blokowania granicy, gotowy do użycia w ciągu kilku godzin.
„Prawda jest taka, że dopóki Ukraina broni się i walczy z Rosją, Europie nie grozi wojna w konwencjonalnym, ścisłym tego słowa znaczeniu. Zamiast tego czekają nas prowokacje i akty sabotażu” – powiedział Tomczyk. Dodał jednak, że gdyby Zachód pozwolił Rosji wygrać na Ukrainie, Kreml mógłby wkrótce zwrócić się ku Europie.
Polska zwiększyła wydatki na obronność do 4,7% PKB, co jest jednym z najwyższych wskaźników w Unii Europejskiej, na tle utrzymujących się obaw o hybrydowe działania Rosji i potencjalne zagrożenia militarne dla kraju.
„Obecnie Ukraina wydaje około 40% swojego PKB na wojnę i każdy, kto zastanawia się, jaki procent powinniśmy przeznaczyć na wojsko, powinien zadać sobie pytanie, czy lepiej zwiększyć wydatki, powiedzmy, z 2% do 3 lub 3,5%, czy pozwolić im wzrosnąć z 2% aż do 40% później” – powiedział Tomczyk.
Zapytany, czy Rosja rzeczywiście miała wobec Polski takie same plany militarne jak wobec Ukrainy, którą prezydent Rosji Władimir Putin od dawna uważa za kluczową dla rosyjskiej tożsamości, Tomczyk wskazał na długą historię rosyjskiej agresji i ekspansjonizmu w Europie Wschodniej. Stwierdził, że „jak w orwellowskiej powieści „Rok 1984”, przekaz o ówczesnym wrogu można szybko zmienić.
„Te podboje pełnią głównie funkcję politycznego narzędzia utrzymania władzy: powtarzający się motyw w historii Rosji. Rząd musi pokazać, że jest silny, że dowodzi potężną armią, że nikt nie powinien odważyć się mu przeciwstawić. W tym sensie wojna zewnętrzna staje się w Rosji narzędziem wewnętrznym” – powiedział.


6.
Chcecie wiedzieć, co D.O. sądzi o tej szopce w Mar-a-Lago?
A więc sądzi, że ten pomarańczowy pajac, wysłuchawszy przez dwie i pół godziny instrukcji od Putina, niczego nie załatwił. Zatroszczył się jedynie o to, by w tak zwanym planie pokojowym znalazły się preteksty, dzięki którym Moskwa będzie mogła go w całości odrzucić.
Podczas konferencji prasowej ów idiota wygłosił wszystkie możliwe idiotyzmy, na jakie było go stać. Idiotyzmy o Putinie, idiotyzmy o Donbasie — którego nazwy nie był w stanie ani zapamiętać, ani wymówić — idiotyzmy o polityce swojego poprzednika Joe Bidena, idiotyzmy o inicjatywach europejskich, idiotyzmy o samym planie pokojowym.
Czegóż innego można się spodziewać po idiocie?
Na częściowe usprawiedliwienie idioty D.O. dodaje, że na temat rosyjskich poczynań militarnych milczał Bill Clinton, na temat inwazji na Krym milczał Barack Obama, a i Joe Biden bardzo uważał, by nie pomóc Ukrainie wygrać tej wojny.
Jakie to szczęście, że Europa się obudziła i zaczyna poważnie brać pod uwagę możliwość wojny z Rosją. D.O. nie wie, ile czasu potrzeba Europie, by osiągnąć amerykański poziom produkcji zbrojeniowej, ale ma nadzieję, że niewiele. Czas nagli, a jeden pewnik pozostaje: Stany Zjednoczone Europie nie pomogą, więc musi liczyć sama na siebie. Jeśli przemysł zbrojeniowy działa już na przyzwoitych obrotach, to tym, czego w Europie brakuje najbardziej, jest uświadamianie społeczeństw na temat rosyjskiego zagrożenia.
Chwilowy rozejm czy zakończenie działań zbrojnych oznaczałoby pokój o wiele bardziej zgniły niż ten, który zapanował po spotkaniu Chamberlaina z Hitlerem w Monachium. Ten plan — made by Trump — jest tak głupi i tak nieprecyzyjny, że ewentualny pokój oparty na jego podstawie nie potrwa długo i w żadnym wypadku nie zagwarantuje, że po krótkim odpoczynku Rosja nie rzuci się ponownie na Ukrainę, państwa bałtyckie i Polskę. Byłby to jedynie początek tego, o czym marzył już Włodzimierz Lenin: zajęcia i podporządkowania Moskwie całej Europy.


Komentarze

  1. dziękuję za dzisiejszy przekaz, współczuję prezydentowi Żełeńskiemu i całej delegacji bo rozmowa i słuchanie tego wymalowanego pajaca i jego "ekspertów " wymaga nadzwyczajnej siły , kraj kowbojów nigdy z tej degrengolady się nie podniesie .Łapanki ludzi na ulicach miast w 21 wieku to jest tak coś obrzydliwego ,że brak absolutnie słów aby to określić.........facet za to co robi oprócz kryminału powinien dostać w pysk .....

    OdpowiedzUsuń
  2. W starych demokracjach wybitnych dziennikarzy, legendy zawodu, trzyma się w redakcjach, rozgłośniach, stacjach tak długo, jak długo chcą pracować. A przynajmniej tak bywało do niedawna . Obecnie tak długo można być politykiem najwyższego szczebla. W Polsce tez

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga