DRUGI OBIEG

Poniedziałek, 23 grudnia 2024

 

1.

Większość z Was, Czytelnicy, z utęsknieniem czeka na przesilenie zimowe, na okres, w któym dni stają się dłuższe.
D.O. też, oczywiście, ale jeszcze bardziej czeka na…
Cierpliwości, jeszcze tylko kilka dni i nie będziemy musieli już (aż przez 11 miesięcy) słuchać: przez radio, w telewizji, w sklepach, na ulicach, tych wszystkich „All I want for Christmas is you”,

„Feliz Navidad”, „Merry Christmas to You” i temu podobnych.
Nasze uszy będą też wolne od świętobliwych kolęd i całej tej bazarowo-kościelnej, tandetnej słodyczy, od której zdrowy człowiek dostaje cukrzycy, a chory na cukrzycę wpada w śpiączkę cukrzycową. Ufff…
To oczywiście osobnicze odczucia D.O., najwyraźniej mocno odosobnione, bo, wygląda, tzw. szerokiej publiczności bardzo się to podoba i zaczynają tęsknić za tym repertuarem już w maju.
D.O. jest pewien, że większość czytelników też lubi te piosenki i tę atmosferę, więc D.O. to uszanuje i będzie dalej te kaleczące jego zmysły „uroczystości” mężnie znosił, tak, jak znosi od lat bardzo wielu.
A towarzyszy niedoli, którzy myślą i czują podobnie, jak D.O. – D.O. serdecznie pozdrawia i załącza wyrazy współczucia.

2.

No więc D.O. wszedł już w ducha Saturnaliów, zwanych także Bożym Narodzeniem. Nie za darmo. Musiał to opłacić kolejną porcją irytacji, jaką wzbudza w nim fizyczny kontakt z tymi slumsami, które szumnie zwą się międzynarodowym lotniskiem Chopina. Na ulicach policji nie uświadczysz, ale w okolicach lotniska, funkcjonariuszy przeganiających nieszczęśników, czekających na swoich bliskich ze wszystkich (niewielu) wolnych przestrzeni, przy których można zatrzymać samochód, nigdy nie brakuje. Parkingi są a) upiornie drogie; b) są daleko; c) trzeba wyjść na zewnątrz, w deszczu i hulającym wietrze. „No przecież można iść pod parasolem” – powiecie. No nie, bo obie ręce masz zajęte walizkami, taszczonymi (do niektórych parkingów po żwirze). A nawet jeśli podróżujesz lekko, to wiatr ci parasol z ręki wyrwie i połamie, bo, jak wiadomo, lotniska to są duże, puste przestrzenie, ulubione miejsca wiatru, nawet w pogodne i pozornie bezwietrzne dni.
No, a Rodzina, przyleciawszy na owego Chopina (cudzoziemcy często pytają, czy mieliśmy dwóch słynnych kompozytorów, jednego o nazwisku Chopin, a drugiego o nazwisku Chopina), przez pół godzinki nie mogła wysiąść z samolotu, zaparkowanego w kartoflisku, bo mafia z PPL (Polskich Portów Lotniczych) żąda absurdalnych opłat za dostęp do „rękawa”, skądinąd starego i byle jakiego, bez ogrzewania, ponieważ nie podjeżdżały schodki.
Jakież to charakterystyczne dla Chopina! Nb. nawet w krajach, w których jest ciepło, bezwietrznie i bardzo rzadko pada deszcz, schodki są wyposażone w daszek. Ale na Chopinie nie. Na Chopinie musisz przemoknąć do nitki, zanim dobiegniesz do zatłoczonego autobusu, a wraz z tobą twój cenny laptop i dokumenty, które trzymałaś w torebce.
Ufff.
Taka to już wizytówka Polski.

3.

W tym momencie złośliwy D.O. miał ochotę zamieścić link do wspomnianej pioseneczki Mariah Carey, ale duch Saturnialiów wziął górę i postanowił nie być aż tak okrutny w tym szczególnym okresie.



Warte przeczytania, oj warte!
… „On także zbudował „więzienie" - oczywiście inne niż to budowane przez ówczesne władze, ale nie mniej groźne, bo udekorowane słowami o najwyższych wartościach, wolności i godności,

i podbudowane rzeczywistą wrażliwością społeczną jego twórcy. Kościół polski utknął w tym więzieniu skutecznie i nie wydostał się z niego do dzisiaj.
Ceterum censeo: nie wydostanie się z niego już nigdy, bo z zapałem buduje je nadal, nawet teraz, kiedy przegrali jego w tym dziele doraźni polityczni sojusznicy. …
Dlaczego mówię, że Kościół Stefana Wyszyńskiego stał się „więzieniem"? Ponieważ najpierw jego twórca stał się więźniem (dosłownie i w przenośni) i ponieważ nigdy naprawdę z więzienia nie wyszedł. Co więcej, ów stan uwięzienia uznał nie tylko za naturalny dla sytuacji Kościoła polskiego takiej, jaką ją wówczas odczytywał, ale także za pożądany - bo uniemożliwiający odpłynięcie tego Kościoła w kierunku, którego on sam ani nie rozumiał, ani tym bardziej nie akceptował. Inaczej mówiąc, ponieważ nie był w stanie inaczej rozumieć Kościoła, a to w jego wypadku znaczyło: nie był w stanie inaczej rozumieć świata, w którym się znalazł”.
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,31553743,na-tle-tzw-ludzi-bez-wlasciwosci-tworzacych-peerelowska-wladze.html#S.TD-K.C-B.8-L.1.duzy




… „Eksperyment "Jędraszewski" okazał się nieudany. To nie słowa ateistki i lewaczki, ale katolickiego duchownego. Ks. Kazimierz Sowa, publicysta i autor książki "Niewierni wierni" tak podsumowuje działalność hierarchy: - Arcybiskup nie tyle upolitycznił religię, co konsekrował politykę”. …
https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,31562529,siedem-grzechow-glownych-abp-marka-jedraszewskiego-od-kapelana.html?_gl=1*1adz0ob*_gcl_au*MTQ5MjQ4MzQxNS4xNzMxMzQ0Mzcz*_ga*MTMxMzExOTY4OS4xNjIyMzA3MzI4*_ga_6R71ZMJ3KN*MTczNDkwMTY5MS4xNjk4LjEuMTczNDkwMjgxNS4wLjAuMA..&_ga=2.241884546.1839425628.1734124895-1313119689.1622307328#S.TD-K.C-B.10-L.1.duzy
… „O tym, że na plebanii mieszka pedofil, mieszkańcy dowiedzieli się przypadkiem, po kilku miesiącach. - Wtedy skojarzyliśmy, że brat księdza zaczepia dzieci, klepie po pupach, robi zdjęcia - opowiadają. Policję zaalarmowali lekarze szpitala psychiatrycznego w Zaborze”.
https://zielonagora.wyborcza.pl/zielonagora/7,35182,31563873,pedofil-brat-ksiedza-zamieszkal-na-plebanii-nie-mogl-latwiej.html?_gl=1*1adz0ob*_gcl_au*MTQ5MjQ4MzQxNS4xNzMxMzQ0Mzcz*_ga*MTMxMzExOTY4OS4xNjIyMzA3MzI4*_ga_6R71ZMJ3KN*MTczNDkwMTY5MS4xNjk4LjEuMTczNDkwMjgxNS4wLjAuMA..&_ga=2.241884546.1839425628.1734124895-1313119689.1622307328#S.TD-K.C-B.10-L.2.duzy
P.S. Arcybiskup Canterbury Phil Welby, jak wiadomo ustąpił ze stanowiska po odkryciu, że krył księży – pedofili.
Kilka dni temu wyrzekł się również stanu duchownego.



Skoro jesteśmy w okresie duchowego wzmożenia…
Poniższy fragment pochodzi z książki "Zakrystia" autorstwa Artura Nowaka, która ukaże się 14 stycznia 2025 roku nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Mówi się, że kobiety to plotkary, ale zakonnice potrafią trzymać język za zębami - uważa Roman, były ksiądz, który posługiwał jako kapelan u sióstr. - Na zewnątrz tego nie widać, ale tam się dopiero kotłuje. Są agresywne, biją się. Kilka razy byłem świadkiem, jak na siebie ruszyły.
Kiedyś takie sytuacje nie wydostałyby się na zewnątrz. Obecnie - za sprawą mediów - dowiadujemy się o nich częściej. Przywiązywanie dzieci do łóżek, bicie, trzymanie w klatce… Z reportażu Dariusza Farona i Szymona Jadczaka wynika, że zakonnice tak traktowały podopiecznych w domu pomocy społecznej w Jordanowie. Takie obrazy zachowały się też w pamięci Kory, pensjonariuszki tego ośrodka: "Jeśli dzieci nie trzymały moczu, musiały całą noc spać w mokrym prześcieradle. Smarowano je kałem, stosowano przemoc psychiczną i fizyczną". Była zakonnica Izabela Mościcka wspomina skrajne okrucieństwo, a zarazem patologie władzy w Kościele. Opowiada o wyrafinowanym okrucieństwie:
Karolina, zanim sama odeszła i zaczęła szukać ukojenia w alkoholu, długo kolekcjonowała momenty, za które teraz się wstydzi. Chodzi o wszystkie te chwile, gdy inna z sióstr wracała od przełożonej z zapłakanymi oczami i poszarpanymi włosami. - Byłam wtedy jeszcze świeżo po święceniach, zakochana w życiu duchownym i patrzyłam na przełożoną jak na autorytet. Była dla mnie matką, która delikatnym głosem mnie wspierała i była ze mnie dumna - opowiada.
Nie mogła więc uwierzyć, że jej "matka" może maltretować inną siostrę. Zapłakane oczy i poszarpane włosy Karolina odczytywała jako wynik intrygi wymierzonej w przełożoną. - Odsuwałam się od niej, byłam bezlitosna, zawsze gotowa do rzucenia pogardliwego spojrzenia. Jedyny wyraz litości, na jaki umiałam się zdobyć, to milczenie. Ale czasem rzucałam: "Dobrze ci tak!". W końcu ta siostra nie wytrzymała i odeszła z zakonu. Wtedy głos przełożonej - dotąd delikatny - zamienił się w charczący i wstrętny. Pewnie zawsze taki był, ale tego nie słyszałam, bo byłam otumaniona. Stałam się jej kolejną ofiarą. Jakby w zastępstwie za tę, która nie miała już siły nią być - tłumaczy.
Jak dodaje, dopiero na terapii "w cywilu" uświadomiła sobie, jak wyglądał proces robienia z niej ofiary. Władza absolutna przełożonej żywiła się bezwzględnym posłuszeństwem Karoliny. A każda jej potrzeba - kupienia nowej kurtki albo odwiedzenia rodziny - była nazywana samowolą i karana przemocą. - Kulminacją tego okrucieństwa był moment, gdy moja mama umierała na raka i potrzebowałam ją pożegnać, a przełożona odmówiła. Byłam zrozpaczona i rzuciłam, że i tak pojadę. Wtedy przełożona znów mnie pobiła. Po tym zdecydowałam się odejść - wspomina była zakonnica.
Znajoma, która pracowała z byłymi siostrami, miała do czynienia z takimi wspomnieniami: Z dnia na dzień z dorosłego człowieka trzeba było przemienić się w małą dziewczynkę. Podporządkować się, o wszystko pytać - z wyjątkiem pytania "dlaczego?". Robić, co każą, uczyć się katechizmu i Biblii. O wszystko prosić. O mydło, pastę do zębów… - to wpis z pamiętnika byłej członkini bezhabitowego zgromadzenia Sługi Jezusa.
O tym nigdy i pod żadnym pozorem nie wolno powiedzieć ludziom z zewnątrz - ostrzegają przełożone.
Cały fragment książki jest na stronie TOKfm:
https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,169490,31549692,popelnilam-najwiekszy-grzech-jakiego-moze-sie-dopuscic-zakonnica.html



„Bardzo liczyliśmy na to, że były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski uciekając za granicę przed odsiadką wykaże się jakąś minimalną oryginalnością. Korea Północna, Somalia, Sudan, Jemen, Wenezuela, Afganistan, Meksyk, Kolumbia — to byłyby wyzwania godne numerariusza Opus Dei. Niestety. Pan Marcin zachował się absolutnie przewidywalnie i dał nogę na Węgry, europejską, światową i międzygalaktyczną oazę prawa, a nawet sprawiedliwości. Wyraźnie nie doczekał się nasz pan minister zapowiadanej przez Jarosława Kaczyńskiego od 2011 r. budowy Budapesztu w Warszawie, więc postanowił rozpocząć budowę Polski na Węgrzech. Z wypowiedzi Romanowskiego nadsyłanych znad Dunaju wynika bowiem, że zamierza tam tworzyć nową wielką emigrację, na wzór romantycznych wieszczów. A może nawet zbuduje na wybrzeżu Balatonu nowe legiony — Legiony Romanowskiego — które wyrwą Rzeczpospolitą z łap złego Tuska. Wyraźnie przesadził z tokajem nasz pan minister. Zresztą z gulaszem zapewne też”. …
Cały materiał w Onecie: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/stan-wyjatkowy-orban-prowadzi-gre-z-tuskiem-romanowski-to-tylko-poczatek/c0qkn87


Po upadku Assada marzenie Putina o dominacji nad światem zamienia się w koszmar

Peter Pomerantsev*
Skargi na prezydenta rosną wśród rosyjskich liderów wojskowych i biznesowych. Teraz nadszedł czas, aby Zachód podkręcił temperaturę
„Gdy upadł Baszar al-Asad, rosyjscy nacjonalistyczni blogerzy wojskowi zwrócili się przeciwko Kremlowi. „Dziesięć lat naszej obecności”, wściekał się kanał „Two Majors” na Telegramie do ponad miliona subskrybentów, „martwi rosyjscy żołnierze, miliardy wydanych rubli i tysiące ton amunicji, trzeba im jakoś zrekompensować”. Niektórzy nie unikali krytyki Władimira Putina. „Przygoda w Syrii, zainicjowana osobiście przez Putina, wydaje się dobiegać końca. I kończy się haniebnie, jak wszystkie inne „geopolityczne” przedsięwzięcia stratega Kremla”.
Nie były to odosobnione incydenty. Filter Labs, firma zajmująca się analizą danych, z którą współpracuję, zauważyła gwałtowny spadek nastrojów w mediach społecznościowych na temat Syrii, gdy upadł Assad.
Stanowiło to jaskrawy kontrast z głupim twierdzeniem Putina na jego dorocznej konferencji prasowej w zeszłym tygodniu, że Rosja nie poniosła żadnej porażki w Syrii. W przeciwieństwie do mediów społecznościowych, tradycyjne media próbowały podążać linią Kremla, ale nawet tutaj doszło do podziałów. „Możesz blefować na arenie międzynarodowej przez jakiś czas – ale upewnij się, że nie dasz się nabrać na własne oszustwa”, głosił felieton w gazecie Kommersant, napisany przez emerytowanego pułkownika bliskiego dowództwu wojskowemu. Następnie użył Syrii jako przykładu tego, że „we współczesnym świecie zwycięstwo jest możliwe tylko w szybkiej i ulotnej wojnie. Jeśli skutecznie wygrywasz w ciągu kilku dni i tygodni, ale nie potrafisz szybko skonsolidować swojego sukcesu pod względem militarnym i politycznym, ostatecznie przegrasz bez względu na to, co zrobisz”. Chociaż artykuł nie wspomniał o Ukrainie, Wasilij Gatow, analityk mediów z University of Southern California, powiedział mi, że uważał to za wiadomość od sztabu generalnego do Kremla: bądź realistą co do tego, co możemy osiągnąć również na Ukrainie.
Upadek Asada to nie tylko cios dla interesów Rosji na Bliskim Wschodzie, ale i dla istoty władzy Putina, która zawsze polegała na zarządzaniu percepcją. Jego wczesny spin doktor Gleb Pawłowski kiedyś mi wyjaśnił, jak pod koniec lat 90. i na początku XXI wieku, gdy Kreml był słaby w kraju, rosyjscy przywódcy nauczyli się dominować w telewizji, aby stworzyć namiastkę wielkości. Kreml nie mógł wówczas kontrolować gubernatorów regionalnych, ale mógł dawać poczucie, że prezydent rządzi wszystkim, będąc wszechobecnym w mediach. Od tego czasu Putin przeniósł zarządzanie percepcją na scenę międzynarodową, próbując opowiedzieć historię, że przewodzi nowemu pokoleniu autorytarnych reżimów przeznaczonych do odziedziczenia ziemi. Ale ten obraz nagle wydaje się chwiejny. Teraz nadszedł czas, aby wywrzeć większą presję, zanim będzie mógł załatać sprawę i ponownie wyświetlić swój film o superpotędze.
Zacznijmy od Gruzji, gdzie protestujący odważnie stawiają opór decyzji prorosyjskiego rządu o zaprzestaniu integracji z UE. Stawką jest wchłonięcie Gruzji przez neokolonialną sferę Moskwy. Większa dominacja Rosji pozwala Moskwie na kontrolowanie gazociągów tranzytowych do Europy i manipulowanie dostępem do Azji Środkowej. Celem protestujących jest wciągnięcie do systemu wystarczającej liczby osób, aby porzuciły rządzącą partię i jej faktycznego władcę, oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego. Protesty zaczynają przynosić owoce. Niektórzy dyplomaci i urzędnicy odchodzą. Zachód może jasno dać do zrozumienia, że gruzińscy przywódcy są wyrzutkami, nakładając sankcje na polityków, przedsiębiorstwa i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa zaangażowanych w represje.
W zeszłym tygodniu rząd Wielkiej Brytanii obrał właściwą drogę, uderzając w pięciu urzędników zamrożeniem aktywów i zakazem podróży. Przywódcy prorosyjscy muszą być postrzegani jako podatni na porzucenie statku przez tych pod nimi w wystarczającej liczbie. Kreml nie powiódł się w próbie wykorzystania korupcji i propagandy, aby wykoleić podróż Mołdawii do UE w niedawnym referendum. Gruzini również zasługują na wsparcie swoich europejskich aspiracji.
Tymczasem na pełnym morzu Europa w końcu podjęła działania przeciwko rosyjskiej flocie cieni, która transportuje ropę naftową po całym świecie i sprzedaje ją po stawkach przekraczających limit ustalony przez G7. Statki będą teraz zatrzymywane i przejmowane, jeśli nie będą odpowiednio ubezpieczone. Eddie Fishman z Columbia University twierdzi, że nadszedł moment, aby sparaliżować kluczowe dochody Kremla z ropy naftowej, nakładając sankcje wtórne na podmioty, które kupują ropę po cenie wyższej niż cena oferowana. To odstraszy indyjskich i emirackich handlarzy, którzy kontynuują interesy z Rosją, a w efekcie zwiększy presję na rosyjską gospodarkę, w której liderzy biznesu już narzekają, że system jest niezrównoważony. Pomimo twierdzeń Kremla, że z gospodarką wszystko jest w porządku, Rosjanie tego nie kupują, narzekając w Internecie, że inflacja sprawia, że ich pensje wydają się bezwartościowe.
I chociaż Kreml utrzymuje, że Rosja i Chiny to sojusz zawarty w raju ekonomicznym, rzeczywistość jest bardziej krucha. Rosyjskie firmy mówią, że chińskie banki nie będą już z nimi współpracować, skoro rosyjskie instytucje zostały umieszczone na czarnej liście przez USA. Zamiast tego obawiają się, że Chińczycy oferują im „głęboko podejrzane” sposoby przesyłania pieniędzy – ale nie mają innego wyjścia, jak tylko grać w tę grę.
Kreml będzie bardziej niż świadomy tych skarg w całym społeczeństwie, od blogerów wojskowych po ludzi biznesu. Nie ma żadnych oznak demokratycznych powstań. Putin nie boi się żadnych wyborów. Ale martwi się, gdy ludzie nie robią tego, co nakazuje. Prezydent Rosji często przelicza, gdy widzi, że nie może kontrolować percepcji i zachowań – dlatego porzucił wysiłki mobilizacyjne po ostatnich próbach ucieczki z kraju miliona młodych Rosjan.
Gdy Zachód zwiększa naciski na Rosję, celem nie jest jakaś magiczna zmiana reżimu. Chodzi o to, aby przywódcy poczuli się tak niepewnie, że przemyślą, na co mogą sobie pozwolić. W tym celu presja na Putina musi nadejść gęsta i szybko, a jeden cios po drugim w niespodziewanej kolejności, anulując historie międzynarodowych wpływów, które snuł. Ukraina podejmuje bezpośrednie działania: ataki dronów na coraz głębiej położone w Rosji zakłady produkcji wojskowej i spektakularne zabójstwo rosyjskiego generała w sercu Moskwy. Ale jej demokratyczni sojusznicy mogą zrobić o wiele więcej, ucząc się na nowo sztuki wojny gospodarczej i politycznej.
Błędne podejście Joe Bidena polegało zawsze na czekaniu do zakończenia kryzysu rosyjskiego, a następnie pozwoleniu Putinowi na odzyskanie sił i przegrupowanie się. Czy Donald Trump może spróbować czegoś bardziej dynamicznego? Czy uwierzy w przechwałki Putina jeszcze bardziej niż Biden? Paradoks polegałby wówczas na tym, że USA uwierzyły w mit nieprzepuszczalności Putina bardziej niż wielu Rosjan. Najważniejsze „zarządzanie percepcją”, na które liczy Władimir Putin, to to skierowane na sam Biały Dom.
*Peter Pomerantsev jest autorem książki Jak wygrać wojnę informacyjną: „Propagandzista, który przechytrzył Hitlera”

https://www.theguardian.com/commentisfree/2024/dec/22/with-assads-fall-putins-dream-of-world-domination-is-turning-into-a-nightmare



Zdjęcia ukazują pierwszy rzut oka na społeczność Amazonii, z którą nie było dotąd kontaktu
Ekskluzywne: Automatyczne kamery w brazylijskiej puszczy deszczowej pokazują obrazy ludu Massaco, który rozwija się pomimo zagrożeń środowiskowych
Niesamowite zdjęcia wykonane przez automatyczne kamery w brazylijskiej dżungli ukazują odizolowaną społeczność, która zdaje się dobrze prosperować pomimo presji ze strony hodowców bydła i nielegalnej ingerencji w Amazonię.
Zdjęcia grupy mężczyzn oferują światu zewnętrznemu pierwszy rzut oka na społeczność – i dają dalsze dowody na to, że populacja rośnie. Grupa jest znana jako Massaco od rzeki, która przepływa przez ich ziemie, ale nikt nie wie, jak sami siebie nazywają, podczas gdy ich język, struktura społeczna i przekonania pozostają tajemnicą.
Pomimo nieustającej presji ze strony agrobiznesu, drwali, górników i handlarzy narkotyków, populacja Massaco co najmniej podwoiła się od początku lat 90. – do szacowanych 200–250 osób – według brazylijskiej Narodowej Fundacji Ludności Tubylczej (Funai), która od dziesięcioleci pracuje nad ochroną tego terytorium. Funai umieściła kamery w miejscu, w którym okresowo zostawia metalowe narzędzia jako prezenty, praktykę stosowaną w celu odstraszenia osób niebędących w kontakcie od zapuszczania się na farmy lub obozowiska drwali w celu zdobycia narzędzi – jak to miało miejsce w przeszłości z tragicznymi konsekwencjami. Zdjęcia osad Massaco zostały wcześniej zrobione podczas wypraw Funai na obszary, które, jak potwierdziły zdjęcia satelitarne, zostały opuszczone.
Lata takich pośrednich obserwacji sprawiły, że Massaco byli znani z polowania z łukami o długości trzech metrów i przenoszenia swoich wiosek z sezonu na sezon w lesie. Zniechęcają przybyszów, wsadzając w ziemię tysiące kolców przebijających stopy i opony.
„Teraz, dzięki szczegółowym fotografiom, można dostrzec podobieństwo do ludu Sirionó, który mieszka na przeciwległym brzegu rzeki Guaporé w Boliwii” – mówi Altair Algayer, agent rządowy Funai, który spędził ponad trzy dekady na ochronie terytorium Massaco. „Ale nadal nie możemy powiedzieć, kim oni są. Wiele rzeczy wciąż pozostaje tajemnicą”.
Pomimo katastrofy demograficznej ludności tubylczej spowodowanej wiekami okupacji nie-tubylczej i pogarszającej się dewastacji środowiska, wzrost populacji wśród odizolowanych ludów jest trendem w całej Amazonii. W 2023 r. czasopismo naukowe Nature ujawniło rosnącą populację wzdłuż granic Brazylii z Peru i Wenezuelą. Zdjęcia satelitarne pokazały większe działki uprawne i rozbudowane długie domy.
Specjaliści widzieli również dowody podobnego wzrostu w lesie wśród społeczności koczowniczych, które nie uprawiają roślin ani nie budują dużych konstrukcji widocznych z kosmosu. Jedną z takich grup jest Pardo River Kawahiva, nadzorowana dla Funai przez Jaira Candora, w stanie Mato Grosso. „Obecnie szacujemy, że jest tam 35-40 osób. Kiedy zaczynaliśmy tu pracować w 1999 r., było ich około 20”, powiedział Candor.
To przeciwstawienie się globalnemu trendowi utraty kultury i zanikania języków zostało osiągnięte dzięki innowacyjnej polityce publicznej polegającej na nieinicjowaniu kontaktu – zapoczątkowanej przez Brazylię w 1987 r. po dziesięcioleciach kontaktów kierowanych przez rząd, które zabiły ponad 90% osób, głównie z powodu chorób. Od tego czasu także Peru, Kolumbia, Ekwador i Boliwia przyjęły to podejście.
Według projektu raportu Międzynarodowej Grupy Roboczej Ludów Tubylczych w Izolacji i Pierwszym Kontakcie, w regionie Amazonii i Gran Chaco żyje 61 potwierdzonych grup, przy czym 128 z nich nie zostało jeszcze zweryfikowanych przez władze. Autor raportu, Antenor Vaz, był jednym z pierwszych, którzy wprowadzili zakaz kontaktu w Massaco w 1988 r. Powiedział, że Brazylia wyróżnia się w rozwijaniu najlepszych praktyk w tej dziedzinie, ale nie ma prawa specjalnie chroniącego odizolowane ludy.

Cały artykuł tu: https://www.theguardian.com/global-development/2024/dec/22/exclusive-photographs-reveal-first-glimpse-of-uncontacted-amazon-community-massaco

 



Miejsce budowy Stonehenge miało „zjednoczyć” starożytną Brytanię
Kamienie Stonehenge były symbolem politycznym, a nie tylko religijnym: sposobem na reprezentowanie unii między starożytnymi narodami Anglii, Walii i Szkocji, ante litam Wielkiej Brytanii. Tak twierdzą badania naukowców z University College London (UCL) i Uniwersytetu Aberystwyth, opublikowane w prestiżowym czasopiśmie akademickim Archaeology International i oczekiwane przez londyńską prasę. Ponieważ Brexit w dalszym ciągu grozi rozpadem Wielkiej Brytanii, a Szkocja i Irlandia Północna dążą do niepodległości, odkrycie tajemnicy Stonehenge będzie wydawać się obrońcom jedności narodowej demonstracją uczuć jedności sprzed pięciu tysięcy lat. Wiadomość nadchodzi dokładnie w dniu przesilenia zimowego, kiedy jak co roku tysiące turystów gromadzi się wokół budowli, która w 1986 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Naukowcy odkryli, że słynne neolityczne kamienie, ułożone w okrąg na terenach wiejskich angielskiego hrabstwa Wiltshire , pochodzą z trzech regionów, na które podzielona jest dzisiejsza Wielka Brytania (czwarty to Irlandia Północna). „Przetransportowanie tych ciężkich skał w tak odległe miejsce, co było jak na tamte czasy niezwykłym wyczynem, musiało być próbą ustanowienia zjednoczenia politycznego i wspólnej tożsamości na większości lub nawet w całej starożytnej Wielkiej Brytanii” – twierdzą autorzy badania. „Te kamienie były monumentalnym wyrazem jedności narodów, ziem, tradycji i firmamentów
.



Cień rosyjskiego „śpiocha” pojawia się także w tajemniczej i fascynującej historii opublikowanej przez „Wall Street Journal” o polowaniu na ukrywających się na całym świecie szpiegów Putina. Bo na sali porodowej 14 czerwca 2013 roku Maria Rosa Mayer Muños urodziła swoje pierworodne dziecko, uskarżając się na ból w doskonałym hiszpańskim. Oprócz tego, że naprawdę nazywała się Anna Dultseva, urodziła się w mieście Gorki, gdy jeszcze istniał Związek Radziecki, a z zawodu była moskiewskim uśpionym szpiegiem wraz z ojcem dziecka, Artemem, także agentem tajnych służb SWR. Przez lata pracowali nad infiltracją argentyńskiego społeczeństwa, przekształcając się w normalnych lokalnych mieszkańców dzielnicy Belgrano. W rzeczywistości byli przywódcami sieci szpiegów, których Kreml rozmieścił wszędzie, a następnie w razie potrzeby aktywował ich.
Wall Street Journal” wspomina, że w 1968 roku, mając 15 lat, młody Władimir zafascynował się sowieckim serialem telewizyjnym „Tarcza i miecz”. Opowiadał historię rosyjskiego agenta, któremu udało się zinfiltrować nazistowskie Niemcy, przedstawiając się jako Johann Weiss, oficer SS. W ten sposób udało mu się wydobyć najdelikatniejsze tajemnice III Rzeszy, przekazując je Moskwie. Putin tak się zauroczył filmem, że w szkole średniej uczył się niemieckiego, a później udał się do lokalnego biura KGB, aby zaciągnąć się do wojska. Nie wyznaczyli go jako uśpionego agenta, ale później twierdził, że zajmował się kilkoma z nich, służąc w Dreźnie w latach osiemdziesiątych.
Gdy został przywódcą Rosji, Władimir wskrzesił tę służbę, infiltrując wszędzie podobnych szpiegów. Dochodzenie „Wall Street Journal” ujawniło kilku z nich, działających na trzech kontynentach i znajdujących je w Słowenii, Argentynie, Norwegii, Grecji, Polsce, Ukrainie, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i oczywiście w Stanach Zjednoczonych.  …
Anna i jej mąż przeniknęli do Argentyny, a następnie przenieśli się do Słowenii, nigdy nie mówiąc dzieciom prawdy. Anna Chapman została odkryta w USA, gdzie miała nawet męża, który nie był świadomy jej prawdziwej tożsamości i pracy. Pablo Gonzalez udawał hiszpańskiego dziennikarza wysłanego w celu relacjonowania wojny na Ukrainie, ale w rzeczywistości nazywał się Paweł Rubcow, urodził się w Moskwie i pracował dla tajnych służb wojskowych GRU. Był tak dobry, że nawet zrobił sobie selfie z Nawalnym, gdy ten jechał do Barcelony, aby leczyć oczy po ataku.
Victor Ferreira udawał brazylijskiego ucznia Johns Hopkins School w Waszyngtonie, ale nazywał się Siergiej Władimirowicz Czerkasow i pochodził z Kalinigradu, rodzinnego miasta filozofa Kanta. José Assis Giammaria również podawał się za Brazylijczyka, ale tak naprawdę nazywał się Michaił Mikuszyn i został wysłany do Centrum Studiów Wojskowych i Strategicznych na Uniwersytecie w Calgary, aby wykraść tajemnice Kanadyjczykom. Wszystko zakryte fałszywymi tożsamościami, historiami i dokumentami, aby żyć całkowicie fałszywym życiem w służbie Rosji, czekając na rozkazy do wykonania jako domniemani obcokrajowcy.
Polowanie na tych szpiegów stało się priorytetem Stanów Zjednoczonych i wszystkich ich sojuszników. Nie tylko po to, aby zapobiec wyrządzeniu przez nich szkód, ale także po to, by dostać w swoje ręce rosyjskich agentów, których można wymieniać z Amerykanami i ludźmi z Zachodu, których Moskwa regularnie aresztuje bez powodu, aby następnie wykorzystać ich jako pionki szantażu. Dziecięca pasja Putina, która w miarę dorastania stała się jedną z jego ulubionych broni do rażenia przeciwników i zachęcania do wskrzeszenia ZSRR, gdzie została wynaleziona. Bo upadek tego imperium, jak sam przyznaje, pozostaje jego zdaniem największą tragedią współczesnego świata.

https://www.wsj.com/world/europe/sleeper-agents-putin-global-hunt-a7978f84

 



Trudno. Won z UE!

 

 


Po inflacji, miejsce na deflację. Podobnie jak w poprzedniej dekadzie, obawa przed stagnacją w kontekście zerowych stóp procentowych ożywia pogląd, że należy stymulować popyt poprzez bezpośrednie przekazywanie pieniędzy obywatelom strefy euro.
Bardzo popularne przed Covidem i oczywiście przed okresem inflacji powracają „pieniądze z helikoptera”. Tej koncepcji, według której, aby ożywić słabnący popyt, należałoby przekazać pieniądze bezpośrednio konsumentom, bronił kilka dni temu ekonomista Xavier Jaravel z London School of Economics.
W artykule opublikowanym w „Les Echos” ekonomista zauważa, że inflacja jest już pod kontrolą, stopy procentowe zaczęły spadać, a gospodarkom Starego Kontynentu grozi w nadchodzących latach sytuacja podobna do tej z przeszłości dekada. Mianowicie zerowe lub nawet ujemne stopy procentowe, gospodarka bliska deflacji i niezdolność państw do ożywienia popytu ze względu na ich wysokie zadłużenie.
Jak zatem możemy pobudzić gospodarkę? Poprzez umożliwienie każdemu obywatelowi strefy euro posiadania konta w Banku Centralnym, na którym będzie zasilona kwota, z której będzie mógł czerpać na konsumpcję. Pieniądze spadające z nieba, stąd określenie „pieniądze z helikoptera”, koncepcję spopularyzowaną przez noblistę ekonomistę Miltona Friedmana w wydanej w 1969 roku książce „Optymalna ilość pieniądza”.
Francuski ekonomista, który powraca do tego pomysłu, dostarcza wskazówek, jak działa to bezprecedensowe wsparcie wzrostu gospodarczego. Konkretnie, każdy obywatel miałby konto w banku centralnym swojego kraju, które byłoby zasilane i można było z niego korzystać za pomocą dedykowanej karty płatniczej. Odpowiadając na zarzuty dotyczące ryzyka zaoszczędzenia tych pieniędzy, Xavier Jaravel wyobraża sobie kartę płatniczą o ograniczonym czasie trwania.

„Osoby fizyczne miałyby kilka tygodni na wykorzystanie środków, po czym pozostałe saldo przepadałoby” – opisano.
Cnotliwym efektem takiego mechanizmu byłoby skierowanie dochodów na konsumpcję, a więc na działalność, a nie na jałowe oszczędności, jak ma to miejsce obecnie. Co więcej, choć spadek stóp zwykle zwiększa wartość aktywów (zwłaszcza nieruchomości), a zatem jest korzystny dla zamożnych gospodarstw domowych, to na dystrybucji pieniędzy na cele konsumpcyjne skorzystają przede wszystkim klasy średnie.

https://www.bfmtv.com/economie/des-euros-tombes-du-ciel-pour-tous-et-si-l-helicoptere-money-nous-sauvait-de-la-stagnation_AN-202412220115.html


 

 

Komentarze

  1. Szybkie poranne czytanie , wyjazd po ostatnie zakupy i wieczorne spokojne czytanie . Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga