DRUGI OBIEG
Niedziela, 31 sierpnia 2025
1.
D.O. może dać si wreszcie w prezencie, Czytelniku, trochę lazuru.
2.
Najpierw była tylko pociągająca, Żona D.O. Nosem. A potem przyszedł
najprawdziwszy katar, chusteczka za chusteczką, a potem jeszcze kaszel.
Przeziębienie podręcznikowe.
Więc sobotni poranek, państwo D.O.stwo spędziło w wyrku, żeby odtajać po
piątkowych peregrynacjach (krokomierz bardzo D.O. chwalił!) i zebrać trochę
sił.
W wyrku D.O. przyjrzał się bliżej mapie i wymyślił cel niedzielnej podróży.
Żona D.O. początkowo trochę zrzędziła: „nie było niczego bliżej”? Nie było,
więc 70 kilometrów na wschód, do Portopetro.
Ale gdy się tam znaleźliśmy już nie narzekała.
Dlaczego? A no popatrz, Czytelniku, na fotki, to zrozumiesz.
Po obiadku, parę kilometrów dalej, jest park naturalny Mandragon z kilkoma
fantastycznymi insenaturami, takimi fiordzikami wśród wysokich klifów.
Żeby zrobić kilka poniższych zdjęć, D.O. musiał się oddać całkiem intensywnej
wspinaczce. Buty D.O. bardzo źle zniosły ten marsz po ostrych kamieniach, ale
znacznie gorzej zniosły to kolana D.O. Więc po powrocie, znalazłszy Żonę, która
nie wypuściła się na wspinaczkę, D.O. padł na ławkę przy stole piknikowym i
przez dłuższy czas podziwiał grę słońca z igłami pinii ponad nim.
Przyjechawszy do Portopetro, państwo D.O.stwo zasiadło w tej oto knajpeczce. 29
stopni, przyjemny wiaterek od morza…
Zaraz wyjdzie na to, że przyjechaliśmy na Majorkę szukać ochłody: telefon
podpowiadał nam, że w Warszawie, w okolicy, gdzie ieszkamy, były wówczas 32
stopnie.
Nic dziwnego, że nad talerzem gazpacho i z copita de prosecco italiano D.O.
miał taką zadowolona minę.
A potem przyszedł pan kelner i oporządził nam pyszną paellę de mariscos.
Spacerek po Portopetro. Nie wszędzie można było wejść, bo na tym dalszym klifie
po prawej jest przecudnej urody ośrodek wypoczynkowy pięć gwiazdek+ bardzo
zamknięty dla postronnych.
Żeby zrobić to zdjęcie, D.O. musiał prosić o zgodę ochroniarza, który
towarzyszył mu aż do schodów, a dalej już nie wolno.
A to są ulubione roślinki D.O.
Cala de la Tore. Malowniczość wzmożona.
Onaż ci też. To są właśnie ensenaduras, te fiordziki wśród skalnych klifów.
A na klifach wille milionerów.
A to już Cala de Mandragon, ozdoba rezerwatu naturalnego o tej samej nazwie. To
w lewo zaczyna się wspinaczka po skałkach i ostrych kamieniach. A kolana D.O.
już nie te, co kiedyś: wysokie stopnie w górę, a zwłaszcza w dół to już
prawdziwy hazard.
To już całkiem zbliża się do wizji raju.
Biusty, biuściki, biuściska. Przy tej temperaturze ciężko znoszą wszystko, co
je oddziela od świata i świeżego powietrza. Może religijna histeria tu nie
obowiązuje, może wszystko, co cielesne nie jest godne potępienia?
Kolejna ensenada, owoc
wyczerpującej wspinaczki.
Ta już ostatnia w rezerwacie Mandragon.
No dobrze, ale ta już naprawdę ostatnia.
3.
A teraz obiecana wizyta w Baluardo, Muzeum Sztuki Współczesnej.
W stare mury obronne Palmy wbudowano strukturę z czystego betonu, wspaniały
przykład architektury pełnej fantazji, szacunku dla zastanego, rozmachu, wow!
Nie to co ta odrażająca hala fabryczna zwana Muzeum Sztuki Nowoczesnej w
Warszawie! A to jest Palma, niespełna półmilionowe miasto na odległej wyspie,
peryferia Europy, a deklasuje warszawskie MSN.
No i wystawiane tam dzieła: nawet lokalnych artystów potrafią dobrać z klasą,
nigdy nie ma się wrażenia, że artyści i kuratorzy chcą cię obrazić, okazać ci
pogardę, jak w MSN.
Wejście do Baluardo. Mury, a w środku struktura z betonu i szkła.
Niektóre ściany w Baluardo.
Winda w Baluardo.
Współcześni artyści z Balearów i Hiszpanii: D.O. nie znosi, kiedy „artysta”
narżnie i rozmaże, a jakiś kurator po praniu mózgu uzna to za sztukę godna
muzeum. To nic takiego nie napotkał, więc jest dobrze.
Ozdobą Baluardo jest oczywiście Joan Miró (i Ferrà). Większość tych dzieł
państwo D.O.stwo już widziało, ale zawsze to przywilej stanąć przed dziełem
wielkiego artysty.
Takimi, jak te.
Joan Miró, Deux boules
Joan Miró, Krajobraz
Joan Miró, Chevaux en fuite par le vol de l’oiseau-terreur
Antoni Tàpies, Materia w kształcie pachy
„Jak się robi muzeum”. Gdyby szefostwo resortu, władze Warszawy i kierownictwo
placówki w Warszawie przeczytali tę książkę, może nie byłoby takiego wstydu,
jakim jest MSN.
Kafejka w Baluardo. Z widokiem na miasto, zatokę, port, statki i jachty.
Kafejka w Baluardo.. Wydrukować, oprawić i napawać się urodą miejsca... Nazwisko autora znane redakcji...
OdpowiedzUsuńChciałoby się tam być. Ale natura sybaryty nie pozwala
OdpowiedzUsuńDzień dobry
OdpowiedzUsuń