DRUGI OBIEG
Sobota, 20 września 2025
1.
W mijającym tygodniu D.O. odbył kilka wypraw.
Pierwsza była do parku, jednego z piękniejszych i słynniejszych w Polsce. D.o.
lubi tam chodzić, choć nie lubi płacić za wstęp. I za parking. No, ale co
zrobisz, jak nic nie zrobisz.
Pogoda była, hmmm… zmienna. Chmurzyska i szarówa, albo obszerne przebłyski
błękitu. Czy jedno, czy drugie, wiało, jak w kieleckiem. Ale trochę kroków
natłukł, a i zdjęć natłukł niemało, co można sprawdzić tu poniżej.
2.
Wybrał się też D.O. do pana doktora. Wczoraj wcześnie rano. Pieskie życie mają
doktorzy: D.O. może czasem pospać jak pan hrabia nawet do 7.15, jeśli noc była
kiepska (i wtedy Czytelnicy na niego krzyczą), a pan doktor nie może. Pan
doktor wykonał D.O. badanie za całe trzy stówy i już robiąc je miał nietęgą
minę. No i jak dał D.O. wyniki i skierowanie na cito do szpitala, to D.O. do
szpitala pojechał, bo wyniki badań silnie to sugerowały.
Wizyta na SORze była, jak to wizyta na SORze: jak ze starej noweli rosyjskiego
hiperrealizmu: koszmarna. Wokół D.O. pojawił się szereg typów zupełnie
nieprawdopodobnych; jedni mieli brania wskazujące, że mają coś wspólnego ze
służbą zdrowia, inni nie. Niektórzy mieli język, który niegdyś określało się
jako „karczemny”, a dzisiaj jako „bluzg”. Na szczęście nie pod adresem D.O.
Zasadniczo wszyscy byli niemili, ale owa niemiłość wahała się od znudzenia i
zniecierpliwienia kolejnym chorym natrętem, do dość stanowczego chamstwa.
To był piątek po południu i w wielkim warszawskim szpitalu nie było ani jednego
chirurga, który mógłby stan D.O. ocenić, więc oceniał go internista. No, ale
ocenianie, jakie było, takie było, ale to nie wpływało na rezultat: w szpitalu
nie było się komu D.O. zająć, więc został odesłany do domu i poproszony o
powrót. Najpierw w październiku, a potem, dzięki życzliwości jednej pani z
okienka, w przyszłym tygodniu.
No, w każdym razie D.O. czeka operacja, a to oznacza, że zamilknie. Nie wie
dokładnie, którego dnia, ale nie zdziw się, Czytelniku.
Jesień!
Jesień bardziej zaawansowana, niż myślisz.
„Agonia” – ten termin pochodzi od „agonu” – zawodów sportowych rozgrywanych
przy okazji świąt religijnych. I teraz mamy właśnie taka agonię: bezlitosna
Jesień walczy ze słabnącym Latem. Kto wygra?
Już pewnie wiesz, Czytelniku, gdzie D.O. spacerował, ale nie mów nikomu, bo
kiedyś będzie więcej zdjęć z tego miejsca i wtedy nikt już nie będzie mógł mieć
wątpliwości. A te detale tworzą niepowtarzalną gęstość: rzucają wyzwanie
naturze.
Kolejne fascynujące zakątki parku.
Jak park to rabatki.
Jak rabatki to róże.
I takie cudne dywaniki. Ta żółć z zielonym, jak się spojrzy przelotnie, daje
niebieskie przebłyski.
Tutaj rabatki robią prawdziwi artyści. Can you appreciate it?
Zwycięska jesień nie dla o wydatki: rzuca na pole bitwy swoja najlepsza broń.
Nie tylko rabatki: klomby tez są.
Karol Karolinie kupił korale koloru koralowego.
Gruba kreska
Barack i Michelle Obama przyjechali do Portofino by spędzić czas na jachcie
Spielberga.
https://genova.repubblica.it/cronaca/2025/09/19/news/barack_e_michelle_obama_a_portofino-424857205/?ref=RHLF-BG-P4-S4-T1-SPAZIOFIRME4
Szpitalna rejestracja. Stanowisk dużo, personelu niedużo.
Kolorowo dzisiaj...
OdpowiedzUsuńPamiętam moje przeżycie z SOR-u we Wrocławiu. 6 godzin czekania na lekarza i stamtąd na wózku prosto na oddział z 40 st. gorączki. Ale za 2 miesiące na planowany zabieg via izba przyjęć parę minut z pełnymi rewerencjami
OdpowiedzUsuńKolory jesieni to ogromna paleta, czarowne. Zaniepokoił mnie stan zdrowia redaktora i niemoc w otrzymaniu pomocy. A co my, biedne żuczki mamy na prowincji, to proszę się tylko domyśleć. I u nas szaro, pochmurnie i deszczowo, wygrywa jednak jesień. Zdrowia po stokroć oraz dobroci tutejszanom.
OdpowiedzUsuńNo z tym zamilknie to D.O. trochę przesadził chyba 🤔😉 to taka malutka pauza będzie tylko. Życzę zdrówka.
OdpowiedzUsuń